Pytania te nie są nowe. W Starym Testamencie powracają wielokrotnie w refleksji Koheleta, który zdaniem wielu komentatorów byłby rzecznikiem determinizmu rządzącego ludzkim życiem. By zweryfikować tę tezę, jak również szukać odpowiedzi na postawione wyżej pytania, sięgniemy po Koheletową „litanią „czasów” ludzkiej egzystencji” (G. Ravasi) zapisaną w 3, 1-15.
„Wszystko ma swój czas”
Pierwszy kontakt z Księgą Koheleta zdaje się potwierdzać pesymizm mędrca. Człowiek tylko pozornie jest panem swojego życia. Zamiast być reżyserem czy aktorem, pozostaje mu pozycja biernego widza, gdyż „to, co jest, zostało już dawno nazwane, i postanowione jest, czym ma być człowiek”. „Czas i przypadek rządzi wszystkim, bo też i nie zna człowiek swojego czasu”. Punktem wyjścia radykalizmu Koheleta wydaje się być zdanie otwierające rozdz. 3 jego księgi: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod słońcem”. Następujący dalej katalog ludzkich czasów próbuje objąć całość ludzkiej egzystencji. Nie jest przypadkową liczba 27 „czasów” człowieka. Można w niej widzieć dwie symboliczne całości mnożone przez siebie: 7 jako oznakę pełni istnienia, a 4 jako wyraz pełni przestrzeni, czterech stron świata. Poetycka wizja Eklezjastesa przynosiłaby zatem to wszystko, co składa się na kondycję ludzkiej osoby, widzianą w jej paradoksalnej biegunowości i opozycyjności. Między narodzinami i śmiercią rozciąga się czas konkretnych wydarzeń, czynów i emocji, by wymienić z nich choćby niektóre wspomniane przez mędrca: płacz i śmierć, miłość i nienawiść, pieszczoty cielesne i powstrzymywanie się od nich.
Tradycyjne tłumaczenie kolejnych inwokacji czasu jako konstrukcji dopełniaczowej sugeruje, że moment wystąpienia poszczególnych zdarzeń byłby już z góry ustalony. Wraz z „czasem narodzin” otrzymywałby człowiek gotową już swoją biografię, z precyzyjnie wskazanym „czasem sadzenia i czasem wyrywania”, „czasem mówienia i czasem milczenia”, itd. Tekst hebrajski Koheleta zakłada jednak inną koncepcję czasu, wskazując tu na ściśle określony punkt czasowy, który można oddać jako „czas właściwy”. Jeśli polskie tłumaczenie „czas narodzin”, „czas śmierci”, itd. zawiera pewien odcień determinizmu (jest czas wyznaczony śmierci), to tekst hebrajski oddany dosłownie jako „czas dla rodzenia”, „czas dla śmierci”, itd. podkreśla istnienie właściwego czasu dla każdej czynności. Zdaniem Koheleta człowiek nie stoi wobec faktów dokonanych, których porządek chronologiczny pozostawałby poza jego kontrolą. Mędrzec stwierdza raczej, iż każda czynność i wydarzenie w ludzkim życiu ma swój właściwy czas. Realizm życiowy prowadzi zatem Eklezjastesa do kryzysu wiary w możliwości poznawcze człowieka.
Trud poznawania
Kohelet nie zadawala się tylko nazwaniem ludzkich „czasów”, ale sytuuje je w kontekście „czasów” wszechświata, czasów słońca, wiatru czy wód. Regularność ich występowania pozwala mu stwierdzić, iż „to, co było, jest tym, co będzie, a to, co stało się, jest tym, co znowu stanie się, więc nic zgoła nowego pod słońcem”. Podobną powtarzalność zauważa mędrzec w zdarzeniach stanowiących o ludzkim życiu, przez co postrzega on ludzką osobę jako pewną zamkniętą całość, której elementy strukturalne, objawiające się poprzez działanie, są wspólne wszystkim ludziom. Stąd wspomniane jego przekonanie, że „to, co jest, zostało już dawno nazwane, i postanowione jest, czym ma być człowiek”. Wspomniana dalej niemożność „prawowania się” z Bogiem jest tylko uznaniem przez Eklezjastesa prawdy o tym, że człowiek nie ma wpływu na swoją kondycję ludzką jako taką. Musi on zaakceptować zarówno swoje walory i możliwości, jak i swoje defekty i ograniczenia.
Realna ocena potencjału ludzkiego podjęta przez Koheleta koncentruje się przede wszystkim na zdolnościach poznawczych. Zamiast odczuwać satysfakcję z umiejętności uchwycenia pojedynczych zjawisk składających się na universum człowieka, autor przyznaje, iż „każde mówienie jest wysiłkiem, nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami”. Ludzkie słowo nie jest zdolne oddać całej rzeczywistości. Kohelet dociera do pojedynczych zjawisk, opisuje je i nadaje im nazwę, dostrzega nawet pewne ich sekwencje, ale nie potrafi uchwycić ich znaczenia. Wie doskonale, że każde z nich winno mieć swój „właściwy czas”, ale moment, w którym on się pojawia, pozostaje dla niego tajemnicą. Poszczególne wycinki życia ludzkiego muszą tworzyć pewien porządek, co oddaje termin mis, który oddany wprawdzie w Biblii Tysiąclecia przez słowo „sąd”, zakłada ideę „właściwego porządku” zachodzącego między zjawiskami. Jednak wśród ludzi nie ma nikogo, kto posiadałby „interpretację rzeczywistości, czyli umiejętność uchwycenia zależności między poszczególnymi fenomenami”.
Boża harmonia świata
Niemożność wniknięcia w logikę wydarzeń, których protagonistą jest człowiek, nie oznacza wcale, że światem rządzi chaos. Koheletowemu sceptycyzmowi wobec ludzkiego poznania towarzyszy głęboka wiara w aktywną obecność Boga we wszystkich zdarzeniach, jakie zachodzą pod słońcem. Gdy zatem w 3,11 wyznaje Eklezjastes, że Bóg „uczynił piękną każdą rzecz we właściwym czasie”, nie głosi on wcale determinizmu, lecz przypisuje Bogu wyłączną znajomość celowości poszczególnych sytuacji. Jeśli zatem człowiek nie jest w stanie rozpoznać właściwego czasu dla wszystkich rzeczy, odnajdują one swój sens i czas poprzez fakt pozostawania w ręku Boga. Ludzka znajomość wydarzeń ma charakter tylko cząstkowy, podczas gdy boska całościowy. Kohelet czyni krok dalej, gdy dodaje, że „Bóg szuka tego, co minęło”. Za tym enigmatycznym zdaniem kryje się przekonanie, iż Bóg jest zdolny nadać sens każdemu wydarzeniu nawet gdy ono, po ludzku patrząc, a często i za sprawą człowieka, nastąpiło w swoim niewłaściwym czasie. Przypisując Bogu każde dzieło pod słońcem, mimo wrażenia arbitralności Bożych decyzji, Eklezjastes, podobnie jak inny mędrzec Izraela, Syrach, głęboko wierzy w Opatrzność Bożą, która utrzymuje wszystko w harmonii i w istnieniu.
Mimo wszystko radość
Kohelet dostrzega Boże piękno nie tylko w świecie, gdyż zaraz dalej stwierdza, że Bóg „również w sercu (ludzi) włożył wieczność”. Identyfikacja Bożego daru z pragnieniem wieczności pomija jednak aspekt poznawczy, wokół którego krąży refleksja Koheleta. Ważny trop podaje Biblia Tysiąclecia, która oddaje analizowany termin jako „wyobrażenie o dziejach świata”. Misterium Boga staje się jednak dla Koheleta pomostem do odkrycia źródła szczęścia w ludzkim życiu. Uznanie zależności ludzkiego czasu od Bożej finalności prowadzi go do rozpoznania Bożego daru, któremu na imię radość. W świetle Koh 3, 13 polegałaby ona na tym, by „jeść, pić i widzieć dobro przy całym swoim trudzie”. Słowa te pozornie tylko wzywają do hedonistycznych postaw w życiu, gdyż te w innym miejscu Eklezjastes zdecydowanie odrzuca. Mówienie o jedzeniu i piciu to nic innego, jak przywołanie najprostszych, najbardziej esencjalnych czynności ludzkich, uzupełnionych później w innym miejscu o kolejne, jak na przykład o te wpisujące się w życie rodzinne. Znajdzie w nich człowiek radość, gdy przyjmie wobec nich postawę aktywną, gdy dostrzeże i będzie się radował dobrem już doświadczanym w życiu. Z tą samą radością, z jaką spożywa swój chleb, „ma się cieszyć wszystkimi latami swojego życia”. Ma je tak przeżywać, by „każde dzieło, które jego ręka napotka, podejmował według swych sił”. Nie mogąc przewidzieć do końca efektów swojego działania – wszak zna je tylko Bóg, nie powinien on ustać w swojej aktywności. Każda czynność będzie dla niego źródłem radości, gdy przyjmie ją jako dar Boży, zawierzając przy tym Bożej logice szczególnie wtedy, gdy brak pomyślności. W planie Boga jest bowiem miejsce na dni dobre, jak i na złe. Przeżywana w ten sposób radość życia otrzymuje imię bojaźni Bożej (3, 14). Jest ona szacunkiem wobec tajemnicy Boga, którego miłość, nie zawsze poddająca się ludzkiej percepcji czy też nie zawsze odpowiadająca oczekiwaniom człowieka, pozostaje mu zawsze bliska.