Po pierwsze: intensywnie
Skoki ze spadochronem czy nurkowanie z rekinami jest już passé, o czym świadczy propozycja jednego z polskich biura podróży, które zachęca do udziału w wycieczce do... Afganistanu. Mogłoby się wydawać, że ten absurdalny pomysł nie może spotkać się z większym zainteresowaniem, przecież każdy, kto choć sporadycznie śledzi programy informacyjne, zdaje sobie sprawę, że jest to obecnie jeden z najbardziej niebezpiecznych krajów, zwłaszcza dla turystów często porywanych i stających się kartą przetargową w rękach ekstremistów. Jednak bez większego trudu i pomimo ostrzeżeń ze strony Ministerstwa Obrony Narodowej znalazło się grono śmiałków. Ta niewątpliwie oryginalna propozycja to w ostatnim czasie najbardziej skrajny dowód na to, że nawet w czasie odpoczynku szukamy dodatkowej adrenaliny, w myśl zasad: by było intensywnie, by do cna wykorzystać wolny czas, by nie zmarnować szansy, by wszystko zobaczyć i wszystkiego doświadczyć. Wystarczy przywołać tu szczególnie charakterystyczną grupę turystów pewnej narodowości, którzy podczas zwiedzania chcąc wszystko uwiecznić, nie rozstają się z nieodłączną kamerą czy aparatem fotograficznym. Z trudem przychodzi nam w czasie letniego wypoczynku przestawić się niejako na stan wstrzymania. Wiedzą coś o tym szczególnie dzieci ambitnych rodziców, które po całodziennej górskiej wędrówce czy zwiedzaniu mają „napisać, co widziały”. Obiektywnie trzeba stwierdzić, że w rzeczywistości wakacje mogą stać się problemem, gdy po całym roku intensywnej pracy przychodzi nam spędzić kilkanaście dni nicnierobienia. Warto jednak spróbować, tym bardziej że coraz więcej zwolenników zyskuje nowy trend: slow.
Delektuj się
Jako pierwszy pojawił się slow food, a jego początków należy upatrywać w latach 90. i jak sama nazwa wskazuje, był wyrazem sprzeciwu wobec cieszących się coraz większą popularnością barów szybkiej obsługi, które zaczęły wypierać z rynku rodzime restauracje. Nietrudno się zatem domyślać, że jego kolebką były Włochy, gdzie jedzenie jest nie tylko formą zaspokajania głodu. Każdy, kto choć raz spędził wakacje w Italii, mógł zaobserwować, że to o wiele więcej. Posiłki spożywane pod włoskim niebem to nie tylko okazja do delektowania się tradycyjną regionalną kuchnią, to również czas poświęcony rodzinie, przyjaciołom i znajomym. Slow food sprowadza się zatem do podstawowej zasady, w myśl której posiłki mają być nie tylko smaczne, zdrowe, bo przyrządzane z szczególnie wyselekcjonowanych naturalnych składników, ale mają również sprzyjać pogłębianiu więzi i poprawiać nam samopoczucie. Niedługo po tym, jak slow food zyskiwał coraz szersze kręgi zwolenników, zaczęły pojawiać się kolejne gałęzie ruchu slow, wśród nich slow shopping, slow life czy slow holidays. Ich wspólnym mianownikiem jest zachęcania do zwolnienia tempa w każdej z wymienionych dziedzin.
By życie było dolce
Slow holidays stają się więc alternatywą dla tych wszystkich, którzy nie chcą wakacji spędzać w tempie ekspresowym. Skąd zatem powinniśmy czerpać inspiracje? Podobnie jak to miało miejsce z ruchem slow food, mówiąc slow holidays, wielu na myśl przychodzą kraje basenu Morza Śródziemnomorskiego, a zwłaszcza Włochy. Z kim przecież, jak nie z Włochami identyfikujemy znaną maksymę: dolce vita? Gdzie indziej, jak nie w Italii życie wydaje się tak proste? Na czym więc polega fenomen włoskiego stylu życia, który tak wielu turystów podpatruje podczas letniego wypoczynku? Z pewnością urzeka nas charakterystyczna pasja, która zawsze im towarzyszy, przywiązanie do rodziny i oczywiście do jedzenia. Najważniejsze jest jednak to, że obserwując Włochów, wydaje się nam, że zawsze mają czas.
Spiesz się powoli!
Nie dziwi więc fakt, że rokrocznie to właśnie włoskie słońce, kuchnia i niespieszny tryb życia rodzimych mieszkańców przyciągają tysiące turystów z całego świata. Regionem zaś wiodącym prym jest Toskania, gdzie przeszłość za sprawą śladów historii i sztuki harmonijnie koegzystuje z teraźniejszością. Drugim niezwykle popularnym regionem wśród tych, którzy chcą oderwać się od codziennego pośpiechu, jest francuska Prowansja, niejako stolica pól lawendowych, żyznych dolin i oliwnych zagajników. Każdy, kto podziwiał ten obdarzony wszystkimi darami natury region zgodzi się z prowansalską legendą, która tłumaczy powstanie Prowansji chęcią utworzenia własnego raju przez Boga, który posłużył się w tym celu najlepszymi elementami, jakie pozostały po stworzeniu. Z pewnością urlopy spędzone w jednym z wymienionych regionów dostarczą niezapomnianych wspomnieć. Co jednak, gdy finansowy kryzys dotknie i nasz wakacyjny budżet? Zarówno Toskania, jak i Prowansja stały się inspiracją dla pisarzy i reżyserów, którzy akcje swoich powieści czy filmów umieścili w tych miejscach. Warto tu wspomnieć chociażby o takich światowych bestsellerach jak „Pod słońcem Toskanii” Francise Mayera, „Wzgórzach Toskanii” Ferenga Máté, „Roku w Prowansji” Petera Mayle′a czy „Dobrym roku” z Russelem Crowem. Choć to małe pocieszenie, to zwłaszcza w obliczu niesprzyjającej pogody za oknem, warto sięgnąć po te pozycje książkowe i wybrać złoty środek trybu życia: festina lente!