Logo Przewdonik Katolicki

Kto puka do naszych drzwi?

Łukasz Wojciechowski
Fot.

Ile razy u progu naszych drzwi stanęło dwoje uśmiechniętych ludzi z Pismem Świętym w jednej ręce, w drugiej zaś trzymających kolejny numer Strażnicy lub Przebudźcie się?

Puk, puk! „Dzień dobry, czy chce Pani porozmawiać o Biblii?”. Ile razy u progu naszych drzwi stanęło dwoje uśmiechniętych ludzi z Pismem Świętym w jednej ręce, w drugiej zaś trzymających kolejny numer „Strażnicy” lub „Przebudźcie się”?

 

Świadków Jehowy, bo oczywiście o nich tutaj mowa, spotkał w swoim życiu chyba każdy z nas. Kim są ci ludzie? Dlaczego pukają do naszych drzwi? Co pragną nam oznajmić? Czy powinniśmy podejmować z nimi jakikolwiek dialog?

Najtrudniejsza wydaje się odpowiedź na ostatnie z postawionych pytań. Wiele osób zdąży zamknąć Świadkom Jehowy drzwi przed nosem, nim zdołają oni powiedzieć: „dzień dobry”. Są też tacy, którzy, oczarowani ich uśmiechem oraz znajomością Biblii, stają się niezwykle ufni, stopniowo przyjmując ich naukę. Należy jednoznacznie stwierdzić, że żadna z tych postaw nie jest właściwa dla chrześcijan.

 

Kim jesteście, drodzy goście?

Historia ruchu Świadków Jehowy - w porównaniu z innymi wyznaniami nie jest długa. Sięga początku lat 70. XIX w., kiedy to amerykański kaznodzieja Charles T. Russell zainicjował powstanie ruchu nazwanego „Badacze Pisma Świętego” (ang. Bible Students). Już w roku 1879 towarzystwo to zaczęło wydawać swoje pismo, znane nam dziś pod tytułem „Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy” (ang. The Watchtower Announcing Jehovah's Kingdom).

Jedynym miejscem poszukiwania prawd wiary dla badaczy stała się Biblia. Odrzucili oni całą tradycję chrześcijańską, uzurpując wyłączne sobie prawo do prawidłowej interpretacji Pisma Świętego.

Niezwykle trudno wyliczyć podobieństwa wiary katolickiej oraz nauki Świadków Jehowy. Znacznie łatwiej podać dzielącą je przepaść doktrynalną.

 

W co wierzycie, drodzy goście?

Najistotniejszą kwestią wyznaniową różniącą wszystkie wyznania chrześcijańskie od religii Świadków jest nauka o Trójcy Świętej. Wyznawcy Jehowy kwestionują boską naturę Jezusa i osobowy wymiar Ducha Świętego, uznając Go za bezimienną moc sprawczą Boga Ojca.

Przeczą oni nauce o nieśmiertelnej duszy człowieka. Uważają, że słowo „dusza” oznacza po prostu istotę żywą – człowieka, zwierzę, a nawet roślinę. Ich zdaniem człowiek jest w pełni śmiertelny i jedyną nadzieją dla niego pozostaje zmartwychwstanie ciał, nie zaś to, że po śmierci żyje jego dusza.

Kult Maryi – Matki Boga oraz kult świętych to, w ich opinii, zjawiska niewłaściwe. Sakralny wymiar obrazów i wizerunków świętych uznają wręcz za bałwochwalstwo.

Jako organizacja jednoznacznie odrzucają struktury kościelne, negując całą sukcesję apostolską. Przejawia się to m.in. w tym, że nie uznają prymatu biskupa Rzymu jako następcy św. Piotra.

Konsekwencją negacji nauki o Jezusie jako Bogu i doktryny o obcowaniu świętych jest to, że nie świętują Bożego Narodzenia ani imienin. Jedyną istotną dla nich datą jest 14 dzień żydowskiego miesiąca Nisan (przełom marca i kwietnia), w którym obchodzą pamiątkę śmierci Chrystusa. Uroczystość ta nie ma jednak nic wspólnego ze świętami Wielkiej Nocy. Dla katolika bowiem okres Triduum oraz poranek zmartwychwstania to realne uobecnienie i ponowne przeżycie wydarzeń paschalnych. Dla Świadków zaś jest to wyłącznie wspomnienie, kolejna rocznica wydarzeń sprzed niemal dwóch tysięcy lat.

Wyznawcy Jehowy głoszą bliskie nadejście tysiącletniego panowania Chrystusa na ziemi. Ich teoria w znacznej mierze opiera się na dosłownej interpretacji Janowej Apokalipsy 20,1-7, gdzie mowa o tym, że Mesjasz, po pokonaniu i uwięzieniu wrogów, przez tysiąc lat będzie królował na ziemi wraz z tymi, którzy oddali swe życie, głosząc Słowo Boże. Po tym okresie szatan zostanie uwolniony, by stoczyć ostateczny bój z Bogiem. W walce tej zniszczone zostanie wszelkie zło i nastanie nowy porządek – miłości, braterstwa, bez chorób i wojen. Zdaniem Świadków niebiańskie szczęście osiągnie wyłącznie 144 000 wybranych, którzy wraz z Chrystusem zapanują nad owczarnią, cieszącą się szczęściem na ziemi. Oczywistym jest to, że wybrańcami będą wyłącznie wyznawcy Jehowy – jednak ich liczba sięga obecnie około siedmiu milionów. Dla całej reszty -  nawet dla sympatyków ich religii, znajdzie się miejsce w królestwie ziemskim.

 

Jak żyjecie, drodzy goście?

Ci, którzy mieli okazję porozmawiać ze Świadkami, nie mogą zaprzeczyć, że gdy rozprawiali oni o Biblii, zawsze emanowała od nich radość i entuzjazm. Uśmiechali się, wzbudzając nasze zaufanie, a przekonanie, z jakim głosili swą naukę, wywoływało podziw dla głębi ich wiary.

To literalny odbiór nauk biblijnych kształtuje ich wizerunek etyczno-moralny. Mają wręcz obowiązek odrzucić kłamstwo i nieuczciwość. Obce im są obsceniczne i wulgarne gesty, nie nadużywają alkoholu, nie zażywają narkotyków. Trzy razy w tygodniu zbierają się w tzw. Salach Królestwa na spotkaniach swego zboru. Nade wszystko jednak oddają się wykładaniu swej doktryny we wszelkich możliwych formach. Najpopularniejszą jest oczywiście „pukanie do drzwi”. Poza tym mają własną prasę, strony internetowe, prowadzą także zażyłą korespondencję ze swymi sympatykami.

Bardzo wiele czasu poświęcają lekturze Biblii. Posiadają własne tłumaczenie Pisma Świętego zwane „Biblią w Przekładzie Nowego Świata”. Uczestniczą w kursach i szkoleniach doskonalących ich wiedzę biblijną. Właśnie to oddanie Księgom Świętym sprawia, że stając u naszych drzwi Świadkowie są doskonale przygotowani do rozmowy.

 

A niech was..., drodzy goście

Gdy z ust wyznawców Jehowy padną już znamienne słowa o nasze zainteresowanie Biblią, postarajmy się przyjąć postawę godną chrześcijan. Nie zamykajmy im drzwi przed nosem, wszak to nie przystoi! Jeśli nasza znajomość Biblii pozostawia wiele do życzenia, grzecznie podziękujmy za rozmowę: przygotowanie naszych gości jest doskonałe, dobrze byłoby, gdybyśmy nie wykazali się przed nimi naszą ignorancją. Powinniśmy jednak częściej sięgać po Pismo Święte, to nasz chrześcijański obowiązek! Sam św. Hieronim napisał przed wiekami, że „nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”. Brak czasu? Istnieją szczegółowe plany lektury Pisma Świętego, zgodnie z którymi bez wielkich wyrzeczeń można przeczytać je całe w rok, dwa lub trzy lata. Warto też orientować się, jak Biblia powstawała i poznać podstawowe zasady jej interpretacji.

Dopiero odpowiednio przygotowani możemy spróbować swych sił w rozmowie ze Świadkami. Przygotujmy się jednak na to, że wyznawców Jehowy nie przekonamy do słuszności naszych prawd i teorii. Nie przyszli oni słuchać, lecz przekonywać do swoich racji. Po cóż więc z nimi rozmawiać? Choćby dlatego, żeby sprawdzić swą wiedzę biblijną i z przekonaniem bronić swej wiary. Naszą postawą dajemy świadectwo uczniów Chrystusa!

A postawa Świadków niech będzie dla nas swego rodzaju wzorem: ludzie ci mają bowiem niebywałą zdolność do pojawiania się w mieszkaniach osób dotkniętych nieszczęściem, jak choćby śmierć kogoś bliskiego. Bardzo wątpliwe, by wizytom tym przyświecała tylko braterska troska. Jest to raczej doskonała okazja, by wykorzystać trudną sytuację i pełną współczucia postawą przekonać do swych racji.

Pamiętajmy więc o naszych bliskich, znajomych czy sąsiadach, których codzienność została naznaczona życiową tragedią. Czasami nie potrzeba zbyt wiele, wystarczy zwykły telefon lub krótka wizyta na przysłowiową kawę. Nie pozwólmy, by ludzie ci wraz z kimś bliskim tracili także wiarę. Wiarę w Jezusa – naszego Pana i Boga, Ducha – Pocieszyciela oraz Matkę – Bogurodzicę, która pod krzyżem roniła łzy, patrząc na zbawczą śmierć swego Syna.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Recenzent
    27.01.2017 r., godz. 11:23

    Jak czytam te komentarze to stwierdzam, że powstało w tym miejscu niezłe kółko dyskusyjne na poziomie uniwersyteckim. Ciekawe: czy w Seminariach uczą kleryków takich szczegółów? Pytanie jest uzasadnione, gdy weźmiemy pod uwagę, że przed II wojną światową księża byli wyczulani na problemy innych wyznań poprzez różne publikacje naukowe, m. in. w Poznaniu. Świat endecko-katolicki był w tym przypadku jednoznaczny. Tyle, że po wielu latach, gdy wszystko się zmieniło, nikogo już nie obchodzą dywagacje o jakiejś tam "Strażnicy" (z całym szacunkiem dla wszystkich ludzi!), albowiem te sprawy nikomu nie są potrzebne w codziennym życiu (niby do czego miałyby być potrzebne???). Artykuł z "Przewodnika Katolickiego" mówi nam, że przed drzwiami naszych mieszkań stoją różni goście. Przestrogi są tutaj nie na miejscu, gdyż każdy dorosły człowiek ma swój rozum, a jeśliby go nie miał, to wszyscy dobrze wiemy, że obecne życie jest okrutne, a Polak mądry jest po szkodzie, gdy ludzie obecnie patrzą jedynie na kasę, a nie na istotę wiary. Przecież dzisiaj nikogo nie obchodzą jakieś różnorodności religijne, a chyba tylko naiwniak wpuszczałby do domu obcego gościa, choć tradycja katolicka tak właśnie mówi podczas świąt Bożego Narodzenia. Podsumowaniem niech będą słowa: istne trzy światy, po prostu koniec świata i koniec tego pisania.

  • awatar
    Andreas
    21.01.2017 r., godz. 17:26

    Herr Johannowi mogę dopowiedzieć, że Paul Balzereit dnia 25 czerwca 1933 w Berlinie podczas kongresu badackiego zainicjował pieśń "Chwalebna nadzieja Syjonu", czyli "Zions herrliche Hoffnung" [nr 64, śpiewnik Zionslieder z 1933 r.]. Melodia hymnu narodowego była tutaj drugorzędna, gdyż bardziej liczyła się ludzkie zaufanie Bogu, choć modlitwa poprzez pieśni miała oczywiście swoje znaczenie zgodne ze słowami św. Pawła, by wychwalać Boga poprzez pieśni i hymny pełne Bożego ducha. Paul Balzereit po II wojnie światowej jako ewangeliczny chrześcijanin w DDR też bardzo się zasłużył, choć powstaje pytanie: dla kogo? [to jest już dzisiaj bez znaczenia historycznego]. Stare słowa religijnej pieśni z DDR mówią dobrze: "Unfirede herrscht auf der Erde...".

  • awatar
    Johann1
    20.01.2017 r., godz. 12:07

    Heinzkarl słusznie zauważył istnienie przepięknej pieśni "Ciągły niepokój na ziemi, wojny i wojny bez końca", której dzisiaj w Kościołach praktycznie się nie śpiewa w Polsce (w 1981 r. pieśń śpiewano bardzo mało). Tak więc warto przecież pamiętać o "Unfriede herrscht auf der Erde, Kriege und Streit bei den Voelken", jak i o czasach kiedy ona powstała. Serdecznie pozdrawiam.

  • awatar
    Heinzkarl 1
    20.01.2017 r., godz. 11:37

    Można się zgodzić z Herr Johannem przy dodaniu kilku szczegółów. Po pierwsze: "The old rugged cross" napisane zostało w Kościele Metodystów w USA, znane także na ziemi niemieckiej jako "Das alte rauhe Kreuz". W Poznaniu ową melodię śpiewał Bernard Ładysz. Szkoda, że w Kościołach Katolickich nie mówi się o autorze tej pięknej pieśni nota bene ekumenicznej. Po drugie: słynną melodię zatytułowaną "Golgota" do słów: "To nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech" napisała Pani Halina Kudzin z Kościoła Zielonoświatkowego, a pierwsze wykonanie nastąpiło w jednym z Kościołów Katolickich, o czym także już się nie pamięta, a co wiemy z czasopisma "Chrześcijanin". Natomiast prof. Zofia Konaszkiewicz z Warszawy, pseudonim "Zofia Jasnota", napisała pieśń: "Ciągły niepokój na ziemi, wojny i wojny bez końca", która to pieśń zarówno w języku niemieckim, jak i polskim była śpiewana w 1987 r. w Berlinie Wschodnim, gdy jeszcze istniało DDR Ericha Honeckera, w Polsce nazywane jako NRD. Miało to swoje duże znaczenie, gdy Erich Honecker składał wizytę papieżowi w Watykanie w 1983, z prośbą o złożenie pielgrzymki do NRD (nigdy do tego nie doszło), z renowacją nielicznych kościołów w latach 1983-1987 w Berlinie Wschodnim, jak i w Erfurcie. W DDR nie można było śpiewać katolickiej pieśni "Z tej biednej ziemi", gdyż obawiano się ucieczek ludności do Bundesrepublik, pomijając już całą kwestię wyznaniową pod rządami Margot Honecker, która w stolicy Wielkopolski dostała przecież przepiękną uniwersytecką nagrodę (ale to już zupełnie inna sprawa, dziś już nic nie warta). DDR-owskie marzenie wizyty papieża w Erfurcie spełnił dopiero papież Benedykt XVI, a polski papież złożył kolejną wizytę w Berlinie dopiero po zjednoczeniu Niemiec (z tej renomy nie skorzystało DDR). Z szacunkiem.

  • awatar
    Johann
    20.01.2017 r., godz. 10:22

    Czytając komentarz Hansa mogę tylko dodać, że najpiękniejszą pieśnią Bibelvorscher, czy Zeugen Jehovas w Poznaniu, a także następnie w Posen, była słynna pieśń nr 64, zatytułowana: "Zions herrliche Hoffnung". Zdaję sobie sprawę z tego, że polscy Badacze odchodzili od słowa 'Zion' , lecz owa pieśń miała bardzo duże znaczenie w latach 1905-1939 także w Poznaniu w kontekście Nowego Jeruzalem, którego bramy piekielne nie zdobędą, mając na uwadze okres II wojny światowej. Melodią był tutaj Kaiserlied, czyli hymn niemiecki do słów: "Deutschland, Deutschland...". Gdy hitlerowcy uważali w zapoczątkowanej 1000-letniej Rzeszy narodu niemieckiego, że wojna Hitlera będzie ostatnią w dziejach ludzkości, a szczególnie owego narodu niemieckiego, to dla Zeugen Jehovas w Posen istniało przecież 1000-letnie Królestwo Jezusa z licznymi wojnami i prześladowaniami ludzi wierzących. To musiało wzbudzić niepokój Hitlera, który potrzebował żołnierzy na licznych frontach, a tutaj przeciwstawili się pacyfiści. Tak powstała tragedia dla niejednego człowieka. Czy ta pieśń śpiewana w Posen w języku niemieckim kogoś ocaliła - w to raczej wątpię, mogła niejednego jeszcze bardziej pogrążyć w kontekście obozów koncentracyjnych. Nie wiem dlaczego tych spraw nie opisuje się w "Przewodniku Katolickim"? Przecież Śpiewnik Blasku Tysiąclecia wydany w 1948 r. w Nowym Jorku podaje, że polscy Badacze Pisma św. także w Poznaniu śpiewali pieśni katolickie takie, jak: "Z tej biednej ziemi" i "Kiedy ranne wstają zorze". Gdy spojrzymy do starych kancjonałów (śpiewników) metodystycznych w Poznaniu dostrzeżemy, że także tutaj śpiewano "Kiedy ranne wstają zorze" w 1947 r. Dodajmy na koniec: "Kiedy ranne wstają zorze" i "Wszystkie nasze dzienne sprawy" śpiewano w Seminarium Teologicznym w Malborku Kościoła Chrześcijan Baptystów w latach 1947-1951 kiedy to rektorem tej Uczelni był pastor mgr Alfred Władysław Kurzawa (1955-1973), co zapisało nam czasopismo "Chrześcijanin" związane z Ewangelicznymi Chrześcijanami, Baptystami, Zjednoczonym Kościołem Ewangelicznym, a ostatecznie z ugrupowaniami zielonoświąkowymi. Pozdrawiam.

  • awatar
    Heinzkarl
    19.01.2017 r., godz. 17:27

    A czyż nie warto dodać Herr Hans, że czasopisma Badaczy Pisma św. różniły się między sobą nieznacznie, ale zawsze wzorcem była pierwotna amerykańska "Strażnica", gdy na jej miejsce powstała polska "Straż", która sobie zachowała słowo 'Straż' a starej "Strażnicy" oddała 'nic' na zasadzie "Staż-nic-a". Pamiętajmy, że ci ludzie musieli w obozach koncentracyjnych dawać przed śmiercią swoje świadectwo wiary rozpoczynające się w niemieckich słowach: "Ich glaube fest...", gdy gestapo, jak i sami katoliccy Polacy nie rozróżniali tych drobnych grup badackich. Prawdą jest, że niejeden badacz w obozach załamał się (życie nikogo w tym momencie nie rozpieszczało), że po wyjściu z obozu podczas działań zbrojnych musiał z bronią w ręku iść na front wschodni, z którego raczej już nikt nie wrócił. Dlatego też uważam, że artykuł w "Przewodniku Katolickim" jest tylko namiastką większej całości, która jeszcze oczekuje na swoje opracowanie. Przesyłam wiele serdeczności.

  • awatar
    Hans Engelbert
    08.01.2017 r., godz. 20:05

    Artykuł wspaniały! Naprawdę dziękuję. Tyle, że warto by napisać coś więcej czym jest owa "Strażnica" w kontekście "Brzesku Nowej Ery", "Straży", czy epifanijnej "Teraźniejszej Prawdy". Czyż nie warto w tym miejscu dopowiedzieć o różnicy Stowarzyszenia Badaczy Pisma św. od Zrzeszenia Wolnych Badaczy? Czy nie warto wspomnieć, że Wolni Badacze działali także w strukturach Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w Poznaniu przy ul. Bydgoskiej? Można jeszcze tylko dodać, że Hipolit Oleszyński w Ameryce działał bardzo blisko Towarzystwa Strażnica jako wzorca dla innych czasopism badackich, także z ówczesną szatą graficzną. Z tego wszystkiego mógłby powstać na pewno następny artykuł na przykład o zabiegach Wiktora Stachowiaka w celu budowy Domu Modlitwy dla Epifanii przy ul. Dziewińskiej, kolportażu prasy Strażnicy na poznańskim Junikowie w latach 50-tych XX wieku, czy o inż. Stanisławie Szatanie, który krótko przed wybuchem II wojny w Poznaniu z ramienia Magistratu zajmował się Epifanią wraz z wizytą Paula Johnsona nad Wartą. Serdecznie pozdrawiam.

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki