Logo Przewdonik Katolicki

Bóg w dom. Uwagi przedkolędowe

Monika Białkowska
Fot.

Mówią złośliwi w dowcipach, że różnica między matką a teściową jest taka, że matka przychodzi z wizytą, a teściowa - z wizytacją. I jeżeli warto ten dowcip dziś przypomnieć to dlatego tylko, aby uświadomić, że wejście księdza do naszego domu nie jest wizytacją, a wizytą - wizytą duszpasterską.

 

 

 

Obowiązek wizyty duszpasterskiej nakłada na księży Kodeks Prawa Kanonicznego, w którym czytamy, że „proboszcz winien nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygować”.  

 

Idźcie i głoście

Już w średniowieczu w dokumentach kościelnych zanotowano, że Boże Narodzenie powinno być czasem szczególnego kontaktu duszpasterzy z wiernymi. Źródeł tej tradycji można doszukiwać się w świadectwie Ewangelii o Mędrcach ze Wschodu, którzy „inną drogą” wrócili do swojego kraju. Pobożna legenda dopisała do ewangelicznych zdań opowieść o tym, jak to powracający z Betlejem zachodzili do pobliskich miast i wiosek, opowiadając o Nowonarodzonym. Czymże innym była ta wędrówka, jeśli nie pierwszym kolędowaniem?  

 

Po obu stronach barykady

Nie ma co się oszukiwać - z kolędą kłopoty mają i księża, i wierni. Ci pierwsi mówić będą o fizycznym zmęczeniu i pewnym zakłopotaniu, które towarzyszy wchodzeniu do domów ludzi, którzy nie mogą doczekać się wyjścia nietypowego gościa. Drudzy narzekać będą na pośpiech i brak poświęconej im uwagi, traktować będą kolędę jak przykry obowiązek lub po prostu zbiórkę pieniędzy.

Być może na wsiach, gdzie proboszcz dobrze zna już drugie albo trzecie pokolenie swoich parafian problemy te są mniej widoczne - ale w dużych parafiach wokół praktyki wizyt duszpasterskich narastać może frustracja. Ani duchowni, ani wierni nie są zadowoleni z poziomu „kolędy”, a coraz więcej mieszkań pozostaje przed duszpasterzami zamkniętych. 

 

Do celu

Frustracja i rozczarowanie mogą wynikać z braku zrozumienia, jaki jest prawdziwy cel kolędowania. Nie jest nim bowiem ani prowadzenie głębokich, duchowych rozmów z parafianami, ani kościelna „kontrola” czy inwentaryzacja dusz, ale wspólna modlitwa. Kapłan przychodzi do mieszkania, aby wspólnie z domownikami dziękować za odebrane przez nich łaski i prosić o błogosławieństwo dla rodziny w nowym roku. Jednocześnie wizyta ta staje się okazją do uczynienia publicznego wyznania wiary i przyznania się do bycia członkiem parafialnej wspólnoty. Wszystko inne dobro kolędy dzieje się już tylko przy okazji.

Przy takim potraktowaniu wizyty kolędowej mniej spotka nas rozczarowań. Jeśli ktoś potrafi i chce godnie przyjąć gościa, nie będzie dla niego stanowiło przeszkody to, że ów gość wejdzie w jego progi na kilka zaledwie minut. Na odwiedzenie jednej rodziny kapłan ma zwykle około 10 - 15 minut: to za mało, aby prowadzić skomplikowane dysputy, ale wystarczająco, by zasygnalizować swoje kłopoty lub wątpliwości i umówić się na inny, dogodny termin.  

 

Pod górkę

O szóstej rano pobudka, brewiarz, konfesjonał. Msza św., śniadanie w biegu, od ósmej do piętnastej - szkoła. Obiad odgrzany w mikrofalówce, bo o 15.30 już czekają na księdza z kolędą. Kilkadziesiąt rodzin, powitań i pożegnań, upału w mieszkaniach i mrozu na korytarzach, psy, dzieci, rozmowy utykające w miejscu lub płynące tak, że wyjść trudno, choć zegar pogania nieubłaganie. W domu jeszcze nieszpory, jeszcze lekcje na jutro, jeszcze oceny wystawić trzeba na semestr. Nie wiadomo kiedy robi się północ: ani czasu na jakieś wiadomości ze świata, na książkę czy choćby ogarnięcie rosnącego w mieszkaniu bałaganu.

Tak mniej więcej wygląda powszedni dzień księdza w czasie kolędowym. Fizyczne zmęczenie jest jednak tylko jednym z elementów, które mogą utrudnić przeżycie dobrego spotkania księdza z parafianami. Jak bowiem spotkać tych, którzy na czas kolędy zamykają się w sąsiednim pokoju, oglądając telewizję? Tych, którzy wychodzą z domu, próbując ukryć życie w nieformalnym związku? Którzy dziwią się, że jakiś nowy ksiądz do nich przyszedł, choć on przecież już czwarty rok pracuje w tej samej parafii? Jak wreszcie spotkać tych, którzy chcą tę wizytę mieć jak najszybciej z głowy i nie próbują podjąć nawet zdawkowej rozmowy? Takie zachowania nie należą do rzadkości - wciąż bardzo słabo przygotowani jesteśmy do mądrego wykorzystania spotkania z kapłanem w naszym własnym domu. 

 

W takim razie - po co?

Może w takim razie w ogóle zaprzestać „kolędowania”, może wprowadzić działający gdzieniegdzie system odwiedzin duszpasterskich jedynie na indywidualne zaproszenie?

Choć przyjęcie takiego rozwiązania oszczędziłoby księżom zmęczenia i widoku zatrzaskujących się przed nimi drzwi, a wielu parafianom - stresu i napięcia, to w znaczący sposób ograniczyłoby docieranie Ewangelii do najbardziej potrzebujących. Jest prawie regułą, że właśnie po odwiedzinach duszpasterskich do kancelarii parafialnych zgłaszają się ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych, chcący uregulować swoje życie przed Bogiem. To podczas osobistej rozmowy z księdzem okazuje się, że przeszkody, o których sądzili, że są nie do pokonania - w zasadzie nie istnieją albo są niewielkie. Większość tych ludzi zapewne nie wystosowałaby do księdza specjalnego zaproszenia - gdyby sam nie zapukał do ich drzwi.

Właśnie to pukanie do drzwi staje się okazją do przełamania anonimowości, do wyrażenia swoich uwag na temat życia parafialnego, do rozmowy o wątpliwościach. Dla kapłana to szansa nie tylko dotarcia do tzw. „trudnych rodzin”, ale również do poznania warunków życia parafian, kłopotów i radości powszedniego rodzinnego życia, w którym sam nie ma udziału. 

 

Przykazania dla gościa

W ubiegłym roku o. Jacek Prusak SJ sformułował na łamach „Tygodnika Powszechnego” sześć przykazań dla księdza, chodzącego „po kolędzie”. Po pierwsze: zamknij za sobą kancelarię. W tym miejscu jesteś gościem, a nie gospodarzem. Ogłoś, że wizyta nie jest związana z otrzymaniem koperty i bądź wdzięczny za każdy wdowi grosz.

Po drugie: nie chowaj się za kartotekę. Nie daje ci ona prawa do pytania o wszystko - to wizyta, nie przesłuchanie. Kartoteka nie jest ani wejściówką do Kościoła, ani przepustką do nieba.

Po trzecie: pozwól im się pokazać. Dom odsłania swoich mieszkańców. Nie baw się w śledczego - ugoszczą cię tak, jak potrafią. Słuchaj ich, aby ich poznać, nie osądzać - nie ustawiaj w ich domu ambony ani konfesjonału. Bóg nie potrzebuje twojej wiedzy - potrzebuje twojej obecności między nimi.

Po czwarte: szanuj ich wolność i sumienie. Nie zabieraj się do natychmiastowego nawracania. Duszpastersko osiągniesz więcej, jeśli będziesz towarzyszem ich drogi, a nie stróżem moralności, przekonanym o własnej nieomylności.

Po piąte: odróżniaj niemoralność od niemocy. Z pewnością natrafisz na sytuacje, które wzbudzą twój sprzeciw. Wyciągnij wtedy Ewangelię, a nie linijkę. Bądź z ludźmi tam, gdzie są teraz, a nie mów im, gdzie być powinni.

Po szóste: nie traktuj kolędy jak maratonu. Metą kolędy nie jest ostatni numer domu. Nawet jeśli musisz przejść przez wszystkie numery, chodź tak, abyś nikogo nie potrącił. Niech kolęda będzie dla ciebie pielgrzymką, a nie oznakowaną trasą po terenie parafii. 

 

Przykazania dla gospodarza

Jeśli uznać, że przykazania dla chodzących po kolędzie księży są cenne i tak właśnie chcielibyśmy być potraktowani, warto również zastanowić się nad przykazaniami dla nas, gospodarzy. Owocność spotkania zależy przecież w równej mierze od obu stron.

Po pierwsze: przygotuj się. Nie pozwól uciec z domu dzieciom czy mężowi. Sprzątnij mieszkanie, ustaw na stole krzyż i świece, przygotuj wodę święconą. Kwiat na stole również będzie znakiem, że to ważne spotkanie. Zamień rozdeptane kapcie na buty, ubierz się odświętnie.

Po drugie: miej o czym rozmawiać. Wykaż zainteresowanie życiem parafii. Pomyśl, o co chciałbyś zapytać. Może coś zaproponować? Może podziękować za jakieś słowo czy wydarzenie? Może wyjaśnić jakieś wątpliwości? Jesteś gospodarzem: zadbaj, by nie zapadała krępująca cisza.

Po trzecie: nie zadręczaj. Twoje choroby są ważne, ale wyobraź sobie, jakbyś się czuł, musząc wysłuchać szczegółowych medycznych analiz w kilkudziesięciu domach dziennie? Jeśli masz psa, zamknij go w innym pokoju: zarówno agresja, jak i nadmierna czułość obcego zwierzęcia mogą być męczące.

Po czwarte: bądź wyrozumiały. Nie obrażaj się, że ksiądz ma dla ciebie tylko chwilę. Pomódlcie się wspólnie. Jeśli potrzebujesz więcej czasu i dłuższej rozmowy, wykorzystaj kolędę, by umówić na spotkanie w spokojniejszym czasie.

Po piąte: pamiętaj o ministrantach. To zwykle małe dzieci, które w czasie, gdy ksiądz rozmawia z tobą, marzną na korytarzu albo przed domem. Może warto podać im kubek gorącej herbaty?  

„Gość w dom - Bóg w dom”, jak głosi staropolskie przysłowie. Niech ksiądz chodzący po kolędzie nie będzie gościem gorszej kategorii, przyjętym mniej serdecznie, niż nasza rodzina czy przyjaciele. Zwłaszcza, że nie przychodzi z wizytacją, nie przychodzi jeść ani pouczać, ale przynieść do naszego domu błogosławieństwo Boga. 

 

Monika Białkowska

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki