Logo Przewdonik Katolicki

Afrodyta i alkohol

Mirosław Glazik
Fot.

Jam jest Pan, Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. I. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Pewien mój znajomy żył szczęśliwie i spokojnie z żoną i dwojgiem dzieci. Któregoś dnia pojawiła się kobieta o wielkich, błękitnych oczach i urzekającym warkoczu. Wynurzyła się jak Afrodyta z morskiej piany, a on zapominał o świętej granicy...

Jam jest Pan, Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
I. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.


Pewien mój znajomy żył szczęśliwie i spokojnie z żoną i dwojgiem dzieci. Któregoś dnia pojawiła się kobieta o wielkich, błękitnych oczach i urzekającym warkoczu. Wynurzyła się jak Afrodyta z morskiej piany, a on zapominał o świętej granicy między dobrem a złem. Zanurzył się w fali zamętu.

Nowe życie miało być rajem, a okazało się początkiem koszmaru. W jakimś momencie mężczyzna poczuł, że łatwiej znosi tęsknotę i rozdarcie swojego wnętrza, gdy znajduje się na lekkim rauszu. Z czasem wszystkie świętości przesłonił alkohol. Znajomy przestał się modlić, opuszczał niedzielne Msze Święte. W jego duszy jak chwast rozrastał się alkoholowy niepokój. Zdarzało się często, że wyśpiewywał na cały głos: „Whisky, moja żono! Tyś najlepszą z pań…”. Nie potrafił już żyć bez znieczulenia. Bliscy bali się tych chwil; on czuł ich lęk.

Tak minęło wiele lat razem, lecz osobno. Aż przyszedł dzień, gdy u kobiety lekarze rozpoznali istnienie i rozwój nieuleczalnego nowotworu. Śmierć wyrwała ją z alkoholowego piekła. Podczas gdy bliscy i dalsi znajomi, szykujący się do pogrzebu, serdecznie wspominali zmarłą, mężczyzna nadal pił bez umiaru, wierny swojemu pogańskiemu guru. Zamroczonego niósł prąd żałobnego konduktu. W ten sposób znalazł się w kościele. Usiadł na zaszczytnym miejscu, blisko trumny z doczesnymi szczątkami niebieskookiej Afrodyty. Niebawem zasnął. Nie słyszał modlitw ani śpiewów; spał w najlepsze, gdy żałobnicy opuszczali kościół, zmierzając za trumną na cmentarz.

Mężczyzna pozostał sam. Jego oddech zakłócał ciszę panującą w domu Bożym. Z wizerunków patrzyły na śpiącego milczące oczy świętych Pańskich.

*


Nie boję się lęku
ani was młodzi
naćpani piwosze
moc moja wypływa z ziemi
ból mój wsiąka w zmarzniętą
trawę podleśnej łąki

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki