Logo Przewdonik Katolicki

Brama życia

Małgorzata Szewczyk
Fot.

Starożytne cmentarze, grobowce, mauzolea, sarkofagi ślady przeszłości, skarbce pokoleń kryjące bogactwo kultury, tradycji, sztuki... A wszystko budowane i pielęgnowane po to, by zagłuszyć bolesną świadomość przemijania, końca, kresu życia. Oswajanie śmierci jest równie stare jak próby odpowiedzi na sens cierpienia i bólu czy źródło zła. Śmierć zawsze budziła respekt,...

Starożytne cmentarze, grobowce, mauzolea, sarkofagi – ślady przeszłości, skarbce pokoleń kryjące bogactwo kultury, tradycji, sztuki... A wszystko budowane i pielęgnowane po to, by zagłuszyć bolesną świadomość przemijania, końca, kresu życia.

Oswajanie śmierci jest równie stare jak próby odpowiedzi na sens cierpienia i bólu czy źródło zła. Śmierć zawsze budziła respekt, gorycz, żal, owiana mgłą tajemnicy, niezależnie od tego, czy umierał król czy sługa, kardynał czy ateista, szlachcic czy chłop, kupiec czy żebrak, stara kobieta czy dziecko. Śmierci heroiczne, patetyczne, medialne, samotne, anonimowe – każda z nich ma swoją historię, swój czas i miejsce, ale każdą poprzedzało to, co najcenniejsze – życie. Bo życie i śmierć, choć antynomiczne, są ze sobą zadziwiająco powiązane.

Tabu czy fatum?
Biologia jest bezlitosna: bez śmierci nie ma życia. Co roku stajemy się uczestnikami agonii przyrody. Jesienią bowiem umierają kształty, kolory, głosy, szepty, wonie... Media vita in morte sumus – pośrodku życia w śmierci jesteśmy – przypominają się słowa starożytnej maksymy, choć na co dzień o tym jakoś nie pamiętamy. Doświadczenie poucza nas przecież, że to zawsze umierają inni, nasi bliscy, znajomi, przyjaciele lub po prostu obcy. Nekrologi czytamy jak każdą inną informację, a może nawet jako ciekawszą i „wygodniejszą”, bo o skondensowanej treści. I choć to może dla niektórych zbyt drastyczne i prawdziwe, ale nie ma się co dziwić. No bo jak przyjąć w wyjątkowy sposób coś, co zostało przez współczesny świat, a zwłaszcza przez mass media, zdewaluowane.

Przemijanie, śmierć „nie lubią” hałasu, obca jest im pusta retoryka czy niepohamowany pęd za informacją, które jednocześnie wiążą się z niedoborem znaczenia. Dzisiaj poszukuje się wciąż nowych bodźców, kategorii, znaczeń. Średniowieczny karnawał trwa nie jakiś określony czas, ale cały rok. Człowiek sam siebie wprowadził w spiralę postępu, technizacji i konsumpcji, i nie potrafi jej zatrzymać. Paradoks współczesnego człowieka polega też na tym, że z jednej strony wierzy w Heraklitowe słowa panta rhei (wszystko płynie), spostrzega, że nic już nie jest stałe, a z drugiej ze wszystkich sił wzbrania się przed odwieczną prawdą, że on sam przemija. W natłoku rzeczy, wydarzeń, wrzawy zgubił po drodze coś, co było przekazywane z pokolenia na pokolenie: aksjomat o odwiecznym porządku świata – jeśli jest życie, musi być i śmierć.

Jak wobec wielości podniet i spraw doczesnych odnaleźć jeszcze miejsce na takie „niepraktyczne” sprawy jak umieranie, żałoba, krzyż? Słowa te brzmią dzisiaj nierzadko w uszach niejednego człowiek jak ewangeliczny cymbał. Skoro współczesna kultura oraz media usilnie starają się zatuszować pewne problemy czy zagadnienia dotyczące naszego życia, skoro nieustannie wmawia się człowiekowi, że może stać się panem swojej egzystencji, że ma prawo decydować o swojej śmierci, to czy problematyka eschatologiczna może jeszcze znaleźć rację bytu?

Przecież w coraz doskonalszy sposób próbujemy zapanować nad naszym przemijaniem. Nauka, technika nastawione są przede wszystkim na wynajdywanie rewelacyjnych rozwiązań, poszerzanie zakresu ludzkich możliwości. Wystarczy wspomnieć tu rozwijającą się genetykę (nierzadko na granicy etyki lub przekraczającą jej zasady), kosmetologię, medycynę estetyczną, elektronikę czy choćby fotografię. Wszystko to ma uczynić człowieka nieśmiertelnym, zatrzymać upływający nieubłaganie czas, bo przecież trzeba jakoś wyglądać, mieszkać, żyć... Najważniejsze, by jakoś utrwalić teraźniejszość, nie dopuścić, by coś nam umknęło, przeminęło. Oszukujemy samych siebie. Umarło w nas niemowlę, dziecko, młodzieniec... Coraz bliżej nam do bramy życia – jak mówił o śmierci św. Bernard. Paradoksalnie „tylko nieobecni są najbliżej”, pisał ks. Jan Twardowski, który zresztą w jednym z wywiadów wyznał, że idąc na cmentarz, nie czuje smutku, bo odwiedza swoich znajomych, którzy wyprzedzili go w drodze do wieczności.

Człowiek myśli obrazami, dzisiaj częściej przemawia do nas właśnie obraz niż słowo. Zapisujemy więc klatka po klatce zdarzenia, utrwalamy krajobrazy, zachody słońca, wspomnienia... Nic jednak nie jest w stanie zatrzymać upływających lat. Niezależnie od tego, jak bardzo byśmy się starali przedłużyć nasze życie, przywołując Pasierbową metaforę „pierwszy już bez powietrza oddech”, i tak nadejdzie. Każda chwila przybliża nas do wieczności.



Jak piasek w klepsydrze
W ikonografii symbolem przemijania jest m.in. klepsydra. Upadające w ułamku sekund ziarenka piasku obrazują upływające chwile naszego życia. To przemijanie ma jednak sens, jak pisał w „Tryptyku rzymskim” Jan Paweł II. „Zatrzymaj się, to przemijanie ma sens”, „ma sens... ma sens... ma sens!” – trzykrotne powtórzenie tych słów, niczym echo, mozolnie buduje w nas pewność, że tak rzeczywiście jest. Nie pozwala pozostać obojętnym. Śmierć przecież wprowadza umierającego w obszar Boga. Jest spotkaniem z „Przedwiecznym Słowem”, na co zwrócił uwagę Papież. Medytacja na progu Kaplicy Sykstyńskiej stała się pretekstem do poruszenia tematu śmierci. Możliwość obejrzenia fresków Michała Anioła daje niepowtarzalną szansę zagłębienia się w przyszłość. Wszystko, co powstało ze Słowa, do Niego wraca. „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” – nastąpi więc odwrócenie dwóch rzeczywistości, odwrócenie, które zarazem stanie się powrotem do Słowa. Horacjańska teza Non omnis moriar znajduje swą kontynuację: „To co we mnie niezniszczalne, teraz staje twarzą w twarz z Tym, który Jest!”.

Tam, gdzie umarli „obserwują” żywych
W pewnym niewielkim, choć mającym długą i bogatą historię miasteczku, położonym na południu Polski, w nieznacznej odległości zaledwie kilkuset metrów od malowniczego rynku, na wzgórzu, umiejscowiony jest cmentarz. Jego bliskość w stosunku do malutkiego centrum tego miasteczka oraz jego niezwykłe wprost położenie niejednego turystę czy miejscowego skłaniały do refleksji... Siedząc bowiem na ławce w rynku, czy przechadzając się uliczkami tego miasteczka, ma się wrażenie, że umarli „obserwują” żywych. Świat zmarłych niejako góruje nad światem żywych. Memento mori... Aby przekroczyć bramę owego cmentarza, trzeba przejść kilkaset metrów pnącej się w górę drogi. Wymaga to, zwłaszcza od osób starszych, nie lada wysiłku. Kiedy jednak pokonamy ten odcinek, naszym oczom ukaże się coś niewyobrażalnie pięknego: „hierarchiczny ustrój” oraz obraz starych i nowych grobowców i mogił rozplanowanych w doskonałym porządku rzędów. XIX-wieczne grobowce, a na nich medaliony oraz krótkie acz treściwe noty informujące o pochowanych tu zasłużonych dla miasta osobach, działających w radzie, ale i pracujących na kolei, w sądzie, szpitalu, kościele... Stare, grube pnie drzew wpisują się w krajobraz pomników, a ich wysokie korony jak płaszczem chronią tu pochowanych.

Nekropolia ta nie jest jakimś osobnym, wyraźnie przesuniętym poza granice miasta miejscem. Przeszłość niejako wtopiła się w ten sposób w teraźniejszość. Wieczność i doczesność korelują ze sobą po obu stronach życia. Stąd najlepiej widać potężne wieże bazyliki górujące nad miasteczkiem. Umarli wciąż uczestniczą w „swoim-naszym” życiu.

Na jednym z pomników widnieją pokorne słowa modlitwy: „Przebacz mi, Boże, com uczynił złego i otwórz mi bramy do królestwa Twego”. Pozostaje tylko mieć pewność, że „Dusze wiernych są w rękach Boga”...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki