Z ks. Jackiem Markowskim, kapelanem piłkarzy Lecha Poznań, rozmawia Hubert Kubica
Jaka jest rola Księdza w życiu piłkarzy Lecha?
– Określam się jako ich opiekun duchowy. Jestem na każdym meczu rozgrywanym w Poznaniu, a jak tylko pozwala mi czas, to bywam na treningach i uczestniczę w meczach wyjazdowych. Zawsze na rozpoczęcie i zakończenie sezonu odprawiam Mszę św. dla piłkarzy. Dużo z nimi rozmawiam, często zwracają się do mnie z prośbą o pomoc w kwestiach religijnych.
Czy sportowcy wyczynowi, a do takich trzeba zaliczyć piłkarzy, mają czas na regularne praktyki religijne?
– Styl życia, jaki prowadzą, bardzo je utrudnia. Mecze często odbywają się w soboty i niedziele. Do tego dochodzi jeszcze przedmeczowe rozbieganie i pomeczowa odnowa. W praktyce więc piłkarze często muszą „szukać” czasu, aby w niedzielę pójść do kościoła. Jednak to bardzo wrażliwi ludzie, którzy naprawdę potrzebują Pana Boga.
Czy piłkarze modlą się przed meczem?
– Tak. Na krótko przed wyjściem na boisko stajemy wszyscy w kółku (trenerzy, zawodnicy, masażyści) i modlimy się słowami: „Panie Boże, pobłogosław nasz wysiłek”, odmawiamy Zdrowaś Maryjo i udzielam im błogosławieństwa.
W trakcie meczu Ksiądz cały czas stoi przy ławce rezerwowych i po cichu odmawia Różaniec. Co ta obecność daje piłkarzom?
– Wiem, że bardzo im pomaga, bo mnie widzą i wiedzą o tej modlitwie. Wbrew temu, co niektórzy sądzą, każdy mecz jest dla nich wielkim stresem. Presja, której doświadczają ze strony kibiców, jest ogromna. Fani szybko okazują zniecierpliwienie i dość szybko każde nieudane zagranie kwitują gwizdami, buczeniem lub wyzwiskami. Każdy z piłkarzy głęboko to przeżywa. Dochodzi jeszcze kwestia wyniku, bo przez czyjś indywidualny błąd drużyna może stracić punkty. Odpowiedzialność jest więc ogromna. Dlatego uważam, że piłkarzom potrzeba Pana Boga, aby wnosił w ich serca pokój i siłę do radzenia sobie nie tylko z przeciwnikiem, ale również z samym sobą.
Porażki są jednak wpisane w każdą dyscyplinę sportową; zawodnicy Lecha również je przeżywają. Jak Ksiądz może im wtedy pomóc?
– Ważne, aby z nimi po prostu być. Cisza w szatni po porażce jest chyba większa niż na cmentarzu; głowy spuszczone, z wielu oczu płyną łzy. Dopiero po wyjściu spod prysznica zaczynają się pierwsze nieśmiałe rozmowy. Jeżeli ktoś przepuścił jakiegoś gola, to wtedy zatrzymuję się przy nim na dłużej, czasem tylko poklepię po ramieniu, bo w takim momencie trudno o słowa.
Na szczęcie Lech odnosi też sukcesy. Był Ksiądz świadkiem zdobycia przez „Kolejorza” Pucharu Polski w 2004 r., po dramatycznym finałowym meczu z Legią w Warszawie.
– Jak odnosimy zwycięstwo, to zawsze wśród zawodników panuje radość: kółeczko na boisku, trochę śpiewów w szatni. Tak było również po meczu w Warszawie, gdzie najpierw ogromnie się cieszyliśmy, gdy odbieraliśmy puchar, a potem przeżyliśmy szok, gdy zostaliśmy poturbowani przez miejscowych chuliganów. Do dziś mam kawałek betonu, którym rzucili w naszym kierunku.
Trofea Lecha:
Mistrz Polski – 1983, 1984 1990, 1992, 1993
Puchar Polski – 1982, 1988 2004
Superpuchar Polski – 2004
Do Poznania jechaliśmy całą noc. Świetnie się bawiliśmy, śpiewaliśmy w autokarze i na licznych postojach. Wtedy też uświadomiłem sobie, że w piłce trudno jest osiągnąć wielki sukces. Jeżeli ktoś gra w zespole, który jest ligowym średniakiem, to może nigdy nie doświadczyć radości ze zdobycia Pucharu Polski lub mistrzostwa. Nie każdy gra w Legii czy w Wiśle.
Od 2003 r. jest Ksiądz proboszczem parafii pw. św. Jadwigi w Grodzisku Wielkopolskim. Jak zareagowali na Księdza posługę kibice miejscowego Groclinu?
– Początkowo mieli do mnie trochę pretensji o to, że choć jestem w Grodzisku, to „trzymam” z Lechem. Dość szybko jednak zrozumieli, że na moją sympatię do Lecha nie może mieć wpływu zmiana adresu. Mam dobre kontakty z piłkarzami Groclinu i często się z nimi spotykam, ale w moim sercu jest i będzie tylko Lech. Oprócz Pana Boga, oczywiście.
Lech Poznań, najbardziej znany i najpopularniejszy poznański klub piłkarski, skończył w tym roku 85 lat. Został założony przez młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży prawdopodobnie 19 marca 1922 r. Właśnie wtedy rozpoczęła się historia klubu, który stał się bez wątpienia dumą Wielkopolski. Swoją obecną nazwę przyjął w 1957 r. Był wówczas klubem kolejowym, dlatego kibice zaczęli mówić o nim „Kolejorz”. I tak już zostało do dzisiaj.
Na każdy mecz „Kolejorza”, rozgrywany na poznańskim stadionie przy ul. Bułgarskiej, przychodzi średnio 20 tys. kibiców. Przyjeżdżają nie tylko z Poznania, ale i z całej Wielkopolski, gdzie niebiesko-biali mają swoje fankluby. Nie bez kozery mówi się, że Lech ma najlepszych kibiców w Polsce, a atmosfery i oprawy meczowej nie powstydziłyby się najlepsze kluby zachodniej Europy.