Noc z 19 na 20 marca 1986 roku. O godzinie 1 na gnieźnieński dworzec wjechał pociąg, z którego wysiadło trzech mężczyzn. W Gnieźnie spędzili cztery godziny, odjeżdżając około 5 w kierunku Gdańska. Kiedy Gniezno budziło się do życia, okazało się, że z katedry zniknął sarkofag – relikwiarz św. Wojciecha, arcydzieło siedemnastowiecznego złotnika Piotra van der Rennena, jeden z kilku tej wielkości zachowanych na świecie.
Złodzieje nie działali na oślep. Przed rabunkiem przeglądali katalogi i foldery dotyczące sztuki sakralnej. Kilka tygodni wcześniej przeprowadzili rekonesans w katedrze, przygotowali siekierę, łomy, brzeszczoty i linę. Wiedzieli, że ustawione z racji remontu rusztowania ułatwią im działanie.
Kradzież
Żeby dostać się do katedry, mężczyźni odgięli kraty okna i wypchnęli je, a następnie po kratach kaplicy bocznej i rusztowaniu weszli do nawy głównej. Do sarkofagu dostali się po drabinie. Dwóch odrywało srebrne części relikwiarza – trzeci odbierał je od nich z dołu. Oderwano pastorał, mitrę i ewangeliarz, nogi św. Wojciecha i jedną rękę oraz srebrną poduszkę, na której był wsparty. Zabrano również trzy anioły oraz odłamano skrzydła sześciu orłom. Głowę z tułowiem i jedną ręką sprawcy zapakowali w całości. Przykryli folią zniszczony sarkofag, ukryli narzędzia przestępstwa i wyszli z katedry. Chwilę później, kiedy transport okazał się utrudniony, siekierą odrąbali jeszcze głowę i rękę od tułowia postaci Wojciecha, a sam tułów zakopali w piasku, żeby zabrać go w innym momencie.
Rekonstrukcja relikwiarza wymagała długich i żmudnych prac konserwatorów i złotników
Dla srebra
Od samego początku nie ulegało niczyjej wątpliwości, że celem rabunku było srebro – i w związku z tym sarkofagowi grozi przetopienie. Sprawcy zostawili w katedrze inne drogocenne przedmioty – sam sarkofag potraktowali natomiast bardzo brutalnie, nie troszcząc się o zachowanie w całości żadnych jego elementów. Znikoma była szansa na sprzedaż przynajmniej części relikwiarza w jego oryginalnej formie ze względu na nagłośnienie kradzieży.
Kilkanaście dni po tym zdarzeniu prowadzący śledztwo otrzymali informację, że w jednym z gdańskich garaży ktoś przetapia palnikiem acetylenowym drobne blaszki, być może srebrne. Znaleziono tam fragmenty lewych skrzydeł aniołów i fragmenty wstęg, resztki skrzydeł orła, klamrę, gwóźdź z kończyny ukrzyżowanego Chrystusa z biskupiego krzyża św. Wojciecha. Zatrzymano trzech obecnych w garażu mężczyzn: Krzysztofa i Marka M., braci bliźniaków, i Waldemara B. Po przeszukaniach w ich mieszkaniach stwierdzono obecność śladów srebra na odzieży należącej do mężczyzn. Udowodniono, że do jego przetapiania użyto doniczek znajdujących się w mieszkaniu jednego z podejrzanych. Na wewnętrznej powierzchni podgumowanego pokrowca na śpiwór znaleziono odciśnięty ślad przedmiotu w kształcie skrzydeł, co świadczyło, że właśnie ów pokrowiec służył jako worek do przeniesienia skradzionych elementów. W sumie złodzieje uzyskali z sarkofagu około 27 kilogramów srebrnego złomu.
Sąd
1 kwietnia bawiące się w piasku przy katedrze dzieci odkryły srebrny tors św. Wojciecha. Trzy dni później zatrzymani w garażu mężczyźni przyznali się do winy – przedstawiony im materiał dowodowy był niepodważalny, zaś milicja przy okazji odkryła też ślady ich udziału w innych kradzieżach srebra. Proces przez Sądem Wojewódzkim w Poznaniu nie był długi – zaś sprawców skazano na 15 i 12 lat więzienia. Skazanie ich nie mogło jednak zwrócić zniszczonego relikwiarza – konserwatorów czekały długie prace przy jego rekonstrukcji, tak byśmy mogli dziś znów klękać przed relikwiarzem świętego Wojciecha.