Czterdzieści pięć lat wcześniej inni mężczyźni, również w największej tajemnicy, pakowali niewielką drewnianą skrzynkę w szary papier. W środku były relikwie św. Wojciecha. Dzięki ich odwadze bezpiecznie przetrwały wojnę.
O pierwszym wydarzeniu mówiła cała Polska. Zuchwała kradzież srebrnej trumienki św. Wojciecha zelektryzowała media i opinię publiczną. „To wyjątkowy wandalizm i brak poszanowania jakichkolwiek świętości" – pisały ówczesne gazety. „Brakuje słów zdolnych wyrazić nasze poruszenie” – grzmiał urzędujący prezydent Gniezna. Szybko zrekonstruowano przebieg wydarzeń. W katedrze trwał remont. Sprawcy dostali się do świątyni przez jedno z okien, wyłamując wcześniej kraty i wykorzystując stojące rusztowania. Byli dobrze przygotowani. Szykując się do włamania, przekartkowali foldery i katalogi sztuki sakralnej, przejrzeli przewodniki po katedrze, wreszcie kilka tygodni wcześniej przyjechali do Gniezna na rekonesans. Do sarkofagu dostali się po drabinie. Dwóch odrywało kolejne części relikwiarza, trzeci je odbierał. Działali w pośpiechu. Około godziny piątej nad ranem siedzieli już w pociągu jadącym do Gdańska.
Dwaj Niemcy
Urban Thelen urodził się w Nadrenii. W 1939 r. miał 24 lata. Przed wojną wcielono go do Arbeitsdienst – paramilitarnej organizacji młodzieżowej. Później dostał powołanie do Wehrmachtu. Przeszedł przeszkolenie do pracy w wojskowych komisjach i urzędach poborowych. Gdy w pierwszym roku okupacji hitlerowcy organizowali na terenie Polski sieć Wojskowych Komend i Urzędów Meldunkowych, został skierowany do Inowrocławia. Tam poznał niemieckiego kapłana ks. Paula Mattauscha. Jemu również zlecono specjalną służbę. Miał sprawować opiekę duszpasterską nad przesiedlonymi na te tereny niemieckimi katolikami. Zaprzyjaźnili się. Któregoś dnia ks. Mattausch poprosił Urbana o przysługę –przewiezienie tajnej poczty metropolity wrocławskiego kard. Adolfa Bertrama do wikariusza generalnego archidiecezji gnieźnieńskie ks. kan. Edwarda van Blericqa. Zgodził się. Podobnych kursów wykonał jeszcze wiele. Wspólnie z przyjacielem pomagał też polskim rodzinom, przekazując im żywność i artykuły pierwszej potrzeby. Miał znajomości. Z racji pełnionych obowiązków znał wpływowych urzędników państwowych i mógł niemal bez ograniczeń poruszać się po okupowanym terenie.
Siekierą w świętego
Bracia Krzysztof i Marek M. oraz towarzyszący im Waldemar B. upchnęli zrabowane srebro w pokrowiec na śpiwór. Było tego dużo. Pastorał, mitra, ewangeliarz, który św. Wojciech trzymał w ręku i poduszka, na której się wspierał. Odłamali też skrzydła sześciu orłom stanowiącym podporę trumienki i oderwali zdobiącego ją anioła. Pozbawiony nóg tułów męczennika zabrali w całości. Okazał się ciężki i trudny do przewiezienia. Odrąbali więc siekierą głowę i rękę, a resztę zakopali w piasku w pobliżu katedry z zamiarem zabrania łupu w dogodniejszym momencie. Wcześniej przykryli zdewastowany sarkofag folią, którą był osłonięty na czas remontu – jakby nic się nie stało. Rabunek odkrył 20 marca rano ówczesny proboszcz katedry ks. Zenon Willa. Natychmiast zawiadomiono milicję, która niezwłocznie rozpoczęła dochodzenie. Zarządzono blokadę dróg, powołano specjalną grupę operacyjno-śledczą, zaangażowano biegłych. Nadzór nad sprawą objęło Biuro Kryminalne Komendy Głównej MO. W wykryciu sprawców miała też pomóc specjalna nagroda pieniężna przyobiecana przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Kilkanaście dni po zdarzeniu natrafiono na pierwsze ślady.
Misja specjalna
Na początku 1939 r. w archidiecezji gnieźnieńskiej pracowało ponad 300 kapłanów. Trzy lata później było ich już tylko 36. Wielu straciło życie w obozach koncentracyjnych, wielu hitlerowcy wysłali na roboty. Kościoły grabiono, dewastowano i zamykano. Wierni nie mogli śpiewać pieśni w języku polskim, a duchowni głosić kazań. Dzielono cmentarze, wyznaczając specjalne sektory z osobnym wejściem dla Niemców. Polacy mogli uczestniczyć w Mszy św. tylko w określone dni. Urban Thelen otrzymał od kard. Adolfa Bertrama specjalne pełnomocnictwo, na mocy którego zabierał z kościołów Najświętszy Sakrament, ratując go w ten sposób przed profanacją. Podczas jednej z takich akcji musiał zabrać z plebanii klucz do zamkniętego kościoła. Przerażona gospodyni bez przerwy pytała, czy jest księdzem. Nie znał polskiego. Pokazał stanowczo na kościół, a później, już w środku, na tabernakulum, dając kobiecie do zrozumienia, że również potrzebuje klucza. Oddała go z płaczem, ciągle pytając, czy jest księdzem. Podszedł do ołtarza, przyklęknął, wyjął korporał i otworzył tabernakulum. Wsypał konsekrowane hostie do korporału i schował go za pazuchą. Kobieta już nie płakała, ciągle jednak powtarzała: ksiądz, ksiądz, ksiądz!
Gdański ślad
Trop, na który natrafiono kilka dni po włamaniu do katedry w Gnieźnie okazał się właściwy. Ktoś w jednym z garaży w Gdańsku przetapiał blachy, być może srebrne. Wcześniej na miejscu zdarzenia funkcjonariusze zabezpieczyli pozostawione przez sprawców ślady. Do analizy poszła folia okrywająca sarkofag, na której szukano linii papilarnych. Pod lupę wzięto pozostałe na miejscu fragmenty relikwiarza, torbę turystyczną, liny alpinistyczne, pasy, rękawiczki i fragmenty naczyń ceramicznych. W Wydziale Mechanoskopii ówczesnego Zakładu Kryminalistyki KG MO w Warszawie przeprowadzono także badania mające na celu określenie zakresu uszkodzeń trumny oraz techniki i narzędzi, jakimi posługiwali się włamywacze. Toczące się postępowanie wskazywało coraz wyraźniej na podejrzanych z Gdańska. Najwięcej śladów i dowodów rzeczowych odkryto na miejscu, w garażu, w którym przetapiali zrabowane części relikwiarza. Były to m.in. nieprzetopione do końca fragmenty skrzydeł orła i aniołów, fragmenty zdobiących relikwiarz wstęg, nakrętka krzyżowa oraz gwóźdź z jednej z kończyn ukrzyżowanego Chrystusa z biskupiego krzyża św. Wojciecha. Podejrzani przyznali się do winy.
Relikwie w pociągu
Któregoś lipcowego dnia 1941 r. w inowrocławskim biurze Urbana Thelena zadzwonił telefon. – Urban! Błagam cię, wpadnij do mnie jak najszybciej – prosił zdenerwowany ks. Mattausch. Chodziło o relikwie św. Wojciecha. Ukrywał je ks. Edward van Blericq. W katedrze, ogołoconej ze wszystkich cennych rzeczy, hitlerowcy urządzili salę koncertową, ogłaszając ją zabytkiem architektury germańskiej. Srebrna trumienka zdeponowana została w skarbcu Banku Polskiego. Pamiętnego lipca 1941 r. Gestapo postawiło ks. Blericqowi ultimatum: albo opuści Gniezno i wyjedzie do Inowrocławia albo trafi do obozu koncentracyjnego. Wybrał Inowrocław. Przedtem jednak postanowił zrobić wszystko, by uratować relikwie św. Wojciecha. Poprosił o pomoc ks. Mattauscha, a ten zwrócił się do Urbana Thelena, który niezwłocznie przyjechał do Gniezna. Pociągiem. Po latach w wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego” wspominał: „(…) tego dnia nie miałem do dyspozycji samochodu służbowego. Wpadłem tylko na chwilę do biura, by w Raporcie wyjazdów odnotować, że jadę do Gniezna w celu przeprowadzenia kontroli uzupełnienia wojskowego. Byłem na służbie. Nie mogłem ot tak opuścić Inowrocławia. Gdy dotarłem na miejsce, od razu udałem się do ks. kan. van Blericqa. Czekał na mnie. Był bardzo zdenerwowany. Drżącymi dłońmi podał mi niewielką opieczętowaną skrzyneczkę z drewna, w której znajdowały się relikwie św. Wojciecha. Ratuj je – powtarzał. Nie bardzo wiedziałem jak. W końcu włożyliśmy skrzyneczkę do drewnianego pudła, zawinęliśmy je w szary papier i całość obwiązaliśmy sznurkiem. Z takim pakunkiem ruszyłem na dworzec. Pociąg był strasznie zatłoczony. Trudno uwierzyć, ale znalazłem pusty przedział – tak jakby na mnie czekał. Nikt nie próbował nawet do niego wejść. Pamiętam, że pomyślałem wówczas: oto święty Wojciech jedzie w żołniersko-niemieckim konwoju koleją”.
Przypadek a może palec Boży
Od początku nie było wątpliwości, że złodzieje zniszczyli srebrny relikwiarz św. Wojciecha
wyłącznie dla zysku. Zabytkowy sarkofag roboty XVII-wiecznego gdańskiego nomen omen złotnika Piotra van der Rennen został bestialsko okaleczony z czystej pazerności, głupoty i braku wrażliwości. Mężczyznom udało się przetopić zdecydowaną większość zrabowanego łupu. Ocalał jedynie korpus zakopany przez nich w hałdzie piachu w pobliżu katedry. Odnaleziono go dzięki chłopcu, który bawiąc się w tym miejscu, przypadkowo na niego trafił. Korpus ten, podobnie jak odzyskane po kradzieży przetopione srebro, wykorzystano później do rekonstrukcji relikwiarza. Podjął się jej znany gdański rzeźbiarz Wawrzyniec Samp. Prace zakończyły się ostatecznie w 1989 r. Proces sprawców toczył się przed Sądem Wojewódzkim w Poznaniu. Trwał krótko. Dowody winy były nie do podważenia. Sędzia wydał surowy wyrok.
Kto by uwierzył
Po przyjeździe do Inowrocławia Urban Thelen oddał relikwie ks. Mattauschowi, a ten ukrył je w swoim mieszkaniu, za arrasem. Później opowiadał Urbanowi, że tuż po jego wyjściu wpadło Gestapo i przeszukało cały dom. Za arras nie zajrzeli. Bojąc się powtórki, kapłan zabrał zawiniątko z relikwiami do kościoła św. Mikołaja, gdzie był proboszczem i zamurował pod posadzką zakrystii. Tam przetrwały wojnę. Wiele lat później pytany, dlaczego pomagał Polakom, Urban Thelen odpowiedział bez fałszywej skromności, że będąc katolikiem i człowiekiem traktował to jako swój obowiązek. Czy się bał? Nie. Był podoficerem niemieckim i przy zachowaniu odrobiny ostrożności Gestapo niewiele mogło mu zrobić. Dlaczego tak długo milczał? Bo nikt by mu nie uwierzył.
Wojenna historia ocalenia relikwii św. Wojciecha ujrzała światło dzienne dopiero po blisko 40 latach. Urban Thelen przeczytał artykuł, w którym niemiecki dziennikarz wyraził zdumienie, że Gniezno, małe miasto w Polsce z pustym relikwiarzem św. Wojciecha, pretenduje do miana europejskiej stolicy kultu męczennika. Postanowił napisać sprostowanie do gazety. Publikacja stała się głośna. W 1997 r. były żołnierz Wehrmachtu został zaproszony do Gniezna na uroczystości milenium śmierci św. Wojciecha. Usłyszał wówczas od papieża Jana Pawła II, że czynem swoim wyświadczył Kościołowi w Polsce niezwykłą przysługę.
Postscriptum
Bracia Krzysztof i Marek M. zostali skazani na 15 lat więzienia. Waldemar B. dostał wyrok 12 lat pozbawienia wolności. Inspirator grabieży, niebiorący w niej bezpośredniego udziału, Piotr N. – podobnie jak główni sprawcy – skazany został na 15 lat więzienia.
Ks. Paul Mattausch przeżył wojnę. Po wyzwoleniu pozostał w Polsce i zmienił nazwisko na Paweł Matausz. Ks. kan. Edward van Blericq również doczekał końca wojny. W dowód uznania zasług położonych w czasie okupacji otrzymał z Rzymu godność prałata oraz został mianowany protonotariuszem apostolskim. Zmarł 4 lutego 1946 r. w Gnieźnie. Urban Thelen po wojnie wrócił do rodzinnego Winden k. Akwizgranu. Ukończył Wyższą Szkołę Muzyczną i pracował jako organista oraz kierownik chóru kościelnego. Kilkakrotnie gościł w Gnieźnie. W 2004 r. otrzymał od abp. Henryka Muszyńskiego medal Zasłużony dla Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Jego historię opisuje Arno Giese w książce Kurier Kardynała. Zmarł 15 lipca 2008 r. w wieku 93 lat.