Wróćmy do tradycji
Adam Suwart
Medytacja, kontemplacja, modlitwa serca. Terminy, które coraz częściej kojarzą się z praktykami realizowanymi przez neopogańskie nurty współczesnej pseudoduchowości. Tymczasem leżą one w samym sercu najstarszej tradycji modlitwy chrześcijańskiej.
Jest swoistym paradoksem współczesnej kultury duchowej świata zachodniego, że zręby najstarszej tradycji modlitewnej medytacji,...
Medytacja, kontemplacja, modlitwa serca. Terminy, które coraz częściej kojarzą się z praktykami realizowanymi przez neopogańskie nurty współczesnej pseudoduchowości. Tymczasem leżą one w samym sercu najstarszej tradycji modlitwy chrześcijańskiej.
Jest swoistym paradoksem współczesnej kultury duchowej świata zachodniego, że zręby najstarszej tradycji modlitewnej – medytacji, kontemplacji, modlitwy serca czy modlitwy wewnętrznej – zostały zawłaszczone przez współczesne nurty parareligijne spod znaku New Age.
Od obojętności do przesadnej ostrożności
Dla przeciętnego katolika, ponaglanego przez swych pasterzy wezwaniem do ciągłej troski o czystość wiary, słowa „medytacja” czy „kontemplacja” budzą odruchową podejrzliwość i ostrożność. A jeśli dołączymy do tego sformułowania: „modlitwa serca”, „modlitwa wewnętrzna”, to nietrudno już o okrzyk: herezja! Zapewne wiele jest przyczyn takiej sytuacji: braki w ogólnym wykształceniu chrześcijańskim, kryzys tradycyjnego monastycyzmu, w łonie którego pielęgnowane były wspomniane tradycje modlitewne, a także tempo współczesnego życia – dzisiejszy katolik zagubiony w chaosie codzienności zbyt często sądzi, że prawdziwa modlitwa to „wyuczony na pamięć w dzieciństwie pacierz”, a wszystko inne zastrzeżone jest dla mistyków, dziwaków czy miłośników tak zwanej kultury Wschodu.
Wejść do swojej izdebki
Tymczasem medytacja chrześcijańska jest modlitwą serca. Jej głównym celem jest spotkanie z Bogiem, polegające na byciu z Nim, przebywaniu w Jego obecności i doświadczaniu tej obecności w głębi naszych serc.
W medytacji realizujemy wezwanie Jezusa do porzucenia samych siebie. Nie jest ona skupianiem się na sobie i na tym, co podsuwa nam na co dzień nasze ego. To raczej „wejście do swojej izdebki”, gdzie w ciszy umysłu i serca z ufnością powierzamy się Bogu tacy, jacy jesteśmy. Poprzez praktykowanie medytacji chrześcijańskiej uczymy się być „tu i teraz”, co otwiera nas na otaczającą rzeczywistość oraz sprawia, że nawet drobne czynności możemy wykonywać z uwagą. Regularna praktyka medytacji uczy natomiast prostoty, wytrwałości i wierności w modlitwie, a także, wyznaczając przebieg dnia, porządkuje nasze codzienne życie.
Bóg przemawia do człowieka
W swej książce „Medytacja chrześcijańska” wybitny teolog, mianowany przez Jana Pawła II kardynałem, Hans Urs von Balthasar, pisze już na wstępie: „Wszystko zależy od odpowiedzi na następujące pytanie: Czy Bóg przemówił do człowieka i powiedział mu o sobie samym oraz swoim zamiarze stworzenia człowieka i świata, czy też przeciwnie – Absolut pozostaje całkowicie niedostępnym dla naszej mowy milczeniem i żadne nasze słowo Go nie dosięga?”. Teolog odpowiada na to pytanie w dalszej części książki – „Jeśli prawdą jest, że Bóg przemówił, to wkraczamy na teren Biblii (…) i wówczas poprawnie rozumiana medytacja może być tylko rozważaniem Słowa Bożego – o samym Bogu i świecie – oraz coraz głębszym jego przyswajaniem”.
W tym miejscu dochodzimy do węzłowego punktu: medytacja nie istnieje sama dla siebie, nie jest celem samym w sobie, nie ma prawdziwej medytacji bez Boga i służy ona tylko naszemu zbliżeniu się do łaski. W każdym innym przypadku medytacja staje się narzędziem, za pomocą którego manipuluje nami nasze własne ego.
Tak popularne ostatnio „kursy medytacji”, na które zapraszają setki afiszów, rozplakatowanych w naszych miastach, stanowią często niebezpieczną pułapkę. Nawet jeśli nie doprowadzą nas wprost do sekty, to z pewnością mogą utrwalić w naszym umyśle fałszywy, karykaturalny obraz medytacji czy modlitwy, jako cudownej techniki, prowadzącej nas do świata błogości, panowania nad sobą i otoczeniem, zwiększania swojej atrakcyjności duchowej czy intelektualnej. Hans Urs von Balthasar pisze także: „Medytacja chrześcijańska zatem, w samym swoim rdzeniu, może być tylko miłującym, posłusznym przypatrywaniem się temu Człowiekowi, który jest samowyrażeniem się Boga. Jezus jest wykładnią Boga i skierowanym do nas pouczeniem. «Każdy kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce Chrystusa, ten nie ma Boga. Kto trwa w nauce Chrystusa, ten ma i Ojca, i Syna* (2 J 9)”.
Powróćmy do medytacji!
Wielu ludzi wierzących na pewnym etapie rozwoju swojej wiary styka się z zagadnieniem medytacji. Jest to czas, kiedy trzeba zachować szczególną uwagę. Bardzo łatwo można bowiem wpaść w pułapkę. Dla niejednego z nas medytacja może jawić się jako „lek na całe zło”. A wtedy nietrudno o sprowadzenie jej do rangi „techniki wewnętrznego szczęścia”, magicznej wręcz metody osiągania złudnego kontaktu z Bogiem.
Błędne jest też oczekiwanie, wynikające zazwyczaj z nierozwiązanych wewnętrznych, emocjonalnych konfliktów, że medytacja da nam poczucie błogości, szczęścia, że zapewni poczucie bezpieczeństwa i pozwoli nam uciec przed światem. Taki eskapizm jest raczej nerwicowym pragnieniem zaburzonej osobowości niż dotknięciem przez łaskę Pana Boga. Tomasz Merton pisze wprost: „Medytacja jest niekiedy dosyć trudna. Jeśli znosimy trudności podczas modlitwy i czekamy cierpliwie na czas łaski, możemy łatwo odkryć, że medytacja i modlitwa to bardzo radosne doświadczenia. Nie powinniśmy jednak oceniać wartości naszej medytacji według tego, jak się czujemy. Pełna trudów i pozornie bezowocna medytacja może się w rzeczywistości okazać bardziej wartościowa od modlitwy łatwej, radosnej, oświecającej i na pozór bardzo udanej”.
Zawsze Chrystus
Tomasz Merton zaznacza wyraźnie, że medytacja czy modlitwa kontemplacyjna to jedne z najtrudniejszych doświadczeń chrześcijanina. Często trudno ocenić, czy wysiłki oranta są światłe i prawe, a niekiedy nawet sama dobra wola nie jest wystarczającą rękojmią poprawności i prawomyślności modlitwy.
Niejeden człowiek modlitwy wie, jak wiele pokus i zachcianek można spotkać na drodze medytacyjnych lub kontemplacyjnych prób dotarcia do Pana Boga. Najważniejszą umiejętnością w takiej modlitwie jest bowiem nie jakieś niejasne ezoteryczne doświadczenie, ale zdolność doświadczania i rozpoznawania łaski Boga oraz podporządkowanie się Jego najwyższej woli. Pojedynczemu człowiekowi trudno jest często o takie rozeznanie. Dlatego w praktyce medytacji i kontemplacji chrześcijańskiej, a nawet w ogóle w kształtowaniu całości swego życia duchowego, tak bardzo potrzebne jest kierownictwo duchowe.
Najlepszym kierownikiem duchowym będzie z pewnością kapłan – przyjaciel, człowiek zaufany, nierzadko stały spowiednik, który przyglądając się z pewnym dystansem powierzonym mu przez nas doświadczeniom i przeżyciom duchowym, będzie w stanie lepiej ocenić ich autentyczność. W Kościele działa też coraz więcej grup modlitewnych i medytacyjnych – warto sprawdzić ich rzeczywisty charakter i, jeśli przekonamy się, że działają w więzi z Kościołem, można tam spróbować „nauczyć się” takiej modlitwy. W tych wszystkich wysiłkach zawsze powinniśmy pamiętać o jednym: najwyższym przykładem prawdziwej modlitwy pozostaje dla nas zawsze Chrystus!