Z Jaromirem Rutkowskim, redaktorem „Polish Express” – tygodnika kierowanego do Polaków i piszącego o naszych rodakach mieszkających
w Wielkiej Brytanii – rozmawia Michał Bondyra
„Polish Express” to chyba największa polskojęzyczna gazeta w Wielkiej Brytanii. Dziś macie 60 tys. nakładu, co oznacza, że idea pisma spotkała się z szerokim odzewem wśród polskich emigrantów. Po co właściwie powstał Wasz tygodnik?
– Idea jest prosta. Polacy, którzy żyją i pracują w Wielkiej Brytanii, nie zawsze posługują się językiem angielskim wystarczająco dobrze, aby móc w pełni korzystać z informacji dostarczanych przez media anglojęzyczne. Inni chętnie utrzymują w ten sposób kontakt z językiem i społecznością polską na Wyspach, dowiadując się, co też u niej słychać. Polscy czytelnicy zainteresowani są również informacjami z ojczyzny lub ojczyzny dotyczącymi, ściśle związanymi z jej losem, nie zawsze obecnymi w brytyjskiej prasie. Naszym celem jest informować, radzić i pomagać odnajdywać się w rzeczywistości społecznej innego kraju.
Emigranci z Polski, pewnie jak w każdym innym zakątku świata, mają wiele problemów. Jakie sprawy porusza Wasze pismo?
– Jest cała sekcja poświęcona tematom, którymi żyje Polska. Są też informacje ze świata. Najważniejszą jednak część stanowią materiały stąd, dotyczące losów Polaków, ich osiągnięć bądź porażek. Są też teksty na temat spraw, które dotykają Polaków w tym samym stopniu, co wszystkich mieszkańców Wysp albo też prezentujące polskie spojrzenie na pojawiające się tutejsze kwestie. Staramy się kłaść szczególny nacisk na przekonywanie przybywających tu Polaków, że jeśli tylko wykażą odrobinę samozaparcia i pracy nad sobą, ten kraj ma im do zaoferowania dużo więcej niż niskopłatne i niewymagające żadnych kwalifikacji prace.
Praktyczne informacje, jak dobrze radzić sobie na Wyspach, polscy emigranci znajdą też na stronie internetowej „Polish Express”
Polska emigracja na Wyspach nie jest jednolita. Mieszkają tu ludzie żyjący na obczyźnie od wielu lat, ale też ci, którzy są tu od kilku miesięcy czy tygodni. Gazeta mogłaby pomóc w zespoleniu i jednych, i drugich. Czy podejmujecie w tym kierunku jakieś określone działania?
– Prezentując materiały na temat życia, spraw i losów Polaków zarówno tych ze starszej, jak i z najnowszej emigracji, pomagamy obu stronom lepiej zrozumieć postawy i bolączki obu środowisk. Naszą misją jednak nie jest jednoczenie kogokolwiek. Bo trudno przecież na siłę zmuszać jednych i drugich do robienia radosnych wspólnych akcji, skoro mamy do czynienia ze środowiskiem bardzo zróżnicowanym, tak wiekowo, intelektualnie, jak i pod względem statusu ekonomicznego. Redakcja składa się z osób młodych, które przybyły na Wyspy wraz z otwarciem granic Unii Europejskiej; siłą rzeczy do tej grupy, największej tu przecież, najbardziej przemawiamy.
Kontynuując temat dwóch fal polskiej emigracji; czy zauważacie jakiś problem w asymilacji przyjeżdżających rodaków z tymi, których można nazwać dojrzałą emigracją?
– Problemy z asymilacją są prawdopodobnie takie same jak różnice międzypokoleniowe w polskim społeczeństwie. Mamy do czynienia z ogromną masą nowo przybyłych, młodych, otwartych na świat i doświadczanie kultury innego kraju Polaków, niekoniecznie odnajdujących wspólny język z tymi, którzy przez dziesięciolecia pielęgnowali polską tradycję w najczystszej postaci, aby na uchodźstwie zachować tożsamość narodową. Dochodzi do tego swobodniejszy styl życia nowo przybyłych, ale i różnica w statusie materialnym, która często może skłaniać starszą emigrację, ustabilizowaną ekonomicznie i życiowo, do chęci odcięcia się od masy hydraulików, sprzątaczek i robotników budowlanych. Trzeba jednak zauważyć różnicę proporcji. Emigracja powojenna, czy nawet ta tak zwana solidarnościowa, to grupa stosunkowa nieliczna. Nowo przybyli niekoniecznie mają okazję na jakąkolwiek styczność z jej przedstawicielami i wobec tego pozostają obojętni na wzajemne relacje lub są zgoła nieświadomi istnienia jakichś zastanych polskich struktur.