Z Elżbietą, moderatorką grup modlitewnych w Łodzi,
rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Wyjście na ulice z modlitwą to bardzo niekonwencjonalne działanie. Skąd wziął się pomysł modlitewnych patroli w Łodzi?
– To media nazwały nas patrolami modlitewnymi. Nasza grupa „Modlitwa za miasto” powstała dwa lata temu po VII Forum Charyzmatycznym w Łodzi, ale dotychczas w cichości domu modliliśmy się dziesiątką Różańca świętego zarówno w intencji rozwiązania problemów naszego miasta, za nasze dzielnice, jak i za wszystkich bezrobotnych, bezdomnych, a także za przebywających i pracujących w łódzkich hospicjach i więzieniach. Modlitwą naszą ogarniamy także rządzących naszym miastem, ludzi mediów, nauczycieli i uczniów naszych szkół; intencji było i jest bardzo wiele.
Inspiracją do organizowania wspólnej modlitwy na ulicach była konferencja Marii Topolskiej-Stuły, którą wygłosiła w Częstochowie. Temat podjęliśmy i 1 lutego wyszliśmy w teren, by modlić się w konkretnych miejscach: pod szpitalem, pod szkołą oraz w wielu innych punktach miasta. Robimy to niezauważalnie, tak więc rozgłos, jaki wokół nas wywołały media, trochę nas zdziwił i onieśmielił. Celem naszego wystąpienia w Radiu Plus było wysłanie sygnału, że jesteśmy na ulicach, modlimy się i zapraszamy wszystkich chętnych. W styczniu ojciec Marcin Gryz zachęcił naszą grupkę do wzmożonej modlitwy przed przyjazdem Terry Bork, amerykańskiej charyzmatyczki, pracownika Białego Domu, która od wielu lat modli się za ludzi, jest także koordynatorem ruchu Odnowy i posiada szczególny dar modlitwy za miasta. Podczas jej trzydniowego pobytu odbędzie się ewangelizacja ulicy Piotrkowskiej, przy współudziale zespołów muzycznych. Będzie to ewangelizacja miasta pt. „Łódź – miasto Aniołów”.
Wspomniała Pani, że nie spodziewała się takiego nagłośnienia przez media. Czy ono w jakiś sposób Wam zaszkodziło?
– Nasza modlitwa wypływa z naszej bezsilności wobec dramatycznych wydarzeń, jakie dzieją się wokół nas. Nieustannie słyszymy w radiu czy widzimy w telewizji lub czytamy w prasie o coraz większej biedzie, o tym, że jakieś dziecko podczas świąt Bożego Narodzenia, szukając jedzenia w śmietniku, zemdlało przygniecione klapą pojemnika, o ciągłych napadach... Modlimy się za tych wszystkich ludzi, bez względu na ich przekonania czy wyznanie. Tylko tyle możemy dla nich zrobić. Nasz opiekun duchowy uspokaja nas, że nagłośnienie naszych grup modlitwy przez media służy chwale Pana. Tak też do tego podchodzimy. Dlatego nie chcemy publicznie podawać swoich nazwisk oraz upubliczniać swoich zdjęć. Niestety, niektóre media tego nie uszanowały.
Zapewne odezwały się osoby z innych miast, które chciałyby pójść Waszym śladem...
– Ogrom zainteresowania bardzo nas zaskoczył. Otrzymujemy mnóstwo telefonów i zgłoszeń. Dzwonią mieszkańcy innych miast, którzy chcą zainicjować tego typu ewangelizację na swoim terenie. Proszą nas o radę, jak tego dokonać. Bardzo cieszy nas fakt, że Boże działanie tak szybko się rozprzestrzenia. Powtarzam również, że te osoby, które chcą się włączyć w modlitwę na ulicach, a nie mogą tego uczynić w sposób fizyczny, mogą modlić się w swoich domach za tych, którzy modlą się na ulicach, bowiem ci ostatni nie zawsze są tam bezpieczni.
Czy Łódź Was zaakceptowała?
– Myślę, że tak. Świadczy o tym liczba i treść rozmów telefonicznych, jakie prowadzimy. Zdarzają się jednak wypowiedzi nieaprobujące naszych działań, jednak my się na nikogo nie gniewamy. Za to uparcie powtarzamy, że nikogo nie zmuszamy do wspólnej modlitwy, tylko do niej zapraszamy. Nie jesteśmy nachalni, nie chodzimy po domach, na ulicy też nie zaczepiamy przechodniów, nasze działania skupiają się głównie na cichej modlitwie.
Pani syn jest salezjaninem, a córka została konsekrowaną osobą świecką. W najbliższym otoczeniu zwą Panią matką chrzestną zakochanych...
– Często na spotkaniach modlitewnych jakieś poranione dusze szukają u mnie ukojenia. Właściwie moja rola ogranicza się do przytulania osamotnionych i ich wysłuchania, staram się mieć zawsze otwarte serce. Pochodzę z wielodzietnej rodziny i mimo że było nas sporo, to w sercach rodziców było jeszcze dużo miejsca na miłość dla tych dzieci, które zostały boleśnie dotknięte przez los. W moim domu rodzinnym drzwi były otwarte dla każdego potrzebującego, tę piękną tradycję staram się podtrzymywać. Pan Bóg dał mi taką łaskę, ja ze swojej strony nie wkładam w te działania prawie żadnego wysiłku. Zawsze podkreślam, że od Pana Boga znacznie więcej otrzymałam, niż prosiłam.