Już po raz kolejny miałam okazję, podobnie jak wierzący na całym świecie, wziąć udział w styczniowym Tygodniu Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan. Duże wrażenie robią na mnie nabożeństwa, podczas których duchowni różnych wyznań stoją obok siebie, wypowiadają te same słowa modlitwy czy udzielają razem błogosławieństwa w imię Trójcy Świętej. To dla mnie niesamowity symbol i gest pojednania. Można go docenić w pełni wtedy, gdy przypomnimy sobie historię. A ta pełna jest wydarzeń trudnych, kiedy emocje, a nawet fanatyzm religijny brały górę nad rozsądkiem i miłością. Świat był ich świadkiem zawsze, gdy w Kościele dochodziło do sporów i podziałów. Nie czas tu i miejsce, by je roztrząsać, szukając winnych czy analizując szczegółowo ich okoliczności. Zauważyć trzeba jedno: przez lata ta wzajemna wrogość w ludziach rosła i niemożliwe wydawało się, aby katolik i protestant stanęli razem do modlitwy. Okazuje się, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.Wspólna modlitwa to jednak dopiero pierwszy krok na drodze do jedności Kościoła Chrystusowego. Dla teologów bowiem zostają jeszcze do omówienia różnice w doktrynie, dla hierarchów i dla nas bardzo aktualne są kwestie moralne. Niektóre z Kościołów dopuszczają aborcję, klonowanie, „małżeństwa” homoseksualne oraz inne działania podejmowane właściwie przeciwko życiu – największemu darowi Stwórcy.
Jaki więc mamy mieć wspólny obraz Boga? Czy pozostanie on tylko w teorii i teologicznych rozważaniach, a życie pójdzie swoją drogą? Sami chyba nie znajdziemy dobrych rozwiązań. Pozostaje modlitwa – wspólna.
Czytelniczka z Poznania
/imię i nazwisko do wiadomości Redakcji/