Jest szansa na Boże Narodzenie, które nie będzie miłą pamiątką, ale osobistym doświadczeniem serca
W jednej z dużych zakonnych wspólnot co roku na początku składania wigilijnych życzeń jeden ze starszych ojców – Wojciech – dyskretnie znikał. Nie lubił osobistych życzeń. Wydawał się szorstki i na dystans. Jako młody zakonny student miałem w zwyczaju nie zniechęcać się jego ucieczkami. Odszukiwałem go i uszczęśliwiałem swoimi życzeniami trochę „na siłę”. Po wielu latach spotkaliśmy się w innym klasztorze. Trafiłem tam złamany na duchu, przeżywałem potężny kryzys. Ojciec Wojciech, ledwie chodzący staruszek, przywitał mnie tak serdecznie, jak nigdy wcześniej. Starość i choroba zaczęła wydobywać z jego serca to, co najcenniejsze. Nie bał się już i nie miał siły udawać człowieka opanowanego. Ze łzami w oczach otworzył brewiarz i pokazał mój obrazek prymicyjny. „Modlę się za ciebie” – powiedział.
Czas świąt jest szansą, by odnaleźć to, co najważniejsze. By na różne sposoby wyznać: Kocham cię, zależy mi na tobie, jesteś dla mnie ważny! O tym mają mówić nie tylko życzenia, ale wszystkie wigilijne znaki: wystrój domu, zastawiony stół, prezenty, wspólny śpiew i czas, który sobie ofiarujemy. W ten sposób staramy się wrócić do źródła, do Boga, który jest miłością i zamieszkał pośród nas.
Nie dziw się jednak, gdy okazując miłość nie spotykasz się z wzajemnością. To właśnie atmosfera miłości prowadzi w głąb, do naszej biedy. Dzięki okazywanej nam miłości odkrywamy, jak bardzo nie potrafimy kochać. Właśnie tam, w ciemnościach i zimnie Chrystus chce się narodzić. Tam przynosi Go Maryja. Tam jest głębia zarezerwowana dla Boga, której nie zaspokoi żadna ludzka aktywność i miłość. Tam jest szansa na Boże Narodzenie, które nie będzie miłą pamiątką, ale osobistym doświadczeniem serca. Odkryj swoje Betlejem i nie bój się przyjąć Maryi!