Grudniowy poranek. W powietrzu unosi się gęsty, gryzący w oczy idących ulicą przechodniów dym. Wydobywa się z kominów okolicznych domów, których lokatorzy rozpoczynają dzień rozpalając ogień w węglowych kuchniach. Jednak na ruszt nie są wrzucane bryłki węgla; opał stanowią plastikowe butelki, pocięte opony, stare ubrania. Niektórzy wcale nie wynoszą śmieci; wszystko idzie do pieca, wszystko, na czym uda się ugotować skromny posiłek.
Nowym zjawiskiem w Polsce jest nie bieda, lecz jej zasięg. Bieda dotyka głównie mieszkańców regionów dotkniętych bezrobociem, wsi, na której przestało istnieć rolnictwo państwowe, mały miasteczek. Nie brak jej również w wielkich miastach. Na prowincji czymś oczywistym stało się wieloletnie, niejako dziedziczone, przekazane następnemu pokoleniu bezrobocie i bieda.
Bieda ma silne podłoże społeczne – w znaczącym stopniu przyczynia się do niej brak wykształcenia. Mówi się, że dzieci są przyszłością narodu. Czy są jednak traktowane jako jego szansa rozwojowa? Czy jako społeczeństwo zdajemy sobie sprawę ze skali zjawiska biedy pośród dzieci? Z badań przeprowadzonych przez GUS wynika, że obecnie co siódme polskie dziecko żyje w skrajnym ubóstwie (niedożywione, podatne na infekcje, mające trudności w nauce).
Władze zdają się tego nie dostrzegać. Mówią wiele o przyszłości; gdy dochodzi do debaty o ofiarach przemian systemowych, zwykle wymieniają starców, samotne matki, rodziny wielodzietne czy gospodarstwa domowe bezrobotnych. Być może dlatego, że powszechnie traktuje się w Polsce rodzinę jako niezróżnicowaną całość, w której interesy jej członków nie stoją w sprzeczności? Badania nad biedą prowadzone są z perspektywy dorosłych. Dzieci brane są pod uwagę wtedy, gdy mówi się o rodzinach z dziećmi, jako kategorii zagrożonej ubóstwem – twierdzi prof. dr hab. Wiesława Warzywoda-Kruszyńska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, dodając, że „istnienie biedy wśród dzieci i młodzieży oznacza zapowiedź znacznie ostrzejszych niż obecnie nierówności społecznych w przyszłości”. Zdaniem pani profesor, podnoszenie tego problemu może zaszkodzić lansowanej przez polityków wizji przyszłości jako szansy dla wszystkich.
Często można usłyszeć, że dzieci są przyczyną biedy, a nie jej ofiarami. Głoszący taki pogląd, podając przykłady z życia rodzin wielodzietnych, zupełnie nie biorą pod uwagę np. braku wykształcenia rodziców, to często jest powodem niskich dochodów rodziny. Dokonująca się rewolucja technologiczna jest zagrożeniem dla najbiedniejszych dzieci. Jeżeli dziś nie uzyskają pomocy od państwa, przede wszystkim w dostępie do wiedzy, jako ludzie dorośli zawsze będą społecznie wykluczeni.
Według badań GUS, w skrajnej nędzy żyje w Polsce 12 proc. osób; o jeden proc. więcej niż w 2003 r. Odsetek osób żyjących w rodzinach, w których poziom wydatków był niższy od granicy ubóstwa, wyniósł w 2005 r. ok. 18 proc. Minimum egzystencji w 2005 r. wynosiło 371 zł w gospodarstwie jednoosobowym; w gospodarstwie składającym się z dwojga dorosłych i dwojga dzieci do lat czternastu kwota ta wynosiła 1045 zł.