Bóg wzywa nas do trudnej miłości, w imię której musimy nauczyć się tracić ludzi i sprawy po ludzku dla nas ważne
Złość, obrażanie się lub zamknięcie w sobie jest nierzadko wołaniem serca: „Uczyniono mi zło!” lub „Zło się dzieje wokół mnie!”. Problemy są jednak dwa. Czy rzeczywiście dzieje się coś złego? I drugi: czy moja reakcja pomaga to zło przezwyciężyć? Dla Jozuego było czymś złym, że dwóch starców wpadło w uniesienie prorockie poza namiotem spotkania, dla apostołów – że są ludzie, którzy czynią cuda w imię Jezusa, choć nie są z Nim ściśle związani. Mojżesz potrafi jednak zobaczyć, na czym rzeczywiście polega problem nadgorliwości Jozuego: „Czyż zazdrosny jesteś o mnie?”. Jest więc w sercu miejsce na życie w iluzji, która nie pozwala nam zobaczyć prawdziwych motywów naszego postępowania i naszych reakcji. Jest jednak także miejsce na cierpliwość i pokorne uznanie, że zdobywanie wiedzy o świecie i o sobie samym jest zajęciem bardzo trudnym i długotrwałym.
Może dziać się jednak autentyczne zło, wobec którego nie wolno pozostać obojętnym. Najnowsza historia Kościoła amerykańskiego uczy nas, że próba skrywania zła jako sposób rozwiązywania problemów może być tragiczna w skutkach. Trzeba, tak jak uczy nas Chrystus, odciąć to, co stanowi źródło grzechu, by uratować całe ciało.
Wezwanie do obcinania rąk, nóg i wyłupywania oczu jest na pewno symbolicznym wezwaniem do czynów miłości. Bóg wzywa nas do trudnej miłości, w imię której musimy nauczyć się tracić ludzi i sprawy po ludzku dla nas ważne, aby nie stracić naszego ostatecznego celu. A celem ostatecznym jest zbawienie każdego z nas, wszystkich ludzi, także gorszycieli samooszukujących siebie i innych. Tylko stawanie w prawdzie o uzależnieniu od ludzi, uczuć, dóbr materialnych, zajmowanych pozycji pozwala nam spotkać się ze Zbawcą, który wyzwala nas od siebie samych i uzdalnia do miłosiernego życia.