To dla niego luksusowa sytuacja: i wtedy, kiedy wkładamy go między bajki, trywializując jego rzeczywiste istnienie i wtedy, kiedy demonizujemy rzeczywistość, przypisując mu moc, której nie posiada. W pierwszym przypadku zostawiamy mu wolne pole działania, ponieważ nie traktujemy go poważnie, bawimy się nim, zachowujemy się jakby „w realu” nie istniał. Podczas, gdy my bawimy się „diabełkiem”, albo „w diabełka”, on zajmuje się nami bardzo poważnie. W drugim przypadku ulegamy paraliżującemu lękowi, który nam wmawia, że świat i moje życie są w jego łapach: raz nazywamy to determinizmem, innym razem fatalizmem, czarnym przeznaczeniem czy ślepym losem, jeszcze innym razem przypisujemy Złemu magiczną moc, albo widzimy go w każdym kącie, jakby był wszechobecnym sprawcą zła i jakbyśmy byli pod jego kontrolą. Oto jego drogi docierania do człowieka: przez kuszenie do obezwładniającego trywializowania jego istnienia, albo przez poddanie się paraliżującemu lękowi przed nim. Ktoś powie, że problem został nieco przerysowany. Ważne, aby w pamięci serca wyraziście wybrzmiała prawda, że Zły nie jest ani postacią fikcyjną, wymyśloną przez bajkopisarzy, z którą można się bawić bez konsekwencji, ani też wszechpotężnym władcą na jakiego siebie kreuje… i na jakiego kreują go często ludzie.
Złe produkty
Trzeba więc przede wszystkim stwierdzić, że Zły jest – że istnieje; trzeba także stwierdzić z wewnętrzną odwagą, że z perspektywy Bożej jest tylko przebiegłym tandeciarzem, który produkuje i sprzedaje złe produkty… w „błyszczących” opakowaniach. Między Bogiem Stwórcą i diabłem jest taka różnica, jak między doskonałością a tandetą, między prawdą a paskudną atrapą prawdy, między nieskończonym pięknem a obrzydliwym kiczem. Do nas należy wybór. Wybór między dobrem i złem, między pięknem i kiczem wydaje się oczywisty i prosty. W rzeczywistości tak nie jest, ponieważ żyjemy w świecie „pękniętym”, „zaburzonym” grzechem, w świecie, który nie jest krystalicznie czysty, ale wieloznaczny i mętny z powodu pierworodnego zakłamania. Zaś „w mętnej wodzie chętnie łowi Zły”. Owo pęknięcie, zaburzenie, mętność, nie przechodzą „gdzieś obok nas”, w „brzydkim świecie”, ale przechodzą przez sam środek naszej natury. Zły stara się pogłębiać to pęknięcie i zaburzenie, a jednocześnie zacierać jego granice, tak aby człowiek nie wiedząc kiedy, kierując się pozorem dobra, przekraczał granice w stronę zła. Wykorzystuje do tego własne „produkty” podane w pięknych opakowaniach, na których są napisy: „tolerancja”, „kompromis”, „agnostycyzm”, „wyrozumiałość”, „relatywizm”. Ostatnio pojawił się nowy napis w ładnym opakowaniu: „walka z przemocą”. Zły ma dzisiaj świetną prasę: z myślą o tych, którzy chcą go niedoceniać i o tych, którzy chcą go przeceniać. Potrzebujemy Bożego światła, ponieważ poza Bogiem wszystko jest dwuznaczne i nie zawsze od razu jesteśmy w stanie rozeznać co pochodzi od dobrego, a co od złego ducha. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie tego dokonać. Dlatego, aby dobrze rozeznawać, potrzebujemy Bożego słowa i przebywania w obecności Boga. Chrześcijańskie rozeznawanie nie polega najpierw na skrupulatnym śledzeniu zagrożeń (czego bardzo życzyłby sobie demon), ale na miłosnym wsłuchiwaniu się w słowo Boga i adorowaniu Jego piękna.
Odwrócenie od miłości
Lucyfer stał się upadłym aniołem, kiedy przestał adorować Boga, a zaczął adorować siebie. Kto odwraca się do Boga plecami i gapi się jedynie w siebie, ten odcina się od źródła miłości, piękna i światła. Pozbawiając się miłości, wpada w bezsens; pozbawiając się piękna, skazuje się na życie w kiczowatej masce – atrapie; pozbawiając się światła, skazuje się na ciemności. Tak upadł Lucyfer: z anioła światłości stał się istotą rozpaczy, kiczem anioła, aniołem ciemności. Do swojej ciemnej nory, obklejonej reklamami tandetnych produktów próbuje wciągnąć i nas. Liczy na to, że albo go nie docenimy (potraktujemy niepoważnie) albo przecenimy (potraktujemy jak wszechmocnego władcę).
Obserwujemy dzisiaj pewną tendencję do przeakcentowanego zajmowania się zagrożeniami. Zagrożeniami zajmować się trzeba, można jednak stracić „rachubę”, gdy zajmując się zagrożeniami przestajemy zajmować się Bogiem, to znaczy, gdy niechcąco w naszej modlitwie, konferencjach, rozważaniach, katechezach, artykułach, zamiast stawiać w centrum Boga, moc i piękno Jego Ewangelii, w imię troski o człowieka stawiamy w centrum przestrzeganie przed zagrożeniami. Powstaje niezamierzony efekt wahadła: z jednej strony zabawy z diabłem i reklamy pod tytułem „warte grzechu”, a z drugiej strony demonizowanie rzeczywistości. Zły gra nam w ten sposób na nosie: próbuje ośmieszyć i wykpić walkę z nim, sfrustrować i zniesmaczyć, albo przerazić opinię ciągłym mówieniem o diable. Jednocześnie jest cały czas w centrum.
Mądrze rozeznawać
Dlatego w imię zachowania równowagi w chrześcijańskim podejściu do sprawcy Zła, musimy zwrócić uwagę na kilka wskaźników duchowego rozeznawania w obliczu walki ze Złym. Po pierwsze, demon i zagrożenia zła nie są centrum chrześcijańskiego przesłania. Centrum jest Dobra Nowina, a jej sercem jest miłość Ojca, o którym Jezus mówi od pierwszej do ostatniej stronicy Ewangelii. Pedagogia Jezusa jest jasna. Wystarczy czytać z uwagą Ewangelię. Jezus we wszystkim, co mówi, prowadzi do Ojca. Na Jego drodze pojawiają się złe duchy: wyją w synagodze, w tłumie, który naucza, krzyczą na Niego, On natomiast każe im milczeć, wyrzuca je i zajmuje się konsekwentnie głoszeniem Królestwa Ojca. Także wtedy, gdy na pustyni jest bezpośrednio atakowany przez diabła, cały czas odwołuje się do Bożego słowa i Ojca. Nie ignoruje zła, ale nie pozwala Złemu zajmować „środka pola” przez jego sprytne i przebiegłe skupianie uwagi na nim. Nie! Sercem przepowiadania Jezusa jest Ojciec, i dom Ojca, w którym jest mieszkań wiele – dla każdego z nas. W centrum jest Ojciec i radość z Królestwa Ojca. „To wam powiedziałem – zwróci się przed męką do smutnych i zalęknionych uczniów – aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 11). Życie chrześcijańskie to coś znacznie więcej niż skupianie się na walce ze Złym, coś więcej niż samo wyrywanie chwastu. „Chcesz, abyśmy poszli wyrwać chwast…” – wołają do gospodarza przerażeni widokiem chwastu robotnicy. A On odpowiada: „Nie!”, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy” (por. Mt 13, 28–29). Innymi słowy: „Zajmij się pszenicą!”. Oto pedagogia Jezusa: dbaj o pszenicę, pielęgnuj ją. Im więcej miejsca zajmie w twoim życiu pszenica, tym mniej miejsca będzie dla chwastu. Natomiast jeśli zajmiesz się li tylko wyrywaniem chwastu, możesz swoim zniecierpliwieniem, przerażeniem, złością, przemocą, zagłuszyć pszenicę. Powtórzmy: chrześcijaństwo to coś znacznie więcej niż przestrzeganie przed zagrożeniami, coś więcej niż tylko wyrywanie chwastu – to głoszenie słowem i życiem Królestwa Miłości.
Po drugie, Jezus nie przemilcza prawdy o Szatanie. Owszem, zwraca uwagę na Złego, na Jego przebiegłe działanie, przestrzega przed nim, ale ilekroć o nim mówi w centrum pozostaje Ojciec! Nikt ze słuchających Jezusa nie ma wątpliwości, że Ojciec jest sercem Jego nauki, że jest większy od Złego, że Jego miłosierdzie jest większe od największego grzechu, w który udaje się Złemu wciągnąć człowieka; Ojciec jest większy od perfidii i przebiegłości diabła. Kiedy Jezus naucza, nikt się nie „kurczy”, nie pogrąża w smutku, nie przeraża istnieniem Złego, bo blisko jest Ojciec i Jego otwarte ramiona. Żyjemy w świecie, który z jednej strony chce przemilczać istnienie Złego i grzechu, a drugiej strony klimat istniejącej w nim przemocy i lęku rodzi wrażenie, że ten świat „już taki będzie”, że nie ma siły na zło i że trzeba nieustannie o nim mówić, o złu i się nim zajmować. Tymczasem w świecie, nawet w tym zdruzgotanym przez grzech, panuje miłość Boża. Jezus powiedział to wyraźnie: „Ufajcie, Jam zwyciężył świat” (J 16, 33). Św. Jan Paweł II w adhortacji o zjednoczonej Europie, z całym realizmem opisuje „ciemne korytarze grzechu”, którymi przechodzi człowiek Europejczyk ulegający cichej apostazji, a jednocześnie na samym początku pisze, jakby zapalając główne światło, którego mamy się trzymać, a mianowicie, że zwycięstwo Chrystusa już jest przesądzone: „Niezależnie od wszelkich pozorów i chociaż skutki tego nie są jeszcze widoczne, zwycięstwo Chrystusa już się dokonało i jest definitywne. Wynika stąd wskazanie, by na ludzkie dzieje patrzeć z głęboką ufnością, wypływającą z wiary w Zmartwychwstałego, który jest obecny i działa w historii” (Eccelsia in Europa nr 5). Z tą busolą prawdy chrześcijanin nigdy się nie powinien rozstawać. Dni Złego są policzone. Jego złość się nasila, bo wie, że jego czas jest coraz krótszy i że gdy jesteśmy zjednoczeni z Bogiem i On jest w centrum naszego życia, może tylko się srożyć, ranić, ale jest bezsilny. Jego manifestowanie się w świecie, które wydaje się nasilać, jest tak naprawdę oznaką jego słabości i bezradności, a nie mocy. Chce nas zastraszyć, ale jak mówi Paweł: „Jeśli Bóg z nami, którzy przeciwko nam” (Rz 8, 31)
I po trzecie, nie należy lekceważyć Złego, ubierając go w szaty bajek i rozrywki. On chętnie w takich kolorowych „szmatkach” spaceruje między nami… i robi swoje. Żyjemy w świecie, który wręcz bawi się Złym, śpiewa o grzechu, a nawet chwali się grzechem. Próbuje się malować bajkowy i romantyczny obraz jego kiczowatego i pełnego zagrożeń świata zła. Kręci się filmy, seriale, w których człowiek z jednej strony czuje się odprężony i bezpiecznie, bo to tylko film, to tylko serial, a z drugiej strony silnie sympatyzuje, a nawet identyfikuje się ze złem ubranym w eleganckie ubranie pozornego dobra, i żywi w sercu jakiś ukryty podziw dla zła. Próbuje się nam przedstawiać zło, jako coś bardziej atrakcyjnego od dobra. „Grzechem tego świata – mawiał Pius XII – jest utrata poczucia grzechu”.
Potrzeba równowagi
Dbajmy o zachowanie chrześcijańskiej równowagi. Równowaga polega na stawianiu Boga w centrum i na wierze, że On jest większy od największego zła. Zły istnieje i chce nas wytrącić z Bożego świata, abyśmy zaczęli zajmować się jedynie nim albo klaskając mu jakby był klaunem, który zabawia nas na scenie naszego życia, albo wpędzając nas w fałszywe lękowe przekonanie, że on może wszystko, co mu się rzewnie podoba, a dobro jest wobec niego bezsilne. Jeden jest Bóg i nie ma innego! Tak rozpoczyna się Dekalog: „Jam jest Pan Bóg Twój”. Te słowa są wstępem do naszego życia duchowego. Dbajmy o ziarno Bożej pszenicy, które jest zasiane w nas i czeka na obfite plony. Jedynie pszenicą warto zajmować się całym sercem, całym umysłem i całą wolą. W niej jest ukryta Boża miłość.
Pytania:
-
Co zajmuje centrum moich myśli, uczuć, wyobraźni: Bóg? Jego słowo? Dbanie o pszenicę czy pełne lęku zajmowanie się chwastem?
-
Czy wierzę, że Bóg jest większy od Złego, a Jego miłość większa od mojego największego grzechu?
-
Zło mnie przeraża? Usypia? Czy pędzę z nim do Boga Miłosierdzia?