Ewangelia przedostatniej niedzieli lipca mówi nam, że zło i dobro rosną razem. Ziarno dobra zasiał sam Bóg, a mimo to znalazł się ktoś, kto nieustannie podrzuca ziarno zła. Istnienie dobra i zła obok siebie siłą rzeczy prowokuje ludzkie reakcje. Są tacy, którzy twierdzą, że ze złem trzeba aktywnie walczyć, piętnować wszelkie jego przejawy, wskazywać zagrożenia i angażować się w obronę cennych dla nas wartości. Inni idą jeszcze dalej – utożsamiają zło z konkretnymi osobami, które są według nich jego uosobieniem, walczą więc, polemizują, krytykują, szafują ocenami i wyrokami. Nie wahają się używać ostrych słów potępienia, skąd już blisko do wymierzania sprawiedliwości według ludzkiej miary. Ale dla człowieka, który idzie za Jezusem, to nie plemienne walki i skłonności ludzkiej natury do konfrontacji są wyznacznikiem jego stosunku do obecności zła w świecie, ale nauka Zbawiciela, Jego przykład i świadectwo.
W przypowieści o pszenicy i chwaście Pan mówi jednoznacznie: to nie naszą rolą jest likwidowanie zła w świecie, nie my jesteśmy od tego, by wyrywać je z korzeniami i palić. Słuchamy tutaj opowieści o Bogu, który jest nieskończenie cierpliwy, pozwalając, by rosła zarówno pszenica, jak i chwasty, i czekając na ostateczny czas żniw, czas zbiorów dobra i zła, życiodajnych ziaren i zielska zasianego przez nieprzyjaciela. Jest kilka powodów, dla których Gospodarz nie pozwala sługom, by sami wyrywali chwasty obrastające jego pola.
Dla Boga najważniejsze jest nasze dobro. Plewienie chwastów to czynność kosztująca wiele energii, często nieskuteczna, bo po wykarczowaniu znów odrastają, czasem jeszcze bujniej. Pan nie chce, byśmy życie marnotrawili na jałową walkę ze złem, bo ona jest wyczerpująca, odbierająca radość i siły, w dodatku nie przynosi spodziewanych efektów i szybko może stać się celem samym w sobie. Przyglądając się złu, stając z nim w szranki, człowiek sam nie wie, kiedy daje mu się pochłonąć, staje się sługą sił, z którymi próbował walczyć z całą swoją mocą, poświęcając tej walce zdolności, czas i serce. Jezus jest realistą i pragnie, by Jego uczniowie realistycznie patrzyli na świat, który jest mieszanką dobra i zła. Tego nie zmienią słabe ludzkie siły. Przekonanie, że człowiek jest w stanie sam wykarczować wszelkie przejawy zła, z jakimi musi się zmagać w ciągu swojego życia, jest iluzją.
Czy to oznacza, że Jezus namawia do bierności, do obojętnej zgody na dziejące się krzywdy i niesprawiedliwości, na skutki grzechu, z którymi przychodzi nam się mierzyć? Wręcz przeciwnie! Jak gospodarz, który martwi się, że wraz z chwastem można niechcący wyrwać i pszenicę, tak i On chce ocalić w nas dobro. Jest Żniwiarzem delikatnym, ostrożnym, troszczącym się nawet o najmniejsze przejawy dobra, czasem trudno dostrzegalne na zachwaszczonym polu. Niech rośnie, nie przeszkadzajcie mu – zdaje się mówić. Dla Niego cenne są najdrobniejsze gesty dobroci, nawet te niedoceniane w ludzkich oczach, mało efektowne, zwyczajne, bo to one składają się na bogaty plon.
W Bożej ekonomii liczy się ostatecznie nie to, ile chwastów wykarczowaliśmy, ale ile wartościowych, odżywczych ziaren wzrosło dzięki naszej trosce, zaangażowaniu i energii skoncentrowanej na tym, co dobre, nie na tym, co destruktywne i wyniszczające. Dobre nasienie wzrośnie, gdy pozwolimy mu przebijać się przez zasiew nieprzyjaciela i zostawimy bliźnim wolność wyboru. Trzeba do tego cierpliwości, łagodności i miłosierdzia, by nie zniszczyć tego, co w człowieku dobre, pochopną oceną, wyrokiem czy żądaniem ludzkiej sprawiedliwości. Ileż zła rozplenia się w świecie przez to, że człowiek postanawia walczyć z nim po swojemu i wierzy, że sam poradzi sobie z chwastami! Ile dobra rodzi się, gdy człowiek postanawia skupić się na miłosierdziu, serdeczności, otwartości! Zaufajmy Chrystusowi, On już zwyciężył.