O duchowości w sporcie z ks. Włodzimierzem Małotą ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo, dwukrotnym zdobywcą szczytu Mont Blanc, rozmawia Marcin Jarzembowski
Co Ksiądz myśli widząc skoczka, który przed startem wykonuje znak krzyża?
– Publicznie uczyniony znak krzyża pozostaje zawsze wyznaniem wiary w Ukrzyżowanego. Wiarę wyznaje się zwykle w ważnych momentach życia. Dla skoczka zajęcie miejsca na belce w jakichś ważnych zawodach sportowych, do których przygotowywał się przez wiele miesięcy, jest bez wątpienia takim ważnym momentem. Jeśli wierzy w Boga i pragnie tak niezwykłą chwilę przeżywać w jedności z Nim, to jest to bez wątpienia piękne świadectwo i postawa godna naśladowania. Ponadto, nie należy zapominać, że pomimo wszelkich standardów bezpieczeństwa, tego typu sport wiąże się z ryzykiem utraty zdrowia i życia. Skoczek dojeżdża na próg z prędkością około 90 km/h i skacze w przepaść ponad 100 metrów dalej. Nie dziwię się, że w takiej chwili pragnie choćby znakiem krzyża powierzyć się Bożej Opatrzności.
Jak ważna jest radość ze zwycięstwa? Ksiądz zdobył m.in. dwa razy szczyt Mont Blanc.
– Pewien filozof zauważył, że „sowa wylatuje o zmierzchu”. Miało to znaczyć, że człowiek poznaje do końca właściwy sens rzeczy dopiero wtedy, gdy one się już wydarzą. Gdy się już zejdzie z podium, albo z Mont Blanc, albo z jakiegoś swojego własnego życiowego szczytu, wtedy tak naprawdę „przylatuje” do człowieka radość. Bardzo często na podium, czyli na szczycie, długo się nie przebywa. Dwa lata temu spędziliśmy na Dachu Europy ponad godzinę, a w tym roku może niecały kwadrans. Pogoda nie pozwoliła na więcej. Nie było właściwie czasu, by się nacieszyć zwycięstwem. Radość przyszła dopiero u podnóża Białej Góry, na kempingu w Les Houches. Wtedy wyrzeczenia i cierpienia, trudy i niekiedy pomyłki nabierają pełnego sensu. Wierzę, że podobnie będzie z radością zbawionych – tych, którzy ustawili sobie wysoko poprzeczkę i z Bożą pomocą ją przeskoczyli.