Czytając informacje prasowe bądź śledząc wiadomości medialne na temat rządu RP, można odnieść wrażenie dość jednoznaczne. Jest to rząd, który odznacza się niestabilnością kadrową (sztandarowym dowodem jest tutaj powołanie prof. Gilowskiej do gabinetu ministrów). Jest to rząd, który zabiega drastycznie i bezpardonowo o elektorat PO, jeśli nie o samych członków PO (dowodem jest tutaj prof. Gilowska, która była onegdaj we władzach PO). Jest to rząd, który korzysta z poparcia „katolicyzmu toruńskiego”, ale nie zasługuje na poparcie „katolicyzmu łagiewnickiego” (dowodem tutaj jest zapewne prof. Gilowska, której nie było ostatnio w Łagiewnikach).
O pracach rządu wiadomo tak niewiele, że prezes Rady Ministrów zdecydował się udostępnić swój kalendarz w Internecie, aby zainteresowani pozbyli się wrażenia, że zadaniem premiera są wyłącznie podjazdy PO, głowienie się nad roszadami kadrowymi oraz szukanie pomocy u o. Rydzyka. Lektura kalendarza pozwala zauważyć, że premier pracuje też nad innymi sprawami. Tu i ówdzie daje się zauważyć, że pionierskimi.
Z prac podjętych przez rząd, nielicznych zauważonych przez media, dostrzeżono wydłużenie urlopu macierzyńskiego. Charakterystyczny przychylny ton większości mediów dał znów znać o sobie. Zauważono bowiem, że takie wydłużenie zagraża gospodarce, że jest działaniem ideologicznym itp.
Rzecz znamienna, że wciąż w polskich analizach gospodarczych, przynajmniej tych upowszechnianych, brakuje pojęcia kapitału ludzkiego. Tymczasem, jednym z najważniejszych osiągnięć współczesnej ekonomii jest właśnie odkrycie, że inwestowanie w kapitał ludzki oznacza istotny warunek i przesłankę wyjścia na prostą wzrostu gospodarczego i postępu technicznego. W konsekwencji dokonało się skorygowanie poglądów uznających, że nakłady na kształcenie i badania naukowe to nie konsumpcja, lecz inwestycja.
Nietrudno jednak dostrzec, że matka, która bardziej intensywnie może zająć się dzieckiem, nie tylko służy przyrostowi naturalnemu, ale owemu kapitałowi ludzkiemu. Jej macierzyństwo jest dobrem społecznym.