Logo Przewdonik Katolicki

Dyplom z miłości małżeńskiej

Marcin Jarzembowski
Fot.

O zagrożeniach i nadziejach dla rodziny z ojcem Andrzejem Rębaczem CsSR, dyrektorem Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin w Warszawie, rozmawia Marcin Jarzembowski Jakie są dziś najważniejsze zagrożenia dla rodzin? Jaki jest stan polskiej rodziny? Jesteśmy umieszczeni między Wschodem a Zachodem, między prawosławiem a protestantyzmem. Przez wieki musieliśmy wytyczać własne...

O zagrożeniach i nadziejach dla rodziny z ojcem Andrzejem Rębaczem CsSR, dyrektorem Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin w Warszawie, rozmawia Marcin Jarzembowski

Jakie są dziś najważniejsze zagrożenia dla rodzin? Jaki jest stan polskiej rodziny?
– Jesteśmy umieszczeni między Wschodem a Zachodem, między prawosławiem a protestantyzmem. Przez wieki musieliśmy wytyczać własne szlaki. Czeka nas to i dzisiaj w sprawach rodziny. Kondycja rodzin i małżeństw na Wschodzie wygląda dramatycznie. Na Zachodzie rewolucja obyczajowa lat 60. zaowocowała rozpadem małżeństw i rodzin, patologią wśród młodzieży oraz niebywałym upadkiem moralności w życiu politycznym i społecznym. Są jednak sygnały odrodzenia – na przykład państwowy program wychowania do czystości w Ameryce czy Ruch „Prawdziwa Miłość Czeka” w wielu krajach – także europejskich. Powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski. U nas mamy „Ruch Czystych Serc”, działający przy piśmie „Miłujcie się”. Próbujemy w Polsce realizować potężne dzieło katechizacji młodzieży szkół średnich przy parafiach, które ma przygotować ją do życia w małżeństwie i rodzinie. Po decyzji Konferencji Episkopatu opracowano program i odpowiednie podręczniki. Wielkie podziękowanie należy się biskupom, którzy ten program zatwierdzili i wprowadzają, oraz duszpasterzom i osobom świeckim, powoli go realizującym. Ktoś powiedział, że nie ma kryzysu rodziny – jest tylko kryzys małżeństwa. Trzeba bardzo kochać dziecko, ale jeszcze mocniej mają się kochać jego rodzice. Jeżeli ich miłość jest trwała, to dzieci są bezpieczne i szczęśliwe. Dlatego tak ważne staje się wcześniejsze przygotowanie młodzieży do miłości, narzeczeństwa i małżeństwa. Innym problemem jest nasze prawo, które preferuje samotne wychowanie. Jest to powodem fikcyjnych rozwodów i separacji – tylko po to, aby otrzymać od państwa pomoc finansową. Nasz wysiłek skierowany na pomoc rodzinie i małżeństwom chcemy wesprzeć poprzez parafialne rekolekcje rodzinne w całym kraju, do czego przygotowujemy się przez szkolenie rekolekcjonistów. Kondycja polskiej rodziny wygląda czasem niepokojąco. Jednak większość stanowią dobre małżeństwa i trwałe rodziny.

Dlaczego ludzie młodzi coraz częściej nie chcą zawierać związku małżeńskiego?
– Ponieważ często nie są przygotowani do tego, by podjąć decyzję na całe życie. Nie wiedzą również, że ta decyzja będzie dla nich źródłem prawdziwego szczęścia. Ten problem leży w mentalności, którą niestety budują media, promując rozwody, związki nieformalne czy wielokrotne.

Jak na kondycję rodziny wpływa coraz głośniejsza kwestia związków homoseksualnych?
– Jest to kolejna batalia przeciw wartościom. Wmawia się ludziom jako pewnik, że chodzi o uwarunkowania genetyczne. Tego nikt nie udowodnił. Ale za to wiadomo, że jeżeli chłopak albo dziewczyna są szczególnie wrażliwi i podsunie im się ten ryzykowny styl życia, a oni w nim zasmakują, to mogą nabawić się takiej skłonności. Homoseksualizm jest najczęściej następstwem pewnego „uwiedzenia”. Kościół musi się temu przeciwstawiać. Mam tu na myśli, między innymi, organizowane także w polskich miastach „parady równości”. Jeżeli organizuje się manifestację inwalidów, to z tego powodu nie przybywa osób niepełnosprawnych, ale jeżeli jest parada gejów i lesbijek, to znaczy, że upowszechnia się pewien ryzykowny styl życia i można kogoś tym „zarazić”. Istnieją badania, które mówią, że tego typu upodobania seksualne są także następstwem wychowania bez ojca. Ludzkość może się rozwijać tylko wtedy, kiedy funkcjonują „rodziny”, a nie „związki”.

Wspomniał Ojciec o przygotowaniach młodych osób do małżeństwa. Jak one powinny przebiegać, aby młodzi uniknęli późniejszej „tragedii”?
– Jeżeli małżeństwo ma być trwałe, to powinno być oparte na miłości, która jest czymś poważnym. Nie może to być tylko zakochanie. Miłość może się zacząć od uczucia. Ostatecznie jest jednak dojrzałą, obopólną decyzją, do której trzeba dorosnąć, angażując rozum, wolę, wiarę w Boga i pomoc Jego łaski. Decyzja ta ma być fundamentem całego życia drugiej osoby i przyszłego potomstwa. Nie może być zatem odwołalna. O miłości nie można mówić dopiero wtedy, kiedy pojawi się ciąża…

Miłość małżeńska to miłość wymagająca?
– Oczywiście, że tak. A kto by otrzymał dyplom bez nauki? To wymaganie daje radość i satysfakcję. Bycie księdzem również dużo kosztuje, ale pokonanie trudności rodzi tyle dobra i daje tak dużo radości!

Czy kwestia rozwodów jest również spowodowana brakiem zaufania do Pana Boga?
– Chrystus mówił: „beze Mnie nic nie możecie uczynić”. Aby uniknąć rozwodów, trzeba prowadzić regularne życie religijne. Wówczas człowiek dorasta do tego, aby w pełni przyjąć trud i radość małżeństwa. Warto przybliżyć wyniki badań amerykańskiej socjolog Mercedes Arzur Wilson, która spróbowała odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób trwałość małżeństwa zależy od praktyk religijnych. Okazało się, że jeżeli małżeństwo jest oparte tylko na kontrakcie cywilnym, to 50 procent osób się rozchodzi. Jeżeli jest ślub kościelny, a brakuje praktyk religijnych, to 33 procent. Jeżeli małżonkowie mają ślub kościelny i w każdą niedzielę uczestniczą we Mszy Świętej, to wskaźnik rozwodów spada do dwóch procent. Natomiast jeśli do tego dochodzi codzienna wspólna modlitwa, to na tysiąc czterysta par tylko jedna się rozchodzi. To pokazuje, jak ważne jest zaufanie Panu Bogu… Ktoś powiedział: „Gdy spada napięcie, to gasną światła. Jak nie ma problemów, to i miłość blednie”. Kłopoty w małżeństwie pojawiają się czasem po to, aby człowiek przy Bożej pomocy wspinał się na wyższe piętra dojrzałości.

Jak z punktu widzenia trwałości rodziny wygląda kwestia zdrady, która jest również przyczyną rozpadu wielu małżeństw?
– To wynika z pewnej niedojrzałości. Często jest tak, że małżonkowie, mając dwoje albo troje dzieci, odchodzą od współżycia – po prostu boją się kolejnej ciąży. Mężczyzna czuje się odtrącony i właśnie to prowadzi do zdrady. Wystarczyłoby głębsze zrozumienie rytmu biologicznego, a od męża powinien wyjść sygnał, że gdyby pojawiło się kolejne dziecko, to on będzie przy żonie i razem dadzą sobie w życiu radę. Zalecają to mądrzy ludzie, którzy pracują w poradnictwie. Wtedy żona przestanie odtrącać męża i nie udawać, że „boli ją głowa”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki