Logo Przewdonik Katolicki

Lato kwitnących wiśni

Joanna Pawłat
Fot.

Od standardowego Mushiatsui desu ne, czyli Ależ dzisiaj parnota, rozpoczynam codzienne pogawędki ze znajomymi na uczelni. Większość z nich deklaruje wtedy, iż lato najchętniej spędziłaby na najbardziej na północ wysuniętej wyspie Hokkaido, bowiem w pozostałych częściach Japonii daje się ono mocno we znaki. Wyspiarze, zwłaszcza starszej daty, potrafią jednak...

Od standardowego „Mushiatsui desu ne”, czyli „Ależ dzisiaj parnota”, rozpoczynam codzienne pogawędki ze znajomymi na uczelni. Większość z nich deklaruje wtedy, iż lato najchętniej spędziłaby na najbardziej na północ wysuniętej wyspie Hokkaido, bowiem w pozostałych częściach Japonii daje się ono mocno we znaki. Wyspiarze, zwłaszcza starszej daty, potrafią jednak z kamienną twarzą wytrzymać wszystkie niespodzianki, jakie szykuje im czerwiec i lipiec: porę deszczową, niszczycielskie tajfuny, następujące po nich powodzie, osuwy ziemi i upały.

Gdy w Polsce słupek rtęci w termometrze idzie w górę, zrzucamy z siebie kolejne warstwy odzieży – w kąt idą długie spodnie i koszule z rękawem. Kraina Kwitnącej Wiśni od maja do października prezentuje odmienny zgoła widok. Azjatki bardzo cenią sobie jasną skórę i starają się ukryć przed nadzwyczaj silnym słońcem. Na ulicach widać fantazyjne kapelusze i koronkowe parasolki rodem z XIX wieku. W sprzedaży są długie letnie rękawiczki do prowadzenia samochodu, specjalne materiały nieprzepuszczalne dla promieni UV i szereg kosmetyków nie tylko ochronnych, ale i wybielających cerę.

W letniej porze deszczowej, zwanej tutaj tsuyu, przy 30°C wilgotność może sięgać 85 proc. Dla pań domu, które uważają tsuyu za zdecydowanie najgorszą część roku, to czas walki z owadami i pleśnią pojawiającą się łatwo w łazienkach i matach tatami, stanowiących podłogi w tradycyjnych japońskich domach. W ruch idą liczne lokalne wynalazki: pokojowe osuszacze powietrza, plastikowe pojemniczki z pochłaniaczami wilgoci, które stawia się w szafach między ubraniami, maleńkie woreczki z lawendą i innymi pachnidłami wkładane w poduszki i szuflady. Deszcze tsuyu potrafią padać przez wiele dni z rzędu, jednak mimo czasem wyrządzanych szkód traktowane są niczym błogosławieństwo – od ich ilości zależą zbiory ryżu.

Teruterubouzu i krowie żaby
Dzieci mają na porę deszczową swoje sposoby: jednym z nich jest Teruterubouzu. To biała, własnoręcznie zrobiona z chusteczki lub papieru kukiełka, którą wiesza się w oknach przed jakimś ważnym dla nich dniem, mając nadzieję na dobrą pogodę. Z kolei rolnicy z niektórych okolic modląc się o deszcz, malują głowę kukiełki na czarno. Zwyczaj Teruterubouzu sięga jeszcze epoki Edo; mówi o nim bardzo stara dziecięca piosenka – choć mało kto zna jej dość obcesowe zakończenie: „Teruterubouzu, jeśli nie spełnisz mojej prośby, to utnę ci głowę”...

Nie można mówić o lecie w Japonii, nie wspominając o maleńkich jaszczurkach wygrzewających się w załomach murów, ogromnych ważkach, świerszczach (koorogi) i cykadach (semi). Nie będąc biegłą z entomologii, cykadę wyobrażałam sobie jako delikatną i zwiewną istotkę. Okazało się, że występujące tutaj semi to dość spore owady przypominające żuki i wydające jazgot kojarzący się z szumem wokół przewodów wysokiego napięcia. Muszę przyznać, iż po przyzwyczajeniu się, dźwięk ten jest całkiem przyjemny. Cykady i duże chrabąszcze są chętnie łapane przez dzieci w siatki na motyle i hodowane potem w specjalnych klatkach. Ba, to prawdziwy przemysł: sprzedaje się różne rodzaje karmy przypominającej żelki, a co większe okazy wystawiane na aukcjach zoologicznych osiągają spore ceny.

Mieszkając w centrum miasta, miałam widok na maleńkie pole ryżowe pośród biurowców. Z nadejściem lata każdego wieczora spać nie dawał mi donośny... ryk krów. O ile pole ryżowe było jeszcze do przyjęcia, to w głowie nie mieściło mi się, by ktoś w środku miasta hodował trzodę. – To ushigaeru, krowie żaby – oświeciła mnie moja przyjaciółka Aki, wskazując na płaza wielkości sporej świnki morskiej, który jako żywo wydawał z siebie dźwięki niczym krówka. Żaby te są ponoć niezwykle odporne i w innych krajach azjatyckich hoduje się je ze względu na mocne skóry, z których wyrabia się np. buty.

Tradycja kontra klimatyzacja
Dziś większość domów posiada klimatyzację. Nie jest ona zwykle sterowana centralnie, więc w każdym pokoju, nawet w dużym bloku, zainstalowany jest mały klimatyzator, którego skrzynka z wentylatorem mocowana jest do zewnętrznej ściany pod oknem. Stanowi to dla Europejczyka widok zagadkowy, ale wyjaśnienie jest prozaiczne – o takim rozwiązaniu decyduje cena i sposób podziału kosztów chłodzenia. Moje koleżanki często skarżą się, iż mimo upału klimatyzacja chłodzi tak silnie, że muszą zabierać do pracy swetry. Z tego względu od kilku lat w mediach trwa kampania „cool-biz”, proponująca pracującym panom zmianę odzieży na lżejszą, by oszczędzać energię elektryczną. Media straszą również reumatyzmem, wysuszeniem oczu i skóry, zapaleniem uszu i wyczerpywaniem zasobów naturalnych. Skutki akcji są dość mizerne. Zadziwiające, zważywszy, że Wyspiarze mają swe stare, sprawdzone sposoby na obniżenie temperatury w upał.

Japoński dom zwykle budowany jest z myślą o lecie: niepodpiwniczony ma pod posadzką pustkę umożliwiającą cyrkulację powietrza. Podłogi z mat tatami dają przyjemne uczucie chłodu; bambusowymi matami osłania się okna od południowej strony, niektórzy używają ich nawet zamiast prześcieradeł. W bezchmurne, gorące dni, zwłaszcza w dzielnicach małych, rodzinnych sklepików i świątyń rankiem odbywa się rytuał mizukake, czyli polewanie chodników wodą.

Dla Japończyków odczuwanie gorąca to bardziej sprawa ducha aniżeli ciała – wystrój wnętrza domu zmienia się zwykle wraz z porą roku, latem dominują akcenty niebieskie utożsamiane z wodą. Wiele osób kupuje wtedy na straganach podczas licznych festiwali złote rybki i zakłada maleńkie akwarium. W oknach wiszą dzwonki powietrzne (fuurin), dając złudzenie silnego, przynoszącego ochłodę wiatru. W mikroskopijnych, omszonych ogródkach przyświątynnych słychać kojące postukiwanie bambusowych wodnych wag shishiodoshi, notabene mających początkowo służyć jako strachy na wróble.

Yukata najlepszym letnim strojem
Znakomitym i niekrępującym ruchów japońskim ubraniem jest yukata. To letnie, proste, bawełniane kimono w dawnych czasach traktowano jako szlafrok kąpielowy, ale ze względu na niską cenę i wygodę strój powszechnie przyjął się wśród rolników i mieszczan. O ile zimą trudno jest bez specjalnej okazji dostrzec osoby w prawdziwym kimonie, lato należy do yukata. Dzieciaki wyglądają w nich przeuroczo, a mnie bardzo cieszy fakt, iż ochoczo nosi je młodzież płci obojga. Corocznie projektowane są nowe wzory i nowe dodatki: pasy obi, spinki do włosów, torebeczki niczym puzderka. Uzupełnieniem są klapki na drewnianej podeszwie, na których wzorowano znane nam japonki, zwane tu geta lub zori i oczywiście wachlarz (uchiwa, sensu).

Letnie festiwale matsuri, będące jedynym w swoim rodzaju połączeniem tańców, fajerwerków, pikników i jarmarków, są znakomitą okazją do obserwacji najnowszych trendów w tradycyjnych ubiorach Nipponu. Na matsuri możemy spróbować specjałów zarówno tych treściwych, jak i jajeczno-mączno-kapuściane okonomiaki lub opiekaną kukurydzę, potraw na bazie tofu i wodorostów: tokoroten, hiyayattuko, zapewniającego siłę nawet w największe upały węgorza, jak i deserów: rajskich jabłuszek w cukrze, bananów w czekoladzie, siekanych lodów kakigori, polanych słodkim syropem czy galaretki youkan. Milusińskich kusi możliwość własnoręcznego połowu złotych rybek czy ćwiczenia oka na strzelnicy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki