„Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię obumrze, przynosi plon obfity”. Te słowa możemy odnieść do owocnego życia księdza kanonika Józefa Szydłowskiego, które w sposób szczególny zostało naznaczone dźwiganiem krzyża.
Urodził się 3 marca 1919 roku w Jeziorach Małych koło Zaniemyśla jako czwarte dziecko Franciszka i Cecylii z domu Lammel. Matka pochodziła z Markowic i była najstarszą z rodzeństwa licznej i pobożnej rodziny rolniczej. Niestety, większość jej rodzeństwa umarła w wieku dziecięcym na nieuleczalne wtedy choroby zakaźne. Dwie jej siostry wstąpiły do klasztoru Elżbietanek.
Pomiędzy powstaniem a wojną
Józef przyszedł na świat podczas powstania wielkopolskiego w katolickiej, głęboko wierzącej rodzinie. W domu rodzinnym praktykowano wspólną modlitwę. Matka Cecylia ukończyła pruską szkołę podstawową. Języka polskiego nauczyła się w domu, głównie czytając czasopisma katolickie. Do końca życia lubiła czytać zarówno czasopisma, literaturę katolicką, powieści, jak i opracowania popularno-naukowe. Ojciec Franciszek w czasie I wojny światowej został wcielony do pruskiej armii i został ciężko ranny pod Verdun, nabył nieodwracalnego kalectwa.
Do liceum dojeżdżał do Jarocina (najczęściej rowerem, 15 km) lub do Chociczy (pociągiem, 5 km). Liceum ukończył w roku 1939. Cały czas nurtowała go myśl, by poświęcić swe życie Bogu i innym wskazywać drogę do wiary.
Chociaż egzamin dojrzałości zdał krótko przed wybuchem II wojny światowej, do seminarium jeszcze się nie zgłosił. Ostateczny moment jeszcze nie nadszedł.
Po wkroczeniu Niemców życie Józefa, jako maturzysty, było bardzo zagrożone. Niemcy „zlikwidowali” inteligencję, w miasteczku okupację przeżył tylko lekarz. Po krótkim okresie ukrywania zgłosił się do władz okupacyjnych w powiecie Środa, usprawiedliwiając opóźnienie obłożną chorobą, po czym natychmiast został wysłany do pracy w Wunsiedel k. Norymbergii w Bawarii, gdzie pracował początkowo w fabryce ceramicznej, a później zbrojeniowej. Ze względu na bardzo zły stan zdrowia został zwolniony, mógł wrócić do Środy, gdzie dzięki znajomości języka niemieckiego skierowano go do pracy biurowej. Najmłodszy i jedyny żyjący z licznego rodzeństwa brat, profesor Uniwersytetu Poznańskiego, wspomina ze wzruszeniem, jak to kilkanaście lat od niego straszy brat Józef zawiózł go rowerem z Nowego Miasta, gdzie mieszkał, do Tulec, czyli do najbliższego czynnego kościoła (ok. 35 km). 15 lipca 1944 roku przystąpił tam do Pierwszej Komunii św.
Służba w Kościele
Odkrywał i zgłębiał tajniki wiary. Chciał tymi wartościami żyć i ubogacać nimi innych. Decyzja wyboru kapłaństwa, by niepodzielnym sercem służyć Bogu w bliźnich, nurtująca go od wielu lat, dojrzała. Nie jest wykluczone, że istotny wpływ na ostateczną decyzję wywarły rozmowy z matką i jej modlitwy. Święcenia kapłańskie uzyskał w farze poznańskiej z rąk abp. Walentego Dymka 19 maja 1951 r.
Wojna, a potem przygotowanie do kapłaństwa i gorliwa służba Bogu i ludziom w Kościele przypadły na czas dominowania dwóch barbarzyńskich ideologii, faszyzmu i komunizmu. Doświadczenia oddziaływania tych strasznych ideologii uświadomiły mu jeszcze bardziej wartość wiary w życiu człowieka oraz niebezpieczeństwa, jakie dla niej niosą te zbrodnicze ideologie.
Przebieg pracy duszpasterskiej księdza Józefa Szydłowskiego był bardzo bogaty: wikariaty w Szamotułach, Stęszewie, Rawiczu i Buku, probostwa w Sędzinach (1957-63), Ołoboku (1963 - 1979), Komornikach (1979-89). Od 1989 do 2006 roku przebywał na emeryturze w Rosnówku.
Droga kapłańskiego życia nie była usłana różami. Ten oddany bez reszty Bogu kapłan napotykał na wyjątkowy krzyż. W 1963 r. otrzymał rozległą pod względem terytorialnym, obejmującą kilka wiosek parafię Ołobok. W samym Ołoboku zastał dwa kościoły, zabytkowy, poklasztorny, pełniący rolę parafialnego, oraz kaplicę cmentarną. Większość parafian mieszkała jednak dość daleko, w Wielowsi Klasztornej i Masanowie. Postawienie tam domu Bożego okupił wielką ceną zdrowia i niewyobrażalnych cierpień. Być może to szczególne doświadczanie krzyża sprawiło, że jego ulubiona forma modlitwy stawała się coraz częściej drogą krzyżową. Tuż po jego odejściu do Komornik, w Ołoboku narodzi się wiele powołań kapłańskich.
W Komornikach na cmentarzu parafialnym zbudował kaplicę pw. Zmartwychwstania Pańskiego, a w Rosnówku kaplicę z myślą o tutejszych mieszkańcach, wczasowiczach oraz o przyszłych pokoleniach. Troszczył się o życie duchowe swoich parafian. Po odejściu na emeryturę, jak długo mógł, odprawiał Msze w kaplicy, a gdy opadły go siły – w domu. Służył – dopóki sił starczało – pomocą w konfesjonale. Pod koniec życia przebywał w szpitalu. Tam też został przewieziony w Wigilię Bożego Narodzenia, by po tygodniu, na progu nowego roku, w uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, zakończyć doczesną pielgrzymkę i przejść do Domu Ojca.