Nauka w służbie ideologii staje się narzędziem totalitaryzmu. Szczególnie tragiczna jest w tym kontekście sytuacja kobiet, które czując strach przed skutkami aborcji, są zapewniane przez ekspertów, że lęk ten jest irracjonalny.
Sprawa problemów psychicznych, będących skutkiem aborcji, pojawia się wielokrotnie przy okazji prób ponownego zalegalizowania w Polsce aborcji na życzenie. Dwa podstawowe argumenty to: „płód to tylko tkanka” i: „legalna, fachowo przeprowadzona aborcja jest nieszkodliwa dla zdrowia kobiety”. Dlatego głównym celem ataku są dwa twierdzenia głoszone przez środowiska prolife: „Zabijane dziecko cierpi” oraz „Aborcja ma negatywne skutki dla zdrowia kobiety”.
Zbiór tkanek
Problem cierpienia dziecka został mocno nagłośniony, gdy w ubiegłym roku „The Journal of the American Medical Association” (JAMA) opublikował artykuł głoszący, iż nienarodzone dziecko odczuwa ból dopiero po 28. tygodniu życia. Twierdzeniom badaczy można przeciwstawić choćby fakt, iż wcześniaki, które urodziły się przed siódmym miesiącem życia, jak najbardziej odczuwają ból. Poza tym oczywiście istnieje szereg naukowych dowodów nie tylko na odczuwanie bólu przez dziecko w łonie matki, lecz także np. na intensywny rozwój intelektualny (choćby zapamiętywanie dźwięków), co uniemożliwia traktowanie płodu jako „zbioru tkanek”. Publikacja w JAMA odbiła się głośnym echem w prasie na całym świecie. Gdy wyszło na jaw, iż badacze są aktywistami ruchów proaborcyjnych (a w jednym przypadku – dyrektorem kliniki aborcyjnej), redaktor naczelna pisma Catherine D. DeAngelis oświadczyła, iż była nieświadoma ideologicznych powiązań autorów. Przyznała, że może to niekorzystnie odbić się na wiarygodności czasopisma. Ten komentarz nie doczekał się jednak wzmianki w polskich mediach. Jest jednak ciekawe, że artykuł ukazał się w czasie, gdy w kolejnych stanach w USA ważyły się losy ustawy „o odczuwaniu bólu przed płód”. Ustawa ta zobowiązuje lekarza do poinformowania kobiety, że dziecko cierpi w czasie aborcji. Do tej pory wprowadzono tę ustawę w 23 stanach, a przewidywanym skutkiem jest dalszy spadek liczby przerywanych ciąż. Dla klinik zarabiających przede wszystkim na dokonywanych aborcjach jest to oczywiście niepokojący trend.
Druga sprawa to kwestia zdrowia kobiet. O zdrowiu fizycznym powiem niewiele – usunięcie ciąży niesie ze sobą takie samo ryzyko jak każda inna poważna operacja, czyli czasem (rzadko) zdarzają się zgony. Zagrożenie powikłaniami jest większe w tych klinikach, które nastawione są na „masowy przerób”, w związku z czym zabieg przeprowadzany jest rutynowo i w pośpiechu. Zagrożenie dla zdrowia kobiety niesie ze sobą pigułka poronna RU-468; udokumentowane są zgony po jej zastosowaniu. Pozostaje jednak subtelniejsza, ale równie ważna kwestia zdrowia psychicznego.
Poaborcyjne skutki
Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne (APA) to największa na świecie organizacja skupiająca psychologów, która jest zarazem największym naukowym stowarzyszeniem w USA. Oświadczenia APA są respektowane jako naukowo wiążące do tego stopnia, że decyzje APA co do dodania bądź usunięcia jakiejś jednostki chorobowej z listy zaburzeń psychicznych wpływają znacząco na uznanie lub zaprzestanie uznawania jej jako choroby na całym świecie. Stało się tak w roku 1989 z syndromem aborcyjnym, opisywanym przez klinicystów jako zespół zaburzeń psychicznych będących skutkiem aborcji. Od siedemnastu lat pojęcie to nie figuruje w spisie chorób, mimo iż wielu psychoterapeutów twierdzi, iż spotyka się na co dzień z problemem zaburzeń psychicznych po przerwaniu ciąży.
W styczniu bieżącego roku proaborcyjny naukowiec z Nowej Zelandii David Fergusson wraz z zespołem badawczym ogłosił na łamach czasopisma naukowego „Journal of Child Psychology and Psychiatry” wyniki badań nad skutkami aborcji dla zdrowia psychicznego kobiet. Badania przez niego przeprowadzone były jednymi z największych rzetelnych badań psychologicznych na świecie. Obejmują dane medyczne o nowozelandzkich kobietach z 25 lat. Fergusson zakładał zdobycie ostatecznych dowodów na to, iż problemy psychiczne, których doświadczają kobiety po przeprowadzeniu aborcji, są całkowicie skutkiem problemów psychicznych występujących wcześniej. Inaczej mówiąc – jeśli kobieta nie ma problemów psychicznych, to aborcja ich nie wywoła. Ku jego zaskoczeniu badania wykazały rzecz przeciwną. Choć naukowcy przeanalizowali wpływ bardzo wielu zmiennych, to właśnie aborcja okazała się głównym czynnikiem wywołującym depresję, stany lękowe, uzależnienie od substancji psychoaktywnych (alkoholu, narkotyków, leków) i próby samobójcze u kobiet poprzednio zdrowych psychicznie. Wyniki na tyle zdumiały Fergussona i współpracowników, że dokładnie przestudiowali publikacje APA, w których stowarzyszenie swym autorytetem popiera twierdzenie, że aborcja jest korzystna dla zdrowia psychicznego kobiet (a przynajmniej mu nie szkodzi). Naukowcy stwierdzili, że po pierwsze: badania, na które powołuje się APA, są nieliczne i nierzetelne, po drugie: APA systematycznie ignoruje ogrom badań psychologicznych, opublikowanych w ciągu ostatnich lat, które wykazują szkodliwość aborcji.
21 stycznia 2006 r. „Washington Times” opublikował wywiad z dr Nancy Felipe Russo, która wypowiadała się jako przedstawiciel APA w tej sprawie. Stwierdziła ona, że stanowisko stowarzyszenia jest wynikiem uznawania aborcji za podstawowe prawo człowieka, dlatego dowody naukowe wykazujące szkodliwość aborcji dla kobiet nie zmienią ich stanowiska.
Fakty do aktualizacji
Nauka w służbie ideologii staje się narzędziem totalitaryzmu. Szczególnie tragiczna jest w tym kontekście sytuacja kobiet, które czując strach przed skutkami aborcji, są zapewniane przez ekspertów, że lęk ten jest irracjonalny. Pewnym pocieszeniem jest to, że z witryny internetowej APA zniknęła broszurka „Fakty na temat wpływu aborcji na kobiety”, a webmaster informuje, że podlega ona aktualizacji. Być może oznacza to, że APA zdecyduje się jednak na naukową służbę prawdzie, porzucając służbę ideologii. Nie zmienia to faktu, że portale organizacji proaborcyjnych pełne są pseudonaukowego bełkotu, popieranego autorytetem APA.
Dlaczego wyniki badań nowozelandzkich naukowców są tak ważne? Jednoznacznie udowadniają, że „wybór” kobiety, by przerwać ciążę, jest złym wyborem – prowadzącym do problemów psychicznych. Po drugie, jednoznacznie dementują mit, jakoby urodzenie niechcianego dziecka było bardziej obciążające dla psychiki kobiety niż jego „usunięcie”. Wykazują absurd argumentu, że dla ofiary gwałtu aborcja jest błogosławieństwem. Już wcześniej kobiety, które zdecydowały się urodzić dziecko poczęte w wyniku gwałtu, opisywały to jako wydarzenie uzdrawiające z traumy. Teraz uczciwość nakazuje, by ostrzegać je, że aborcja nie tylko nie uzdrowi, lecz pogłębi ich problemy psychiczne. Każde cywilizowane społeczeństwo stara się promować zdrowie – prowadzimy kampanie antynarkotykowe, przeciw AIDS, alkoholizmowi... Trudno zachęcać do działań, które nie tylko zabijają poczęte życie, pogłębiając niż demograficzny, lecz szkodzą zdrowiu kobiety, która na to się decyduje.
„Konsultantka, z którą rozmawiałam przed aborcją, powiedziała mi, że mogę czuć się przygnębiona lub niespokojna przez około miesiąc po aborcji. Nie powinnam się tym martwić, ponieważ oznacza to tyle, że układ hormonalny wraca do normy. Powiedziała też, że przez około rok mogą do mnie powracać myśli o aborcji, lecz wkrótce staną się one odległym wspomnieniem. Gdy po miesiącu nic nie wróciło do normy, pomyślałam, że jest ze mną coś nie tak. Chciałam ponownie porozmawiać z konsultantką, lecz odmówiła. Twierdziła, że męczą mnie problemy niezwiązane z aborcją . Gdy po roku nadal każdego dnia nawiedzały mnie myśli o dokonanej aborcji pomyślałam, że jestem chora psychicznie. Wydawało się, że moje życie powinno być normalne, lecz w rzeczywistości rozpadało się na milion kawałków. Ukrywałam to przed wszystkimi, by nie wysłali mnie do szpitala psychiatrycznego. Myślałam, że jestem jedyną osobą, która w ten sposób zareagowała na aborcję”.
Sandra
Świadectwo pochodzi z książki „Forbidden grief” autorstwa T. Burke, D.C. Reardon