Logo Przewdonik Katolicki

Barwy słów i czynów

Ks. Michał Maciołka
Fot.

Śp. ks. kanonik Janusz Szajkowski był znanym kapłanem archidiecezji poznańskiej. Wyświęcony na kapłana w 1955 r. pracował w wielu parafiach: jako wikariusz - w Kępnie, Swarzędzu, Pępowie, Wieleniu, Poznaniu; jako proboszcz - w Rawiczu i Poznaniu. Imponował wszędzie niespożytą energią, duszpasterską inicjatywą i wieloma dziełami inwestycyjnymi. Swoje artykuły publikował m.in. w...

Śp. ks. kanonik Janusz Szajkowski był znanym kapłanem archidiecezji poznańskiej. Wyświęcony na kapłana w 1955 r. pracował w wielu parafiach: jako wikariusz - w Kępnie, Swarzędzu, Pępowie, Wieleniu, Poznaniu; jako proboszcz - w Rawiczu i Poznaniu. Imponował wszędzie niespożytą energią, duszpasterską inicjatywą i wieloma dziełami inwestycyjnymi. Swoje artykuły publikował m.in. w "Przewodniku Katolickim".



Pójdźcie za Mną (Mt 4,19)


Ksiądz Janusz Szajkowski należał do pokolenia, które w młodzieńczym wieku przeżyło okupację, roboty przy kopaniu rowów, a także różne prześladowania i szykany ze strony hitlerowców. To pokolenie wychowane w skautingu i w kółkach ministranckich miało wiele ideałów, których młodzi dziś chyba nie rozumieją. Byli to ludzie myślący, oddani Bogu i Ojczyźnie, a jednocześnie pełni fantazji i ciągle nowych pomysłów. Zupełnie nie pasowali do sztucznego, szarego i siermiężnego stylu komunistycznego. I taki pozostał ks. Janusz do końca swego życia.
Urodził się 16 marca 1929 roku w Mosinie. Ojciec Stanisław Szajkowski był handlowcem i przedsiębiorcą, człowiekiem o wielkim poczuciu humoru. Po nim Janusz odziedziczył przedsiębiorczość i dowcip. Matka nosiła imię Walentyna z d. Nowacka. Rodzina Nowackich znana była w okolicach Poznania ze swej aktywności społecznej, uczciwości i religijności. Po niej Janusz przejął prawdziwą pobożność i wyjątkową wrażliwość serca.
Maturę zdał w Gimnazjum i Liceum im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu w roku 1949 i w tymże roku wstąpił do seminarium duchownego. Wtedy klerycy studiowali dwa lata w Gnieźnie i cztery lata w Poznaniu. W Gnieźnie Janusz zaprzyjaźnił się ze swoim rówieśnikiem alumnem Józefem Glempem, obecnym Prymasem Polski. Święcenia kapłańskie przyjął 4 czerwca 1955 roku w farze poznańskiej, prymicje zaś odbyły się w Wirach.

Ja cię posyłam (Dz 22,21)


Działalność wikariuszowska przypadła na trudny okres rządów poststalinowskich, co zaznaczyło się przykrymi szykanami m.in.: inwigilacją, przesłuchaniami oraz różnymi mniejszymi lub większymi trudnościami, zwłaszcza za pracę wśród młodzieży. Trzeba przyznać, że ks. Janusz w każdej parafii właśnie od młodzieży rozpoczynał swoją duszpasterską pracę. Dla niej nigdy nie żałował czasu. Spotkania te i rozmowy najczęściej kończyły się powrotami do Boga, a nawet przyjęciem chrztu przez osoby pochodzące ze środowisk wojskowych i milicyjnych, z natury opornych na działanie Kościoła. Pamiętam, jak zorganizował koło ministrantów na Jeżycach w Poznaniu. Przychodziło do niego przeszło dwieście dzieci i młodzieży (rok 1961). To było oczywiście solą w oku władz komunistycznych, które posłużyły się nawet ludźmi Kościoła, by doprowadzić do prowokacji i podważenia wiarygodności jego pracy.
W Pępowie (rok 1957) tylko dzięki postawie ks. Janusza nie doszło do rozłamu w Kościele poznańskim. Wspominając to miejsce oraz inne "przypadki" ze swego życia, mawiał, że gdyby to wszystko opisać, powstałaby zupełnie dobra nowela sensacyjna.
Proboszczem był w dwóch parafiach: św. Andrzeja Boboli w Rawiczu w latach 1969-1979 i św. Stanisława Kostki w Poznaniu w latach 1979-1989. W Rawiczu właściwie organizował życie parafialne od podstaw. Wyremontował piękną poewangelicką świątynię, urządził na sposób nietuzinkowy mieszkania dla księży, założył chór chłopięco-męski "Andrzejki".
Na czas jego proboszczowania w Rawiczu przypadło nawiedzenie Obrazu Jasnogórskiego (rok 1977). Władzom komunistycznym zależało, aby to nawiedzenie było jak najmniej widoczne w życiu miasta, dlatego nie zezwolono na dekorację ulic. Ks. Szajkowski wpadł na pomysł rozmieszczenia w mieście przenośnych dekoracji. Polegały one na pionowych flagach o barwach narodowych, papieskich i maryjnych, które zawieszono na specjalnych drzewcach, a te z kolei osadzono w betonowych bloczkach. W ten sposób rozmieszczono liczne flagi na trasie przejazdu Obrazu, wywołując radość wierzących, a nawet uznanie ze strony rządowej.
Wielu czytelników PK dobrze pamięta jego poznańską działalność: wybudowanie kościoła parafialnego pw. Opatrzności Bożej, przyczynienie się do powstania parafii Miłosierdzia Bożego i Matki Bożej Zwycięskiej, modernizację kościoła parafialnego św. Stanisława Kostki na Winiarach i wybudowanie domu parafialnego, utworzenie i dyrygowanie w tej parafii chórem chłopięco-męskim "Staszki", z którym odbył wiele podróży artystycznych do różnych miejscowości w kraju i za granicą, a zwłaszcza do Rzymu, gdzie chór ten śpiewał w obecności Ojca Świętego Jana Pawła II; powołanie nowych grup parafialnych, m.in. działającą do dzisiaj Wspólnotę Miłosierdzia Bożego.
Wspomnę jeszcze o mało znanej działalności ks. kanonika proboszcza, a mianowicie o zainicjowaniu spotkań rodzin wojskowych, co w czasach komunistycznych uchodziło wręcz za dywersję.
Wiele energii poświęcił ks. Janusz na sprowadzanie darów z Zachodu przed, w czasie i po stanie wojennym. Iluż to ludziom pomógł wtedy przetrwać te trudne, wręcz głodowe czasy. Nie odbyło się to jednak bez pomówień. Wszystko to kosztowało go wiele zdrowia, z którym zaczął mieć kłopoty (przeszedł zawał serca). Z pomocą przyszli przyjaciele z Holandii. Oni to zorganizowali i opłacili dwukrotnie operację bypassów, dzięki którym mógł doczekać 76 lat życia.
Te kłopoty ze zdrowiem spowodowały wcześniejsze jego odejście na emeryturę. Ks. Janusz - mimo stanu spoczynku - nie zaprzestał jednak pracy duszpasterskiej. Pomagał w wielu parafiach, zwłaszcza w Mosinie, Wirach, Puszczykowie, Luboniu, Żabikowie, a nawet w Obornikach.
Najbardziej cenił sobie pracę w parafii winiarskiej. Tutaj chętnie przyjeżdżał, czuł się dobrze wśród kapłanów i wiernych, regularnie odprawiał Msze św. niedzielne z homilią, spowiadał, chodził po kolędzie. Tutaj też odnalazł ponownie swoją wielką pasję: dyrygowanie chórem.
W tym też okresie życia odkrył w sobie talent poetycki, co zaowocowało wydaniem tomiku poezji pt. "Barwą słów", ocenionym wysoko przez znawców poezji.

Wiem, komu zawierzyłem (2 Tm 1,12)


Te słowa ks. Szajkowski umieścił na swoim obrazku prymicyjnym. Kontekstem tego wyrażenia jest wypowiedź św. Pawła o Jezusie Chrystusie, który: "na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię" (2 Tm 1,10). Nie dziwią więc słowa napisane przez niego w testamencie: "Główną hierarchią mojego serca był zawsze Bóg w światłach Ewangelii Jezusa Chrystusa, Kościół i Ojczyzna".
Ks. Janusz dostrzegł zarówno w dniu prymicji, jak i w ostatnich dniach życia jakieś szczególne światło w nauce Chrystusa, za którym można z całą pewnością pójść, a nadto wiele dobrych dzieł dokonać dla ludzi. Oświetlać ich życiowe drogi, by doszli do najważniejszego celu życia, jakim jest zbawienie wieczne.
Światło Chrystusa oświetlało mu także wizję Ojczyzny. Osobiście nie spotkałem w życiu innego człowieka tak rozkochanego w Ojczyźnie jak on. To była miłość jego życia. Dla niej żył, pracował, chociaż w tej postawie nieraz był niezrozumiany, nawet przez przyjaciół. Myśmy chyba nie dorastali do jego poziomu patriotyzmu. Będąc już w ciężkim stanie zdrowia, w ostatnią niedzielę swego życia (23.10.05 r.) wziął udział w głosowaniu w lokalu wyborczym, znajdującym się w szpitalu. Z wielką nadzieją przeżywał ostatni wieczór wyborczy. Bolał nad obojętnością naszych rodaków, co ujawniło się w niskiej frekwencji wyborczej. Rozumiał oczywiście trudności i współczesne uwarunkowania, przeczuwał zagrożenia. Uważał, że jest wielu takich w kraju i za granicą, którzy pragną zniszczyć to, co szlachetne w naszym narodzie, zwłaszcza wiarę chrześcijańską, szczególnie teraz, gdy zabrakło nam wielkiego opiekuna, jakim był Jan Paweł II.

Oczekując błogosławionej nadziei (Tt 2,13)


Ks. Janusz Szajkowski zmarł 26.10.2005 r. Jakoś nie możemy sobie wyobrazić, że nie ma go już wśród nas, że już do nas nie przemówi, nie pożartuje, nie doradzi, nie pocieszy, nie wyspowiada…
Myślę jednak, że poprzez swoje życie, swoją chorobę znoszoną z niezwykłą cierpliwością, poprzez odejście od nas do Pana pragnął nam przekazać ważne przesłanie.
Dziękujemy Bogu, że mieliliśmy łaskę spotkania w naszym życiu tak wspaniałego człowieka, kapłana według Serca Bożego i przyjaciela.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki