Zadziwmy się EUCHARYSTIĄ
Jadwiga Knie-Górna
Fot.
Z ojcem Raniero Cantalamessą OFM Cap., wieloletnim kaznodzieją Ojca Świętego Jana Pawła II,
rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Jeden z franciszkańskich uczonych powiedział, że niedzielna liturgia jest niebem na ziemi. Czy my, pokolenie XXI wieku, rozumiemy istotę Eucharystii, czy też uczestniczymy w niej z przyzwyczajenia?
- Jednym z celów Roku Eucharystii, zgodnie z założeniem Ojca Świętego...
Z ojcem Raniero Cantalamessą OFM Cap., wieloletnim kaznodzieją Ojca Świętego Jana Pawła II,
rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Jeden z franciszkańskich uczonych powiedział, że niedzielna liturgia jest niebem na ziemi. Czy my, pokolenie XXI wieku, rozumiemy istotę Eucharystii, czy też uczestniczymy w niej z przyzwyczajenia?
- Jednym z celów Roku Eucharystii, zgodnie z założeniem Ojca Świętego Jana Pawła II, miało być zamyślenie i zadziwienie Eucharystią. Największym niebezpieczeństwem czyhającym na każdego chrześcijanina jest zwyczajne przyzwyczajenie się chrześcijan do tego daru. Przyjmowanie jej jako coś naturalnego, normalnego, codziennego, coś, co nas już nie zastanawia i nie fascynuje. Dlatego trzeba, abyśmy na nowo się zadziwili Mszą Świętą. To zadziwienie jednak musi prowadzić do głębszego zrozumienia jej tajemnicy. Najlepszym sposobem uczynienia tego jest uważne przypatrzenie się Eucharystii, która składa się z trzech głównych części: liturgii Słowa Bożego, liturgii eucharystycznej, w centrum której znajduje się konsekracja, oraz Komunii Świętej.
Ponieważ jesteśmy ograniczeni czasem i miejscem, chciałbym skoncentrować się na najważniejszym momencie Eucharystii, czyli konsekracji. Gdy w 1958 roku zostałem wyświęcony na kapłana, Mszę Świętą sprawowaliśmy po łacinie odwróceni tyłem do ludu. W momencie konsekracji kapłan był jakby odizolowany od wiernych. Dopiero po reformie, kiedy Eucharystię zaczęliśmy odprawiać zwróceni twarzą do wiernych, zrozumiałem sens konsekracji, zrozumiałem również, że jako kapłan, który został wyświęcony przez Kościół, powtarzałem słowa Jezusa w imię Jezusa, przekonany o tym, że mam władzę, żeby przemienić chleb i wino w Ciało i Krew Jezusa. Jako członek Ciała Chrystusowego, czyniłem to co Jezus, patrząc na ludzi, mówiłem do nich: bracia i siostry, bierzcie i jedzcie, to jest także moje ciało, które chcę dać za was; bracia i siostry, bierzcie i pijcie, to jest także moja krew, którą chcę wylać za was. Odkryłem później, że jest to właśnie to, o czym pisze Nowy Testament, kiedy Jezus mówił: "to czyńcie na moją pamiątkę". Słowa te należy rozumieć w ten sposób, że mamy powtarzać ten ryt, który Jezus odprawiał, ale te słowa znaczą także coś znacznie głębszego: Ja oddałem swoje życie za was, a więc i wy musicie oddawać swoje życie jeden za drugiego. Święty Jan uważa, że Eucharystia zobowiązuje nas do tego, żeby czynić to, co Jezus, to znaczy uczynić z naszego życia chleb, którym łamiemy się z innymi.
Powstaje jednak wątpliwość, czy my, ludzie świeccy, możemy czynić to, co czynił Jezus w Wieczerniku?
- Oczywiście, że tak. Każdy z was, myśląc o tych osobach, którym poświęca własne życie, powinien zjednoczyć się z Jezusem i w ciszy serca powiedzieć: bracia i siostry, bierzcie i jedzcie, to jest moje ciało, które chcę dać za was. Tu jednak nasuwa się pytanie: co Jezus chciał przez to powiedzieć: weźcie i jedzcie moje ciało? Dla nas ciało to jest widoczna część naszego organizmu, czyli kości, skóra itd., które są zjednoczone z duszą, umysłem i razem tworzą osobę. Jednak Jezusowi nie o takie rozumienie ciała chodziło. W rozumieniu biblijnym ciało obejmuje całą osobę, całe życie osoby ludzkiej! Jak zatem rozumieć dalsze słowa Jezusa: bierzcie i pijcie, to jest moja krew?
Dla Żydów krew była siedliskiem życia, jeżeli krew jest siedliskiem życia, wylewanie jej jest symbolem śmierci. Jezus mówiąc "to jest krew za was wylana" - mówił, daję wam moje życie, daję wam moją śmierć. Jeżeli zatem jesteśmy wezwani, aby podczas Eucharystii zjednoczyć się z Jezusem i za Nim powiedzieć naszym siostrom i braciom: bierzcie i jedzcie, to jest moje ciało, co ofiarowujemy? Naszym ciałem jest nasz czas im poświęcany, nasze różnego rodzaju umiejętności i możliwości manualne czy też umysłowe, a także nasz uśmiech, który może być pięknym i wielkim darem. W obliczu osoby samotnej, chorej, uśmiech bliźniego jest otwarciem drzwi dla pielgrzyma i zaproszeniem go do wejścia. Uśmiech na twarzy jest jak dom, który się otwiera dla gości.
Kiedy mówimy: bierzcie i pijcie, to jest moja krew, co wtedy ofiarowujemy? W tym momencie naszą śmiercią są nasze cierpienia, choroby i niepowodzenia. Myślę, że szczególnie młodzi ludzie potrzebują odkrycia tego aspektu Eucharystii. Ponieważ panuje kultura idolatrii ciała, przesłanie, które jest wysyłane młodym ludziom, brzmi zatrważająco: tyle jesteście warci, ile warte jest wasze ciało. Dlatego na przekór temu, co niesie im świat współczesny, uczmy ich przeżywać Eucharystię w ten sposób, aby także mówili: bierzcie i jedzcie, to jest moje ciało! Młody człowiek rozumie, że ciało jest czymś wielkim i nie można go oddawać tak sobie dla chwilowej przyjemności czy też zysków finansowych. Ciało jest dziełem Bożym, ponieważ w małżeństwie staje się tym, co pomaga i służy miłości oraz przekazywaniu życia. W życiu osób konsekrowanych staje się środkiem ofiarowywania bliźnim. Zatem w momencie konsekracji wierni nie powinni czuć się wyobcowani, nie powinni też być milczącymi obserwatorami, ponieważ na chrzcie świętym wszyscy otrzymaliśmy królewskie kapłaństwo.
Mówiąc o Eucharystii, trudno nie wspomnieć Ojca Pio, dla którego każde sprawowanie Mszy Świętej było wielkim i głębokim przeżyciem. Czym Eucharystia była dla naszego Ojca Świętego?
- Uczestniczyłem w trzech Mszach Świętych, sprawowanych przez Jana Pawła II w jego prywatnej kaplicy, i coś z tej pobożności Ojca Pio było zauważalne również u Ojca Świętego. To samo niezwykłe skupienie, koncentracja, poczucie ogromnej tajemnicy i szacunku wobec Eucharystii. Uczestnicząc we Mszy Świętej Jana Pawła II, miało się uczucie, że bierze się udział w czymś wielkim, w jakiejś ogromnej tajemnicy. Ojciec Pio mówił, że świat bez słońca mógłby jakoś istnieć, ale nie bez Eucharystii. Może dlatego Papież był tak bardzo zachwycony postacią świętego kapucyna z Pietrelciny. Wspólnym darem ich obu była niezwykła pobożność eucharystyczna. Również przy ogromnych celebracjach eucharystycznych na Placu św. Piotra Jan Paweł II potrafił skupić się przede wszystkim na ołtarzu. Nic go nie było w stanie zdekoncentrować. Obserwacja jego mocno skupionej twarzy pomagała w moim osobistym skupieniu.
Myślę, że ofiarowany światu rok 1982 oraz obecny, były owocem jego ogromnej miłości do Eucharystii. Ten rok był rokiem ogromnej łaski. Widziałem też jego wspaniałe owoce. Brałem udział w ogromnej ilości kongresów eucharystycznych w różnych krajach Europy, a także poza nią i wszędzie było wyraźnie widać, że wierni są ich spragnieni. Przecież kongresy eucharystyczne nie polegają tylko na sympozjach i konferencjach, ale przede wszystkim na celebracji Mszy św. i właśnie jej jest bardzo spragniony lud Boży. Jako przykład mogę podać pewną diecezję w USA, gdzie katolicy stanowią mniejszość, w której po raz pierwszy odbywał się kongres eucharystyczny. Przeżywanie jego przez wiernych było tak entuzjastyczne, że miejscowy biskup podjął natychmiastową decyzję o corocznym organizowaniu kongresu eucharystycznego.
Chciałabym poruszyć teraz inną ważną kwestię, o której nie lubimy mówić - śmierć. Skoro wierzymy, że po śmierci spotkamy się z Jezusem, to dlaczego tak się jej boimy?
- Jezus także odczuwał lęk przed śmiercią, w Getsemani pogrążony w głębokiej modlitwie pocił się krwią, bowiem przeżywał dramatyczne chwile. Jego naturalna ludzka siła życia buntowała się przeciwko cierpieniu i śmierci. Pewne zaniepokojenie wobec śmierci okazywali Ojciec Pio oraz Jan Paweł II. Byli też tacy święci, którzy strasznie bali się śmierci, jak chociażby święty Leopold Mandić. Natomiast święty Franciszek na śmierć spoglądał z wielką pogodą ducha, mówił o niej - moja siostra śmierć.
Jednak lęk przed śmiercią nie oznacza, że nie wierzymy w spotkanie z Jezusem. Strach i obawa są naturalną odpowiedzią ludzkiej natury przed śmiercią, ponieważ człowiek czuje, że życie jest darem samym w sobie, a śmierć jest czymś obcym, jest przecież owocem grzechu. Często jednak strach przed śmiercią pozwala nam uświęcać się, ponieważ zmusza nas do wiary w zmartwychwstanie. Najważniejsza jest wiara w to, że chrześcijanin w chwili śmierci nie jest sam, jest bowiem napisane: "jeden umarł za wszystkich". Święty Paweł pocieszał pierwszych chrześcijan, którzy cierpieli z powodu śmierci swoich bliskich, tymi słowami: "pocieszajcie się prawdami wiary, wiarą w zmartwychwstanie. Nasza wiara daje nam przede wszystkim nadzieję w zmartwychwstanie".
Może lęk przed śmiercią wypływa z tego, że nie wiemy, co się z nami będzie dziło zaraz po śmierci?
- Nasze przeznaczenie po śmierci nie zostało nam objawione w sposób jasny. Brakuje nam pewnych pojęć, które pozwoliłyby nam ogarnąć myślami to, co stanie się z nami zaraz po śmierci. Nasz sposób myślenia związany z czasem i przestrzenią tego świata jakby nie pozwala pojąć nam życia poza nimi. Jezus przecież wyraźnie powiedział do dobrego łotra: "dziś jeszcze będziesz ze mną w raju"! Z tych słów jasno wynika, że zaraz po śmierci, choć nie wiem w jaki sposób, następuje jedność z Chrystusem. Święty Paweł mówi wprost: pragnę zostawić swoje ciało, żeby być z Chrystusem. Te słowa mówią nam, że po śmierci jednoczymy się z Chrystusem jako Głową Ciała Mistycznego, którego jesteśmy przecież członkami. W tym przejściu ze śmierci do nowego życia nie ma zatem momentu, gdzie nasz byt jakoś znika, nie ma przepaści ani zawieszenia, ale w jakiś sposób nasza dusza pozbawiona ciała będzie razem z Chrystusem.