Logo Przewdonik Katolicki

Miłość i przykład

Renata Krzyszkowska
Fot.

Przez kilka dni przebywał w Polsce ksiądz dr Stanisław Wenerski, wieloletni duszpasterz młodzieży, który w 2003 r., w wieku 73 lat, obronił na Uniwersytecie Wiedeńskim pracę doktorską pt. "Młodzież nadzieją Kościoła, Kościół nadzieją młodzieży". Mówi, że to jego testament, w którym zawarł wszystkie wnioski i doświadczenia zdobyte podczas pracy z młodymi ludźmi, m.in. w Gnieźnie,...

Przez kilka dni przebywał w Polsce ksiądz dr Stanisław Wenerski, wieloletni duszpasterz młodzieży, który w 2003 r., w wieku 73 lat, obronił na Uniwersytecie Wiedeńskim pracę doktorską pt. "Młodzież nadzieją Kościoła, Kościół nadzieją młodzieży". Mówi, że to jego testament, w którym zawarł wszystkie wnioski i doświadczenia zdobyte podczas pracy z młodymi ludźmi, m.in. w Gnieźnie, Nakle n. Notecią, Bydgoszczy oraz Austrii, gdzie mieszka i pracuje od 1977 roku. Specjalnie dla "Przewodnika Katolickiego" zgodził się podzielić swymi wskazówkami na temat wychowania młodzieży, które można ująć krótko: miłość i świadectwo życia.



Czym różni się młodzież współczesna od tej sprzed trzydziestu czy czterdziestu lat?

- Początki mojej pracy z młodzieżą przypadły na czasy, gdy komunistyczne władze robiły wszystko, by młodzież odciągnąć od Kościoła. Gorliwość religijna młodych ludzi była wtedy wprost niewiarygodna. Paradoksalnie, im władze mnożyły więcej przeszkód, tym więcej młodych ludzi chodziło na religię, uczestniczyło we Mszach Świętych, angażowało się w życie wspólnoty parafialnej i apostolstwo w gronie rówieśników. Tak dawali świadectwo wiary. Miało to niestety swoją cenę. Np. ci najbardziej zaangażowani, którzy zdawali celująco egzaminy wstępne na wyższe uczelnie, nie byli na nie przyjmowani... Mimo to nie szli na kompromisy. Ich młodzieńczy idealizm i entuzjazm były dla mnie wielką szkołą wiary. Dzisiejsza młodzież na pewno jest zdolna do podobnego zapału i poświęceń, ale nie można jej porównywać do tej sprzed 30 czy 40 lat. Zmienił się świat, zmieniły się warunki. Największe zmiany zaszły chyba w rodzinie. Po II wojnie światowej prawie wszyscy byli biedni. Ludzie potrafili się cieszyć z drobiazgów i doceniać to, co mają. Dawniej Bóg nie miał "konkurencji" w postaci: telewizji, Internetu, tanich połączeń lotniczych, częstych urlopów i zabaw. Dziś każdy chce żyć coraz wygodniej, mieć w życiu więcej wrażeń i doznań. Kiedyś rodzice mieli autorytet, dzieci wynosiły wiarę w Boga z domu. Dziś dla młodzieży autorytetem potrafi być idol z estrady, któremu właśnie urodziło się dziecko, ale rozstał się z jego matką, z którą i tak nie miał ślubu. O Bogu dziś się nie mówi. Próbuje się Go uczynić, jak powiedział Papież, Wielkim Nieobecnym. Wszystko wydaje się względne, wartości się dewaluują, łatwo się zagubić.

Jak Kościół stara się temu zaradzić?

- Kościół chyba nie jest dzisiaj właściwie przygotowany do pracy z młodzieżą, zwłaszcza tą zagubioną w wierze. Jego język jest często zbyt pompatyczny. Do młodzieży bardziej niż słowa przemawiają czyny. Tylko kapłan dający całym swym życiem świadectwo Ewangelii jest dla nich wiarygodny. Młodzi szybko wyczują wszelką nieszczerość czy udawany patos. Nie zaufają nam, jeśli nie okażemy im przyjaźni i szacunku. Powrót religii do szkół oprócz oczywistych plusów miał też pewne mankamenty. Wielu księży czy katechetów i katechetek nie ma pedagogicznego przygotowania do pracy z młodzieżą, zwłaszcza trudną, a praca w szkole jest dzisiaj trudniejsza niż kiedykolwiek i to zarówno w Polsce, jak i w całej Europie. Nigdy przedtem nie było w szkole tyle agresji i brutalności. Uczyć w niej powinni więc ludzie niezwykle odporni psychicznie i z poczuciem misji. By pracować z młodzieżą, trzeba być do niej bardzo pozytywnie nastawionym, mieć czas na poznanie jej problemów i mówić zrozumiałym dla niej językiem. Trzeba też być bardzo szczerym oraz niesłychanie cierpliwym i łagodnym. Nie należy jej oceniać zbyt pochopnie.

W praktyce jest to zapewne trudne, bowiem łatwo przychodzi nam ocenianie innych, zwłaszcza młodszych, od tej właśnie strony. Jak się temu oprzeć?

- Należy szanować potrzebę wolności każdego człowieka. Zwłaszcza u młodych jest ona szczególnie rozwinięta. Młodzież chce szukać, poznawać i uczyć się na własnych błędach. Bunt jest niemal wpisany w definicję młodości, dlatego podobne konflikty są już poniekąd "zaprogramowane" w psychologii dojrzewania. Trzeba uszanować potrzebę wyróżniania się np. strojem czy hobby, ale uczyć kultury życia. Ilekroć przychodzi do mnie uczeń i mówi, że nie będzie chodził dalej na religię, to oczywiście rozmawiam i staram się dociec przyczyny tej decyzji. Gdy widzę, że jest ona nieodwołalna, zawsze mówię, że szanuję jego postanowienie, gdyż jest wolny, i wypuszczam go z mych rąk jak rodzice swe dorosłe już dzieci, ale będę go nosił nadal w moim kapłańskim sercu i w moich modlitwach. Zapewniam, że kiedy tylko zechce, może się ze wszystkim nadal zwracać do mnie, że drzwi dla niego zawsze są otwarte. Niektórzy po miesiącach, a nawet latach, wracają. Przy okazji mówią mi: "Twoje słowa wtedy wypowiedziane były dla mnie bardzo ważne, pozostałem chrześcijaninem, moje dzieci i wnuki staram się wychować w wierze". Przekonać z powrotem do wiary można tylko poprzez okazywanie miłości, cierpliwości i łagodności, w połączeniu z przykładnym życiem zgodnym z Ewangelią.

W całej Europie rośnie liczba wyznawców innych religii. Kościół katolicki ma konkurentów. Jak bronić swojej wiary?

- Z badań wynika, że rośnie liczba młodzieży deklarującej się jako wierząca w Boga. To cieszy, ale niestety spada liczba praktykujących, np. chodzących co niedzielę do kościoła. W Polsce odsetek ten wynosi 37 procent, w Austrii tylko 9 procent. Wynika to m.in. także z braku programu pracy z młodzieżą. Decydującym w "walce o dusze młodych" jest wyrobienie w niej nawyku szczerej, osobistej modlitwy. A wiadomo, że kto nie umie się dobrze modlić, nie umie też dobrze żyć. Zacząć może należy od oswojenia jej ze znakiem krzyża. Trochę wstydzimy się go wykonać w miejscach publicznych, np. przechodząc koło kościoła czy przed posiłkiem w restauracji czy stołówce. Wierzę, że wzrost wiary i religijności wśród młodzieży jest możliwy. Na szczęście nie nasze nauczanie jest w tym decydujące, ale łaska Boga, która jest zawsze na początku i końcu każdej ewangelizacji.

rozmawiała

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki