Podtrzymać ogień
Renata Krzyszkowska
Fot.
Reakcja młodych ludzi na śmierć Jana Pawła II to fenomen, który zaskoczył wszystkich. Przez nikogo niezachęcani, nawet niewierzący, demonstrowali swe przywiązanie do Papieża. Nawołując się sms-ami i przez Internet, spotykali się na wspólnym czuwaniu w miejscach, które odwiedzał Ojciec Święty, organizowali marsze, palili znicze, tworzyli krzyże z rozświetlonych okien w akademikach....
Reakcja młodych ludzi na śmierć Jana Pawła II to fenomen, który zaskoczył wszystkich. Przez nikogo niezachęcani, nawet niewierzący, demonstrowali swe przywiązanie do Papieża. Nawołując się sms-ami i przez Internet, spotykali się na wspólnym czuwaniu w miejscach, które odwiedzał Ojciec Święty, organizowali marsze, palili znicze, tworzyli krzyże z rozświetlonych okien w akademikach. Spontanicznie, często bez pieniędzy i szans na nocleg, wyruszyli do Rzymu by móc uczestniczyć w pogrzebie Papieża. Zdaniem socjologów i psychologów, ostatnie dni pokazały, jak wielki potencjał drzemie w młodych. Teraz przed Kościołem i państwem zadanie, by go nie stracić i dobrze wykorzystać.
Taka emocjonalność oraz zdolność do szlachetnych i romantycznych zrywów to nasza cecha narodowa. Z tego powodu jesteśmy znakomitymi, odważnymi i pełnymi fantazji żołnierzami. Niestety, mozolna praca organiczna u podstaw gorzej nam wychodzi. Owo "przebudzenie" młodzieży może okazać się nietrwałe - mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog. Papież przyciągał nie tylko młodzież wierzącą , ale także tę zagubioną i niechętną Kościołowi. Źródeł fenomenu tego zjawiska należy szukać przede wszystkim w silnej wierze Ojca Świętego i jego charyzmie, ale także w powszechnym kryzysie rodziny. - Wiele domów jest rozbitych, w wielu nadużywa się alkoholu, rodzice nie interesują się radościami i smutkami dzieci. Nie są autorytetami, stosują system zakazów i nakazów, bez czasu na wytłumaczenia, czemu mają one służyć. Wygląda to raczej jak tresura, a nie wychowywanie. Dom rodzinny przypomina często zimny hotel zamieszkały przez obojętne sobie osoby, w którym najważniejszym meblem jest telewizor. Tymczasem każdy pragnie troski ojca i matki, którzy okażą miłość i nauczą, jak żyć. Dla wielu młodych ludzi z takim rodzicem kojarzył się właśnie Papież - mówi biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej Antoni Długosz. Znakomity kontakt Jana Pawła II z młodzieżą wynikał także z jego pokory. Każde spotkanie, nie tylko z resztą z młodymi, rozpoczynał od okazania życzliwości i akceptacji. Dopiero po takim "oswojeniu" mówił o możliwościach pełniejszego życia w oparciu o Ewangelię. Dorośli w rozmowie z młodymi lubią występować w roli mądrzejszego i mają tendencję do pouczania, często uniemożliwiając dyskusję. Papież natomiast nawiązywał dialog, pozwalał się wypowiedzieć, nic nie narzucał, nie był mentorem popisującym się swą mądrością. Zawsze starał się być jedynie świadkiem Chrystusa i przyjacielem. Umiał i lubił słuchać. Spotykając się z młodymi ludźmi, nigdy ich nie potępiał, nie pouczał, nie kpił z ich poglądów i postaw. Jak ojciec tłumaczył ich konsekwencje i mówił o zagrożeniach, jakie mogą ze sobą nieść. To wszystko sprawiało, że lgnęli do niego nie tylko katolicy, ale także wyznawcy innych religii oraz niewierzący.
Człowiek busola
- Młodzi ludzie zawsze cenili prawdę i szczerość, a drażnił ich fałsz i obłuda. W odróżnieniu od tzw. elit politycznych Papież zawsze działał zgodnie z tym, w co wierzył, nie szedł na kompromisy, był autentyczny i wiarygodny, nawet gdy mówił młodzieży o rzeczach trudnych i niepopularnych. Oczywiście w naturze młodości jest przekora, niekonsekwencja i bunt, dlatego młodzież nie zawsze stosowała się do słów Papieża, ale jej fascynacja Ojcem Świętym była bardzo duża. Był absolutnym autorytetem podziwianym przez wierzących i niewierzących. Emanował szczerością intencji i czystością etyczną swego postępowania. To wszystko pociągało młodych ludzi. Śmierć Papieża jest dla nich równoznaczna ze stratą kogoś najbliższego, kto pokazywał, którędy iść ku prawdzie i wartościom nieprzemijającym - mówi prof. Zbigniew Nęcki.
Nie trzeba nawracać
Teraz pojawiła się niepowtarzalna szansa, by ten powszechny podziw dla Ojca Świętego wykorzystać i przybliżyć Kościół także niewierzącym. - Wszystkim zagubionym młodym ludziom, którzy w tych dniach przeżyli ożywienie religijne, należy stworzyć miejsca w parafiach, gdzie mogliby przychodzić, rozmawiać, znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania, a także działać we wspólnotach. Jako katecheta wiem, że katecheza szkolna nie załatwia wszystkiego. Same lekcje religii nie uformują w pełni młodych. Trzeba przyciągać młodzież do parafii, gdzie w domach katechetycznych mogliby rozwijać swoje talenty, np. w kółkach zainteresowań. Nawet nie trzeba tam szczególnie dużo mówić o Panu Bogu. Wystarczy, że młodzież znajdzie tam namiastkę rodziny w osobie kapłana, który ich kocha, rozumie, chce pomóc, może nawet nakarmi. Gdy poczują się bezpieczni, kochani i potrzebni, otworzą się i łatwiej znajdą drogę do Boga - mówi biskup Antoni Długosz.
Dawać świadectwo życiem
Dużo dobrego mogłoby również dać zachęcenie lokalnych liderów życia społecznego do powoływania organizacji propagujących nauczanie Papieża. To wydaje się utopijne, bo przyzwyczailiśmy się, że od takich zadań jest Kościół. Gdyby jednak zechcieli się tym zająć także świeccy, istnieje większa szansa, że dotarliby także do niewierzących, którzy z różnych powodów nie chcą mieć do czynienia z Kościołem i nie znają Chrystusa, ale Papież był im bliski. - Dużą rolę w przybliżaniu idei propagowanych przez Ojca Świętego mogliby odegrać nauczyciele i to nie tylko od religii, ale praktycznie od wszystkich przedmiotów. Wystarczy, że będą chcieli to robić, a na pewno znajdą na to sposób. Niestety, trudno liczyć na inwencję własną pedagogów. Dla większości trzeba by napisać nowy program nauczania, pokazać, co i jak robić. Tymczasem tego nie załatwi program szkolny. By nauczyciele dobrze przybliżali naukę Jana Pawła II, najpierw musieliby sami dokładniej ją poznać, a przede wszystkim praktykować ją we własnym życiu. O to najtrudniej. W formowaniu młodzieży w duchu nauczania Ojca Świętego dużą rolę mogłyby odegrać także media. W czasie żałoby narodowej spisywały się znakomicie, ale niestety wszystko już wraca do normalności. Coraz mniej można w nich spotkać refleksji o rzeczach pięknych, wzniosłych i szlachetnych - mówi prof. Zbigniew Nęcki.
Obywatelski kapitał
Wszyscy są zgodni, że czas choroby, śmierci i pogrzebu Papieża był dla młodzieży czasem intensywnych i twórczych rekolekcji, takim milowym krokiem ku prawdziwej dojrzałości oraz poczuciu tożsamości narodowej i religijnej. Młodzi posądzani dotychczas o bezideowość mają już poczucie przynależności do pewnej zbiorowości, coraz częściej zaczynają mówić o sobie jako o pokoleniu Jana Pawła II. Niektóre skutki tego młodzieżowego zrywu na pewno zostaną na dłużej. Zdaniem dr. Tomasza Żukowskiego, socjologa i politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, jednym z nich jest sięganie do papieskiego nauczania, choćby do "Pamięci i tożsamości". Setki tysięcy tych książek, a także encyklik i homilii Jana Pawła II, stoi już na półkach w domach młodych ludzi. Pisma te na pewno w jakimś stopniu wpłyną na ich formację duchową, która z czasem zacznie przekształcać się w obywatelski, publiczny kapitał. Młodzi będą stawiać pytania o kształt społeczeństwa i państwa. Pojawi się pragnienie tworzenia reguł wynikających z wartości, które wyznają.