Ta historia nie miała prawa się wydarzyć. A jednak upór i głęboka wiara dwojga młodych ludzi pokonała wszelkie przeszkody. Dziś - dwadzieścia cztery lata po tym, gdy Ojciec Święty w swojej prywatnej kaplicy udzielił ślubu Elżbiecie i Jerzemu Wolskim - centralne miejsce w domu państwa Wolskich zajmuje nadal obraz z homilią, którą Ojciec Święty wygłosił do nich tamtego pamiętnego dnia.
"(...) życzę, ażeby słowa, któreście wypowiadali swoimi ustami, stały się zasadą całego życia Waszego. Ażebyście na nich mogli budować swój ludzki dom. A ten Wasz ludzki dom, małżeństwo i rodzina, niech także będzie miejscem, w którym się wypełniają słowa Zmartwychwstałego Chrystusa, w którym przekazywana jest Ewangelia i przeżywana jest Ewangelia, bo ona jest źródłem życia i świętości. Właśnie tego życia i świętości życzymy Wam wszyscy zgromadzeni uczestnicy waszego ślubu na progu nowego okresu życia, który dzisiaj rozpoczęliście (...)", tym słowom papieskim Elżbieta i Jerzy Wolscy starali się być wierni przez całe swoje małżeńskie życie.
Bez wolnych sobót
On od 1972 roku uczestniczy w Ruchu Światło-Życie. Dwa lata później podczas oazowych rekolekcji po raz pierwszy zetknął się osobiście z kardynałem Wojtyłą.
Drugie spotkanie odbyło się już po wyborze metropolity krakowskiego na Stolicę Piotrową. Było to w 1979 roku podczas Mszy św. w Nowym Targu w czasie pierwszej pielgrzymki Papieża do Polski. Jerzy, który tak jak kilku innych "szczęśliwców" otrzymał wówczas z rąk Papieża Pismo Święte, usłyszał też słowa: "przekazuj dalej".
To był powód, dla którego zaczął studiować teologię. Zanim jednak do tego doszło, uczestniczył w oazie rzymskiej zorganizowanej na prośbę Ojca Świętego. Witając się z nim, poprosił o błogosławieństwo na czas studiów. Był wówczas przekonany, że widzi Ojca Świętego po raz ostatni z tak bliskiej odległości.
Ona zachęcona przez koleżankę rozpoczęła studia na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu.
- Podczas przerwy w czasie wykładów zobaczyłem dziewczynę z miłym uśmiechem. Wtedy przemknęło mi przez głowę: z niej to byłaby fajna żona. Ale pomyślałem sobie, że jest pewnie zajęta. Po kilku zajęciach Elżbieta sama do mnie podeszła - wspomina Jerzy.
- W tamtym okresie powszechne było nagrywanie wykładów. Zapomniałam mikrofonu i poprosiłam o pomoc pierwszego chłopaka, którego spostrzegłam. To był Jurek - precyzuje Elżbieta.
Na co dzień oboje pracowali - ona jako pielęgniarka, on jako fotograf. Komunistyczne władze robiły jednak wszystko, żeby utrudnić życie studentom Papieskiego Wydziału Teologicznego. Jedną z szykan był nakaz odbywania zajęć wyłącznie w trybie zaocznym. I to w czasie, gdy obowiązywały soboty pracujące.
- Razem uczestniczyliśmy w spotkaniach i rekolekcjach oazowych. Codziennie od dnia naszego poznania wspólnie odmawialiśmy dziesiątkę Różańca w intencji Ojca Świętego, który otrzymałem od niego w Nowym Targu. W sierpniu 1980 roku na zakończenie oazy studenckiej oświadczyłem się Elżbiecie - mówi Jerzy.
Żarty na bok
Na drugim roku studiów padł pomysł zorganizowania pielgrzymki do Rzymu.
- Ta propozycja wywołała aplauz. Ktoś też wtedy krzyknął z sali: "a w Rzymie Ojciec Święty udzieli wam ślubu". Wszyscy się roześmiali, ale ten żart na poważnie zapadł nam w sercu - mówi Elżbieta.
Pod koniec 1980 roku przyszli państwo młodzi napisali list z prośbą do Ojca Świętego o pobłogosławienie ich związku małżeńskiego. Opisali w nim swoją historię i czekali na odpowiedź.
W międzyczasie wzięli ślub cywilny. Elżbieta otrzymała paszport z Jurka nazwiskiem, po to, by móc udać się do Rzymu.
W marcu 1981 roku przyszła odmowna odpowiedź z Watykanu. Sekretariat Stanu nie pozostawiał wątpliwości: ślub jest niemożliwy ze względów praktycznych. List najwyraźniej nie został dostarczony osobiście Ojcu Świętemu.
Wtedy liczyli już tylko na ślub w Bazylice św. Piotra i ewentualne późniejsze spotkanie z Ojcem Świętym.
Jednak organizatorzy wydziałowej pielgrzymki - ks. dziekan Ludwik Wciórka i ks. Antoni Sroka - uważali, że nie wszystko jeszcze stracone.
- W pierwszy dzień świąt Wielkanocnych ubraliśmy się w stroje ślubne, rodzice pobłogosławili nas i następnego dnia ruszyliśmy do Rzymu. Na miejscu okazało się, że cała grupa jest zaproszona na poranną Mszę św. do prywatnej kaplicy Ojca Świętego. To była ogromna niespodzianka - mówią Wolscy.
Pod wpływem tej wiadomości ks. Sroka zadzwonił do ks. Dziwisza, jednak papieski sekretarz pozbawił go złudzeń: Ojciec Święty nie udziela ślubów.
Ładna uroczystość
- Następnego dnia rano powiedziałam: nie zakładam sukni, jeśli nie będzie ślubu. Ale Jurek zapakował moją suknię ślubną i welon do walizki, założył garnitur i ruszyliśmy do Watykanu. To był 25 kwietnia 1981 roku. Biała sobota - mówi Elżbieta, a jej mąż, śmiejąc się, dodaje: - Aż dziwne, że udało mi się wejść z tą walizką do Watykanu i nikt mnie wtedy nie zatrzymał.
Na widok młodych ks. Sroka zawołał: "Ela, czemu jeszcze nie jesteś ubrana w strój ślubny". W tym czasie cała grupa wchodziła już do papieskiej kaplicy. Po kilku minutach ku zdziwieniu gwardzistów szwajcarskich w środku papieskiego pałacu pojawiła się nagle młoda para.
W kaplicy wszystkie miejsca były już zajęte oprócz tych bezpośrednio za klęcznikiem Papieża. Elżbieta i Jerzy uklękli tuż za pogrążonym w modlitwie Ojcem Świętym.
Wstając z klęcznika, Papież odwrócił się w ich stronę, popatrzył długo, ale jego twarz nie zmieniła wyrazu.
Potem rozpoczęła się Msza św. Po Ewangelii zapadła cisza.
- Ojciec Święty przywołał ks. Dziwisza, chwilę poszeptali, po czym usłyszeliśmy słowa Papieża: "pobłogosławię im osobiście związek małżeński". Podszedł ks. Dziwisz i zapytał: "A obrączki macie? To zapraszam do ołtarza". Miałem przygotowane złote obrączki, z wygrawerowanym krzyżykiem. To była niespodzianka dla Elżbiety, gdy ją wcześniej przymierzała, miała zamknięte oczy. Te obrączki po raz pierwszy dane jej było ujrzeć dopiero na dłoni Ojca Świętego... To też było niezwykłe. Braliśmy obrączki nie z tacy, ale właśnie z dłoni Jana Pawła II - wspomina Jerzy.
- Dla mnie było to szczególne przeżycie - nie dość, że po raz pierwszy w życiu spotykałam się z Ojcem Świętym, to na dodatek w momencie zawierania związku małżeńskiego. Nic dziwnego, że łamał mi się głos. Papież jednak czuwał - chwycił mnie za rękę i ścisnął. Od razu poszło lepiej - dodaje Elżbieta.
Po ceremonii do rozradowanych małżonków podszedł ksiądz Dziwisz i powiedział: "wasza głęboka wiara sprawiła, że Ojciec Święty pobłogosławił wasz związek małżeński. Ja sam nie sądziłem, że dojdzie to do skutku".
Potem w bibliotece była audiencja dla całej grupy.
- Papież przyszedł do nas bardzo ubawiony i roześmiany, wołając: "to wy dzisiaj macie ładną uroczystość". Trzymając nas za ręce, jeszcze raz mówił nam o odpowiedzialności małżeństwa i udzielił specjalnego błogosławieństwa Elżbiecie, jako przyszłej matce. Zażyczył też sobie portret z nami i na pożegnanie po ojcowsku pocałował w czoło - wspomina Jerzy.
W 1996 roku w 15. rocznicę ślubu Wolscy pojechali do Watykanu z trójką dzieci: Karolem, Marią i najmłodszym Piotrem. Ojciec Święty pobłogosławił wtedy całą ich rodzinę.
- Chcieliśmy też pojechać do Watykanu na nasz srebrny jubileusz w 2006 roku, ale Papież wezwał nas wcześniej - mówią Wolscy. Kilka dni temu wrócili z Rzymu, z pogrzebu Ojca Świętego...