"Fotografia jest realnym obrazem, powstającym na podstawie znanych praw fizycznych, może być zawsze wiernym rejestrem otaczającego świata. A że fotografię można wykonywać z ludzką pasją, zamykając w niej świat własnych przeżyć - jest to dla twórcy prawdziwym szczęściem" - tak pisał czterdzieści lat temu w swej książce "Fotografika" Edward Hartwig. Dziś, w Muzeum Narodowym w Warszawie możemy oglądać wielką wystawę tego najwybitniejszego fotografika polskiego, którego twórczość miała wpływ na kilka pokoleń fotografów.
W moim domu jest album ze zdjęciami Kazimierza Dolnego widzianego okiem Hartwiga. Odkąd znam te fotografie, czarno-białe, jakby zamglone, pełne melancholii, mgły, a jednocześnie światła, nie umiem inaczej patrzeć na Kazimierz. Na to miasto patrzę już przez pryzmat Hartwiga. Ale to tylko jeden z etapów jego twórczości: przedwojenny okres lubelski, potem były też inne. Edward Hartwig umarł przed niecałym rokiem, a cały czas pracował. Wystarczy sobie pomyśleć, że fotografia ma 170 lat, a on był aktywny twórczo osiemdziesiąt lat! Wystawę otwartą w warszawskim Muzeum Narodowym planowano dla uczczenia 95. rocznicy urodzin i 80-lecia pracy twórczej. Przygotowania do niej rozpoczęto jeszcze za życia artysty. Fotografie wybrane do wystawienia w dużym stopniu były jego wyborem, tym bardziej więc warto odwiedzić muzeum i nie tylko oglądać fotografie mistrza, ale wejść w jego świat.
Mgły i zaułki Lublina
Swoją drogę rozpoczął w Lublinie - mieście rodzinnym. Jego ojciec, też fotograf, przyjechał do Lublina z Moskwy, gdzie pracował aż do rewolucji. Edward skończył gimnazjum, a potem rozpoczął studia malarskie. Pierwsze prace bardzo młodego fotografika pochodzą z połowy lat dwudziestych - są to widoki Lublina i podlubelskie pejzaże, pełne poezji, mgieł - z tego powodu zyskał sobie nawet przydomek "mglarza". Siostra mistrza, wybitna poetka Julia Hartwig, w pierwszych słowach wstępu, którym opatrzyła jego album o Lublinie, pisze: "Kochamy miasto rodzinne za wspomnienia naszego dzieciństwa i młodości(...) Uroda jego wywarła wielki wpływ na artystów, którym było dane zetknąć się z nim". Bo też ówczesny Lublin był miastem wyjątkowym dla artystów. Te wszystkie zaułki i malownicze kamienice wprost prowokowały młodego artystę do uwiecznienia na kliszy. Ciekawie też prezentowała się lubelska pracownia Hartwiga: była to drewniana konstrukcja kryta szklanym dachem, gdzie dopływ dziennego światła regulowały zasłony, które Hartwig przesuwał za pomocą kija. Później wspominał: "Gdy patrzę na portrety, które robiłem w tej budzie, w prymitywnych warunkach, to za głowę się łapię, wcale nie są gorsze od dzisiejszych, może nawet ciekawsze!" Ulotność i melancholia lubelska już się w twórczości Hartwiga później nie powtórzyła, ale czas ten był niezwykle ważny dla rozwoju jego sztuki. W latach 1935-37 studiował w Instytucie Grafiki Rudolfa Kopitza w Wiedniu, a po powrocie do Lublina zmienił środki wyrazu, co nie od razu spotkało się ze zrozumieniem odbiorców. "Ja żyłem - wspomina mistrz - wśród malarzy, zarówno w Kazimierzu, jak i w Lublinie. W Lublinie też uczęszczałem do prywatnej szkoły-pracowni malarskiej". Te znajomości i zdobyta wiedza inspirowały i przyczyniały się do powstania kolejnych setek zdjęć.
Tuż przed wybuchem wojny, zdjęcia z wczesnego okresu działalności Edwarda Hartwiga zostały pokazane na Wielkiej Wystawie Fotografii Ojczystej w Warszawie. Pokazano wówczas wybór najpiękniejszych fotografii pejzażowych, powstałych w latach trzydziestych. Ten okres był już dla Hartwiga rozdziałem zamkniętym.
Wierna miłość
Po wojnie nie wrócił już do Lublina - w 1944 roku został wywieziony do łagru
przez NKWD i spędził tam dwa lata. Wrócił stamtąd do Warszawy. Teraz rozpoczął się czas najbardziej znaczących działań mistrza, których dowodem są: awangardowe wystawy w Warszawie i Krakowie w latach 1948-49, uczestnictwo w założeniu Związku Polskich Artystów Fotografików, członkostwo w Międzynarodowej Komisji Artystycznej FIAP oraz udział w pracach różnych towarzystw i stowarzyszeń fotograficznych z całego świata. Od końca lat czterdziestych intensywnie poszukiwał, wypracowując w końcu swój własny styl, który był oparty na mocno kontrastowych kopiach, wykorzystaniu efektu grubego ziarna i grafizacji. Jego wybitne i nowatorskie fotografie otwierały mu drzwi wielu renomowanych instytucji, sal wystawowych i uczelni. Bywał jurorem wielu wystaw i konkursów. W okresie powojennym był bardziej znany za granicą niż w Polsce, gdzie traktowano go jako jednego z fotografów teatralnych, bowiem po wojnie i przez następne trzydzieści lat stał się najbardziej wziętym dokumentalistą teatru w Polsce. Wykonywał zdjęcia ze spektakli, przygotowań do nich, a także portery artystów, którym nadawał duchowe piękno. Nie zajmował się jednak tylko i wyłącznie teatrem: wciąż ważny był dla niego pejzaż. Wielokrotnie zresztą powtarzał, że bez pejzażu nie wyobraża sobie życia i twórczości. Rzeczywiście, oglądając jego pejzaże, widać rozwój stylu: od piktoralnych fotografii z początku lat dwudziestych i trzydziestych, poprzez zgrafizowane z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, aż po barwne, prawie abstrakcje powstałe w latach dziewięćdziesiątych. Nie ograniczał się jednak ani do teatru, ani do pejzażu, fotografował wspaniale miasto, góry i sport (dostał złoty medal olimpijski w Rzymie za fotografię sportową). Fotografie Hartwiga ostateczną formę otrzymywały zawsze w ciemni - jako jeden z pierwszych w Polsce stosował podczerwień, solaryzację, zwielokrotnienie ekspozycji.
W latach sześćdziesiątych Edward Hartwig wydał album "Fotografika", w którym po raz pierwszy w Polsce fotografia potraktowana została jako odrębna dziedzina sztuki. We wstępie do tej książki, która na lata stała się podręcznikiem fotografów nie tylko polskich, Hartwig napisał: "Pragnąłbym, aby odbiorca mógł przeczytać w mych pracach artystycznych moje zamierzenia plastyczne, moją pasję twórczą, potrzebę fotografowania i chęć mego głębokiego, szczerego oddania młodej jeszcze sztuce fotograficznej. Jest to miłość pięćdziesięciolatka: pełna, doświadczona i wierna". Wierny jej pozostał do końca życia.
Podróż przez 300 zdjęć
Na wystawie obejrzymy prawie trzysta prac ze wszystkich okresów twórczości artysty i ze wszystkich dziedzin, którymi się zajmował. Hartwig był fotografikiem bardzo czynnym i twórczym, więc wybór z jego ogromnego dorobku prac najlepszych i najbardziej charakterystycznych nie był łatwy. Fotografie do katalogu, który towarzyszy wystawie, zostały wytypowane jeszcze za życia artysty, dlatego można śmiało powiedzieć, że jest to wybór autorski. I w nim, i na wystawie można obejrzeć zdjęcia nigdy przedtem nie publikowane, "odkryte" przez Hartwiga po latach, albo takie, którym nadał nowy wyraz. "Fotografia, podobnie jak inne sztuki - napisał Hartwig w autorskim credo zamieszczonym w brytyjsko-amerykańskiej encyklopedii "Contemporary Photographers" - tworzy swój własny świat form i odczuć. (...) Doświadczenie nauczyło mnie, że tak jak sztuki plastyczne, również fotografia zbliża nas do prawdy uniwersalnej, chociaż nigdy nie odsłania nam jej do końca". Ta wystawa to obraz podróży młodego, lubelskiego fotografa do udziału w prestiżowych wystawach "10 Fotografików Świata", ale podróży duchowej w poszukiwaniu prawdy, do której zawsze dobrze jest się zbliżyć.