Logo Przewdonik Katolicki

Stawaj waść

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Polacy obok Włochów, Francuzów i Hiszpanów należą do nacji najbardziej czułych na punkcie honoru. Od wieków też słynęli ze swojej prawości, rycerskości i właśnie honoru. W tej materii pasjonującą lekturę stanowi "Polski Kodeks Honorowy" autorstwa Władysława Boziewicza, który śmiało można określić mianem "biblii" polskiej honorowości. Polski honor z historycznego punktu...

Polacy obok Włochów, Francuzów i Hiszpanów należą do nacji najbardziej czułych na punkcie honoru. Od wieków też słynęli ze swojej prawości, rycerskości i właśnie honoru. W tej materii pasjonującą lekturę stanowi "Polski Kodeks Honorowy" autorstwa Władysława Boziewicza, który śmiało można określić mianem "biblii" polskiej honorowości.


Polski honor z historycznego punktu widzenia stanowi pojęcie nader płynne. Trudno określić dokładną datę ukształtowania jego cech, nie mówiąc już o samym momencie "wejścia w życie". Wzorzec honoru podlegał historycznym ewolucjom, zmieniało się pojęcie tego, co jest "honorowe", co można wybaczyć, a co kwalifikuje się pod obrazę.
Z pewnością największy wpływ na ukształtowanie polskiego honoru miał średniowieczny etos rycerski, nakładający na rycerza obowiązek męstwa, szlachetności, prawdomówności, lojalności oraz opieki nad słabszymi i kobietami.
Co ciekawe, tradycyjny polski honor prawie zawsze stał w jawnej sprzeczności w stosunku do innej naszej cechy narodowej: głębokiej pobożności (Kościół bowiem zawsze potępiał honorowe pojedynki).
Wśród polskiej szlachty człowiekiem szanowanym w "towarzystwie" stawała się dopiero osoba doskonale obeznana z zawiłościami "honorowości".
Aż do 1919 roku honor stanowił szalenie istotną normę obyczajową, nie istniały jednak jednolite zasady prowadzenia honorowych pojedynków. Dowolność stosowanych metod i pojęć przeciął dopiero Władysław Boziewicz, który swoim "Polskim Kodeksem Honorowym" wprowadził jasne i uporządkowane zasady, jakimi od tej pory miał posługiwać się prawdziwy gentleman.

Obraza obrazie nierówna


"(...) We wszystkich kulturalnych społeczeństwach pojedynek od szeregu stuleci istnieje, zatem jako zjawisko społeczne, mniej lub więcej szkodliwe, musi być brane pod uwagę. I co więcej: można śmiało zaryzykować twierdzenie, że tak długo pokąd prawna kultura naszych społeczeństw karać będzie czynną zniewagę gentlemana 24-godzinnym aresztem, zamienionym na 5 kor. grzywny - tak długo istnieć będzie ten rodzaj współrzędnego sądownictwa honorowego, uzupełniającego państwowy wymiar sprawiedliwości" - tak Władysław Boziewicz argumentował konieczność powstania swojego kodeksu.
Dedykowane marszałkowi Piłsudskiemu dzieło kpt. Boziewicza - uczestnika I wojny światowej w wojsku austriackim, potem zawodowego oficera polskiej armii - zostało niemal natychmiast oficjalnie przyjęte w polskiej armii, a nieoficjalnie uznane przez całe polskie społeczeństwo.
Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa przy tego rodzaju samorodnych kodyfikacjach, wiele kryteriów przyjętych przez Boziewicza, spotkało się z ostrą krytykę części polskich elit. Niemniej przytłaczająca większość Polaków - z samym marszałkiem Piłsudskim na czele - uznała je za "przyklepane".
Kontrowersje wzbudził zwłaszcza zapis określający, kogo można uznać za osobę zdolną do żądania i dawania satysfakcji. Zgodnie z kodeksem Boziewicza, mogły to być wyłącznie osoby płci męskiej, które z racji wykształcenia (minimum średnie), inteligencji osobistej (nawet bez średniego wykształcenia), stanowiska społecznego lub urodzenia (zatem satysfakcję mógł dać nawet analfabeta, o ile byłby jednocześnie szlachcicem) wznosiły się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka.
Boziewicz przyjmował, że wszyscy ludzie honorowi są sobie bezwzględnie równi. Jeśli ktoś odmówił dania satysfakcji z powodu różnicy stanu, urodzenia, majątku czy stanowiska, stawał się niehonorowy.
Wśród osób, automatycznie wykluczanych ze społeczności ludzi honorowych były m.in. osoby karane przez sąd państwowy za przestępstwo pochodzące z chciwości zysku, donosiciele i zdrajcy, tchórze w pojedynku lub na polu bitwy, homoseksualiści, łamiący słowo honoru, niebroniący czci kobiet pozostających pod jego opieką, oszczercy, lichwiarze, czy też szantażyści.
Wszelkie wątpliwości tyczące honorowości danej osoby rozstrzygał sąd honorowy.
Według zapisów kodeksu, obrazą była każda czynność, gestykulacja, słowne, obrazowe lub pisemne wywnętrzenie się, mogące obrazić honor lub miłość własną drugiej osoby, bez względu na zamiar obrażającego. Tym samym do wyrządzenia obrazy nie potrzebny był zamiar obrażenia. Rozstrzygał już sam fakt.
Niemniej obrazy w oczywisty sposób niezamierzone, przypadkowe, drobne (np. potrącenie kogoś), o ile natychmiast po ich wyrządzeniu zostały sprostowane, usprawiedliwione, czy przeproszone, nie podlegały satysfakcji honorowej.
To jednak nie koniec tej niezwykłej typologii. Boziewicz dzielił obrazy według czterech stopni. Obrazy stopnia pierwszego, czyli lekkie, tworzyło każde uchybienie godności obrażonego, jednak bez naruszenia jego czci (np. odmówienie komuś inteligencji). Obrazy drugiego stopnia, czyli ciężkie, stanowiło uwłaczenie czci (np. zarzut kłamstwa lub tchórzostwa). Obraza trzeciego stopnia czyli bardzo ciężka, to taka,, której towarzyszyło czynne znieważenie lub zarzut przeciwko honorowi obrażonego. Zniewagą czwartego stopnia było wszelkie uwłaczenie czci familii.
Satysfakcji nie mogła dawać ani jej żądać osoba licząca mniej niż 18 lat lub więcej niż 60 (chyba, że starszy gentleman zatarg spowodował). Od satysfakcji mógł się uchylić każdy chory, któremu choroba uniemożliwiała starcie z bronią w ręku, a mógł fakt ten udowodnić. Kodeks wymieniał jednakże ściśle określone przypadki, w których można było ustanowić zastępstwo w pojedynku (np. syn mógł pojedynkować się za ojca, który przekroczył 60 rok życia).

Kawalerskie pif-paf


Jeśli obrażony chciał dochodzić honorowej satysfakcji, winien był ustanowić dwóch sekundantów zwanych także zastępcami honorowymi.
Gentleman nie mógł przyjąć stanowiska zastępcy honorowego, o ile jego klient żądał z góry pojedynku aż do śmierci jednego z walczących.
Sekundanci w imieniu obrażonego wyzywali obraziciela w ciągu 24 godzin od momentu obrazy. Obrażający ustanawiał swoich sekundantów w ciągu dalszych 48 godzin.
Jednocześnie kodeks nakładał na sekundantów obowiązek dążenia wszelkimi sposobnościami do pokojowego załatwienia sporu, chyba że honor klienta można było uratować jedynie w drodze pojedynku.
Pojedynek był bezwzględnie zabroniony pomiędzy krewnymi w pierwszej linii.
Kodeks Boziewicza uznawał jedynie trzy rodzaje honorowej broni: szablę, szpadę i pistolet gładkolufowy, przy czym szpada lub szabla była odrzucana w przypadku zawodowych szermierzy (za wyjątkiem najcięższych obraz) oraz osób, którym ułomność fizyczna nie pozwalała na ten sposób walki. Pojedynek bowiem nie mógł nosić znamion morderstwa, a szanse obu stron miały być możliwie najbardziej równe. Dlatego też szable lub szpady musiały być ściśle jednakowe, a pistolety tego samego kalibru i nie ostrzelane przez żadną ze stron.
Każda ze stron zobowiązana była zjawić się na miejscu walki w towarzystwie lekarza biegłego w chirurgii.
Jeżeli skutkiem złamania zasad pojedynkowych jedna z walczących osób poniosła śmierć, traktowano taki wypadek jako morderstwo i przedkładano odpowiednim władzom państwowym.
Przy pojedynku na białą broń zabronione było zadawanie cięć poniżej pasa, uderzanie przeciwnika przed komendą "bij" i po komendzie "stój", a także atakowanie osoby, która została ranna, padała na ziemię, straciła równowagę czy broń.
Boziewicz wymieniał trzy dopuszczalne formy pojedynków pistoletowych: pojedynek ze stanowiskiem stałym z dowolnym porządkiem strzałów lub na komendę, pojedynek z awansem i pojedynek z awansem wzdłuż linii równoległych.
Z chwilą, kiedy sekundanci lub lekarze orzekali u jednego z walczących niezdolność do walki lub - w zależności od ustalonych warunków starcia - pierwszą, drugą albo trzecią krew, kierownik starcia ogłaszał pojedynek za ukończony i równocześnie stwierdzał jego honorowy przebieg. Taki spór uważało się za zakończony.
Kodeks Boziewicza z oczywistych względów trudno przekładać na dzisiejsze czasy. Inne wtedy były realia, inna też honorowość. Po zakończeniu drugiej wojny światowej można mówić jedynie o postępującej degrengoladzie honorowego etosu.
Dziś czynione są pewne próby częściowej jego reaktywacji (m.in. w 1995 roku sztab generalny Wojska Polskiego wydał "Kodeks honorowy oficera Wojska Polskiego", a od kilku lat trwają prace nad projektem kodeksu etyki Służby Cywilnej), niemniej są to cały czas działania żałosne.
Trudno bowiem w jakikolwiek sposób porównywać międzywojennych wojskowych czy urzędników państwowych z ich współczesnymi następcami.
Nagminne dzisiaj przypadki łapownictwa, korupcji i nieuczciwości kiedyś należały do niechlubnych wyjątków, które natychmiast spotykały się ze społecznym ostracyzmem. Tak jak afera z zakupem masek gazowych przez oficera, który później zasłynął jako komunistyczny marszałek Michał Rola - Żymierski.
Ale czy honor i prawość mogą mieć w dzisiejszej Polsce jakąkolwiek wartość, skoro nawet sam szef naszego rządu nie potrafi dotrzymać danego słowa i zrezygnować ze stanowiska zgodnie z obietnicą złożoną przed referendum europejskim?
Nie, nie może być inaczej. Wszak ryba psuje się zawsze od głowy...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki