Logo Przewdonik Katolicki

Kto wybiera papieża?

Ks. Wojciech Nowicki
Ks. Wojciech Nowicki | fot. Zuzanna Szczerbińska/PK

Konklawe jest dobrą okazją, byśmy zastanowili się nad tym, czy podejmujemy trud rozeznawania, czy nie za szybko tłumaczymy własnych decyzji wolą Bożą czy natchnieniem Ducha Świętego

Gdy oddajemy ten numer do druku, w najlepsze trwają spekulacje dotyczące wyboru nowego papieża. Jest to z jednej strony zrozumiałe. Z drugiej bywa groteskowe. Obstawianie swoich typów u bukmacherów sprowadza tak ważny i niełatwy wybór kardynałów do jakiejś gry. Jakby to była zabawa. Groteskowe wydają się też analizy, nakładające na decyzje kardynałów wyjęte z polityki schematy działania. Kreśli się grupy interesów, wpływów, dzieli na progresistów i konserwatystów, kontynuatorów wizji Franciszka i tych, którzy mieliby zatrzymać ten rzekomo katastrofalny dla Kościoła kurs. Oczywiście, jesteśmy ludźmi, więc nie jesteśmy wolni od tego sposobu myślenia, w jakiejś mierze dobrze oddaje to książka (i jej adaptacja filmowa ze świetną rolą Ralpha Fiennesa) zatytułowana Konklawe. Oczywiście, że są i w Kościele grupy interesu. Ale nie redukujmy Kościoła do czystej polityki.
Pomijam tak absurdalne zachowanie, jak zaprezentowanie przez prezydenta USA Donalda Trumpa w swoich mediach społecznościowych (post został udostępniony przez oficjalny profil Białego Domu na X) wygenerowanego przez sztuczną inteligencję zdjęcia siebie jako papieża. To zobrazowanie odpowiedzi, jakiej udzielił dziennikarzom, zapytany o to, kto będzie następnym papieżem. Stawiam na siebie – odpowiedział w charakterystycznym stylu. Dość przytomnie zareagowała konferencja biskupów amerykańskich, pisząc: „Proszę z nas nie kpić”.
To nie tak, że nie można się zastanawiać nad tym, który z kardynałów byłby najlepszym papieżem. Można mieć swoje typy. Sęk w tym, że wybór papieża to nie jest wybór mister universe, gdzie wygrywa ten, który się najlepiej zaprezentuje, a my uznamy, że najlepiej odpowiada nam lub naszemu wyobrażeniu. Bo nie o naszą wizję idzie, ale o… rozeznanie. Jedno z ulubionych słów Franciszka, będące pochodną jego ignacjańskiej duchowości, tak niezrozumiałe i wykpione przez niektóre środowiska. Przypomnijmy sobie słowa kard. Josepha Ratzingera, który został później papieżem Benedyktem XVI. Pytany o rolę Ducha Świętego podczas wyboru następcy św. Piotra chciał odciągnąć nas od zbyt łatwego stwierdzenia: „Tego chciał Duch Święty”. Czy o każdym z papieży w historii papiestwa moglibyśmy powiedzieć, że tego właśnie chciał Duch Święty? – w takim pytaniu można by streścić wywód kardynała. Zresztą, mamy taką pokusę tłumaczenia sobie własnych decyzji „wolą Bożą”. Jest taka anegdota, jak pewien biskup wręczał dekrety księżom i mówił: „Proszę przyjąć wolę Bożą”. Jeden z dekretów trzeba było jednak zmienić. Biskup, wręczając zmieniony dekret, miał powiedzieć: „Musieliśmy poprawić wolę Bożą”. Piszę to z przymrużeniem oka, ale konklawe jest dla nas dobrą okazją, byśmy zastanowili się nad tym, czy podejmujemy trud rozeznawania, czy nie za szybko tłumaczymy własnych decyzji wolą Bożą czy natchnieniem Ducha Świętego, mając świadomość własnych ograniczeń i możliwości błędu w rozeznawaniu. Wracając do kard. Ratzingera, otóż komentując rolę Ducha Świętego w procesie wyboru papieża, powiedział: „On nie narzuca, na którego kandydata mamy głosować. Zapewne chroni nas tylko przed tym, abyśmy wszystkiego nie zaprzepaścili”. Zaprzepaścić w tym kontekście to postawić na własne wizje, zamiast na rozeznanie znaków czasu.
To dlatego przed samym konklawe odbywają się kongregacje generalne, zwane przez dziennikarzy prekonklawe. Służą one przede wszystkim temu, by kardynałowie mogli się poznać. Zwłaszcza w sytuacji, w której Franciszek w ciągu swego pontyfikatu tak mocno zmienił kształt kolegium kardynalskiego. Nie są to jednak spotkania przypominające prezentacje potencjalnych kandydatów na papieża, ale przede wszystkim rozmowy o Kościele. Kardynałowie analizują bieżącą sytuację, dokonują oceny stanu Kościoła, zarysowują stojące przed nim wyzwania. Dopiero wówczas mogą zacząć zastanawiać się, który z poznanych kardynałów, w ich rozeznaniu, najlepiej mógłby podjąć się zarysowanych przed papieżem zadań.
Pan Bóg i na krzywych liniach kreśli. Nawet jeśli na konklawe zwyciężyłaby ludzka kalkulacja, wciąż – na szczęście – Kościół należy do Niego i do Niego należy ostatnie słowo. O czym w historii Kościoła mogliśmy się – znów na szczęście – nie raz przekonać.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki