Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma Zmartwychwstania? To pytanie Pawła Apostoła skierowane do Koryntian nabiera wyjątkowej aktualności, gdy słyszymy, że – w zależności od badań – od jednej trzeciej do jednej czwartej ankietowanych Polaków nie wierzy w Zmartwychwstanie, choć wciąż ponad 70 proc. deklaruje się jako wierzący katolicy.
Kiedy zastanawialiśmy się nad tematami do świątecznego numeru, rozmawiałem z jednym z naszych autorów, ks. Arturem Stopką, który stwierdził, że podczas pogrzebów kaznodzieje często mówią o śmierci, cierpieniu, odchodzeniu, przemijaniu, potrzebie nawrócenia, rzadko jednak wprost o Zmartwychwstaniu. Sam mam zresztą takie doświadczenie, że o wiele łatwiej nam wejść w klimat wielkopostny, wszelkiego rodzaju nabożeństw tego czasu i umartwień – jakby mamy na ten czas pomysł. A potem przychodzi Wielkanoc i można tylko ze wzruszeniem ramion przyjąć powtarzane: „święta, święta i po świętach”. Tyle że to, co celebrujemy w czasie Wielkanocy, to nie kolejne religijne święta w kalendarzu liturgicznym, ale sedno naszej wiary. Paweł Apostoł pisze do Kościoła w Koryncie dalej: „A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”. I konkluduje: „Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania”.
Wielkanoc ma swoją oktawę – przedłużenie świętowania tego jednego dnia o kolejnych siedem. A potem dłuższy niż czas wielkiego postu okres wielkanocny, który kończy się Niedzielą Zesłania Ducha Świętego. Do reformy w 1970 roku ta historycznie druga po Wielkanocy najbardziej czczona uroczystość miała analogiczną oktawę i analogiczną wigilię z rozbudowaną liturgią słowa i obrzędem błogosławieństwa wody. Mamy więc sporo czasu na to, by radość wynikającą z tej jednej nocy rozciągnąć na długie tygodnie. Mamy czas, by nad tą prawdą medytować, zgłębiać jej sens i rozważać, jaki ma wpływ na nasze życie, nie tylko w wymiarze wiecznym, ale także doczesnym.
Zmartwychwstanie Jezusa nie jest jedynie wzniosłą prawdą teologiczną, której poznanie i zrozumienie można zostawić wąskiej grupie badaczy. Ta prawda przekłada się bowiem na nasze życie, implikuje na przykład nasze rozumienie ciała – czym jest, a czym nie jest. Jeśli prawdę o Zmartwychwstaniu dobrze zrozumiemy, nie będziemy już mówić, że mamy ciało, ale że jesteśmy ciałem, i nie będziemy dowartościowywać duszy kosztem ciała, bo człowiek to i dusza, i ciało – i nic tu nie jest lepsze ani gorsze, bardziej czy mniej ważne. Zresztą, gdy po śmierci ciało składamy w grobie, dusza oczekuje na jego zmartwychwstanie. Zrozumieć ten wątek pomoże nam Elżbieta Wiater.
Chrystus po zmartwychwstaniu przychodzi do swoich uczniów. Ci, pełni lęku, zdezorientowani tym, co się stało, siedzą zamknięci w tym samym miejscu, w którym ich nauczyciel wszystko im zapowiedział i zostawił jako znak rozpoznawczy przykazanie wzajemnej miłości. Co ciekawe, nie wypomina im niewiary, nie wypomina, że pouciekali albo zwątpili, nie kiwa głową w geście dezaprobaty, że dali się obezwładnić lękowi. Mówi im: „Pokój wam”. Wiemy z Dziejów Apostolskich, że wraz z udzieleniem im pokoju i Ducha Świętego uczniowie wyszli na zewnątrz. Choć okoliczności się nie zmieniły. Czekały ich przeciwności, niemal wszyscy zginęli śmiercią męczeńską, nie nastał też światowy pokój. Czym zatem był pokój, którego Chrystus udzielił uczniom? I jak odnosi się to do gestu, który przekazujemy sobie w trakcie liturgii, a który wywodzi się z pocałunku – znaku szczególnej bliskości i jedności między zgromadzonymi, czyli Kościołem? O tym przeczytamy w tekstach Dawida Gospodarka i Aleksandra Barszczewskiego.
A ja życzę, by niezależnie od okoliczności doświadczenie pokoju Chrystusowego stało się udziałem każdego czytającego te słowa. Bo Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał. Alleluja!