Zmartwychwstanie i miara sukcesu
ks. Adam Adamski
Fot.
Po raz kolejny przeżywamy Święta Wielkanocne, które mają nam przypomnieć najistotniejsze prawdy naszej wiary: Bóg, który umarł za nas na krzyżu i trzeciego dnia zmartwychwstał, jest Panem naszego życia i naszej śmierci. A to znaczy, że za św. Pawłem możemy powtórzyć: w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28) oraz, że jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał,...
Po raz kolejny przeżywamy Święta Wielkanocne, które mają nam przypomnieć najistotniejsze prawdy naszej wiary: Bóg, który umarł za nas na krzyżu i trzeciego dnia zmartwychwstał, jest Panem naszego życia i naszej śmierci. A to znaczy, że za św. Pawłem możemy powtórzyć: „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28) oraz, że „jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga” (1 Kor 15, 14-15).
Ale przeżywanie świąt to nie tyle przypominanie sobie teoretycznych prawd, ale przede wszystkim uświadamianie sobie, jaki to ma związek z moim życiem. Prawdy wiary bowiem nie są systemem abstrakcyjnych twierdzeń, którymi żonglują wtajemniczeni teologowie sobie a muzom. Prawdy wiary stanowią fundament naszego poglądu na świat i nasze w nim miejsce. Określają sens i cel naszego życia. (Oczywiście można też twierdzić, że życie jest bezcelową wędrówką i nie ma żadnego sensu, więc liczy się tylko doznawana chwila – ale to stwierdzenie też jest oparte na wierze, bo przecież wiedzieć tego nie można).
Zatem, żeby owocem tych świąt nie było jedynie sakramentalne (chociaż nie ma związku z żadnym sakramentem) stwierdzenie: „święta, święta i po świętach”, warto przez chwilę pomyśleć, jaki wpływ na moje postrzeganie świata mają wydarzenia związane ze Świętami Zmartwychwstania Jezusa.
Jak to wyglądało w Wielki Piątek?
W Wielki Piątek Jezus z Nazaretu mógł jawić się jako godny pożałowania Wielki Przegrany. Romantyczny marzyciel z Nazaretu poniósł kompletną klęskę. Nie wykazał się mocą właściwą dla oczekiwanego z nadzieją Mesjasza, który miał przywrócić dawną świetność Narodu Wybranego. Mało tego, jeden z najbliższych uczniów perfidnie zdradził, drugi w obliczu klęski stchórzył w trosce o swoją skórę – trzykrotnie stanowczo wyparł się jakichkolwiek związków z aresztowanym Cieślą z Nazaretu. Ponadto dotąd wierni apostołowie pouciekali. Pod krzyżem zbolałej Matce towarzyszył tylko jeden z uczniów, Jan. W takiej sytuacji mogło się wydawać, że trzy lata nauczania, uzdrawiania chorych, karmienia głodnych poszły na marne. Zupełne fiasko.
W tym kontekście ludźmi sukcesu okazali się faryzeusze, Sanhedryn, Piłat i Barabasz. Piłat okazał się wytrawnym politykiem, który obronną ręką wyszedł z trudnej sytuacji. Zachował stanowisko, umywając jednocześnie ręce od odpowiedzialności za skazanie zadenuncjowanego Wichrzyciela; nie był przecież przekonany co do Jego winy. Ostatecznie o jednego Żyda nie chodzi, a po co mieć kłopoty w rzymskiej centrali?
Barabasz właściwie wygrał los na loterii i ocalił życie. Z początku jego sprawa była beznadziejna. Przecież był ewidentnym zbrodniarzem. Nie mógł liczyć na sympatię tłumu, który na zasadzie plebiscytu, przy okazji świąt, mógł wyprosić u rzymskiego namiestnika łaskę. A jednak niemożliwe stało się możliwe. Tłum uwziął się na współtowarzysza niedoli, jakiegoś Jezusa, który chorobliwie upierał się, że jest królem. To się nazywa mieć szczęście. Zatem trzeba cieszyć się życiem i wolnością.
Sanhedryn mógł uczcić pełny sukces „akcji Jezus”. Było trochę kosztów i nieprzespana noc, ale opłaciło się. Dopięli swego. Umiejętnie pokierowali opinią publiczną, dzięki czemu skutecznie wpłynęli na przedstawiciela władzy okupacyjnej, by ten podpisał wyrok śmierci (pozostający poza ich kompetencjami) na niewygodnego Bluźniercę. Tak świat wyglądał z perspektywy Wielkiego Piątku.
Z perspektywy pustego grobu
A jaki obraz wyłania się, gdy trzeciego dnia ustępują mroki nocy i zaczyna świtać?
W miejsce łez na twarzach uczniów ponownie pojawia się uśmiech, gdy rozpoznają swego Mistrza. On towarzyszy im w drodze, zachęca do połowu, który okazuje się nadspodziewanie obfity, zaprasza ich na śniadanie. On umacnia ich mocą zapowiadanego wcześniej Ducha Świętego i wówczas z zatrwożonych i załamanych zmieniają się w rozentuzjazmowanych świadków Dobrej Nowiny o tym, że życie nasze zmienia się, ale nie kończy i dlatego ma sens trwanie przy ideałach głoszonych przez Nauczyciela z Nazaretu. On swoim zmartwychwstaniem potwierdził, że Jego królestwo nie jest z tego świata, ale już na tym świecie możemy na miarę swych możliwości budować jego zręby po to, by później, poza granicami czasu i przestrzeni, cieszyć się jego pełnią.
Wspaniałym owocem wydarzenia zmartwychwstania jest to, że od dwóch tysięcy lat Jezus jest obecny w życiu miliardów ludzi, którzy przyznają się do Niego i z różnym skutkiem, ale starają się wcielać Jego ideały w życie. Owocem tajemnicy zmartwychwstania jest to, że dla miliardów ludzi prawdziwy sukces nie polega na doraźnym zrealizowaniu swojego planu i odniesieniu chwilowej korzyści. Patrząc z perspektywy wieczności (a tego między innymi mają uczyć nas te święta), to co z tego, że Barabasz przedłużył o parę lat swoje życie? Kogo to dziś obchodzi? Patrząc z perspektywy wieczności, to co z tego, że Piłat na jakiś (bo przecież nie na wieczność) czas zachował swój urząd? Kogo to dziś obchodzi? Patrząc z perspektywy pustego grobu, co z tego, że Sanhedryn skutecznie wpłynął na opinię publiczną i wygrał plebiscyt przed Piłatem? Kogo to dziś obchodzi? Jakie to ma znaczenie?
Ma natomiast znaczenie i obchodzi wielu to, że skruszony Piotr stał się Opoką, na której Chrystus buduje Kościół. Ogromne znaczenie ma dla miliardów ludzi również to, że nie musimy się lękać ślepego fatum, gdyż On, Chrystus, jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Możemy zatem z odwagą powiedzieć za psalmistą: „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” (Ps 23, 4). Historia skruszonego Piotra ma ogromne znaczenie dla miliardów ludzi, bo świadczy o tym, że pomimo porażek jest nadzieja przeżycia z sensem swojego życia, że można zacząć od nowa. Fakt istnienia Kościoła ma znaczenie, bo w tej wspólnocie jest On i poprzez sakramentalne znaki, w ważnych momentach życia, umacnia nas swoją łaską. A tak na marginesie, tylko dzięki temu, że Kościół trwa, Piłat nie odszedł zupełnie w niepamięć historii, znajdując jednak wątpliwej klasy miejsce w chrześcijańskim Credo.
Święta są między innymi po to, byśmy dostrzegli, jaka jest różnica pomiędzy miarą sukcesu przykładaną do wydarzeń Wielkiego Piątku a tym, co rozumiemy jako fundament radości Tajemnicy Zmartwychwstania Chrystusa. Oby pozostało w nas choć trochę tego spojrzenia na codzienność, które zawdzięczać możemy światłu poranka wielkanocnego. Sukces Piłata nie ma dziś większego znaczenia, natomiast Jezus, wielki przegranych tamtych dni…
A Ty, chcesz być człowiekiem sukcesu?