Jeśli ktoś jest uczciwy i pobożny, niech znajdzie radość w tej dobrej i pełnej światła uroczystości. Jeśli ktoś jest roztropny, niech wejdzie, ciesząc się, do radości Pana swego. Jeśli ktoś dźwigał udręki postu, niechże otrzyma dziś słuszną zapłatę. Jeśli niósł trudy pierwszej godziny, niech sprawiedliwą otrzyma należność. Jeśli ktoś przyszedł po trzeciej godzinie, niechże świętuje z wdzięcznością. Jeśli ktoś dopiero po szóstej godzinie się dołączył, niechże nie ma żadnej wątpliwości, ponieważ niczego nie traci. Jeśli ktoś spóźnił się nawet do dziewiątej godziny, niech przychodzi bez wahania. Jeśli ktoś zdążył dopiero na jedenastą, niech wcale nie boi się zwłoki. Albowiem gościnny jest Gospodarz domu: przyjmuje ostatniego jak pierwszego; zaspokaja i tego, kto od jedenastej godziny pracował, podobnie jak tego, kto od pierwszej. I nad ostatnim się lituje i pierwszego wynagradza; i jednemu daje, i drugiego wspomaga; i uczynki przyjmuje, i z chęci się cieszy; i wysiłki szanuje, i zamiary pochwala”.
Tak brzmi fragment homilii św. Jana Chryzostoma odczytywany co roku podczas nabożeństwa paschalnego w każdej cerkwi. Osoba nieznająca zbyt dobrze prawosławia na pewno zwróci uwagę na kilka rzeczy i da jej już to jakiś obraz Święta Świąt. Są to: radość, post i miłosierdzie. No i te jedenaście godzin…

Płaszczenica, czyli całun z wizerunkiem złożonego do grobu Chrystusa, wynoszona w Wielki Piątek na środek świątyni fot. Wojciech Wojtkielewicz/Kurier poranny - Polska Press - Gallo Images
Trzynaście dni
W tym roku prawie wszyscy prawosławni obchodzili Zmartwychwstanie cztery tygodnie później niż katolicy. Wyjątkiem jest Fiński Kościół Prawosławny, który posługuje się kalendarzem gregoriańskim (podobnie czyni obrządek ormiański i malankarski, które jednak uznawane są za tzw. Kościoły orientalne).
Dlaczego tak się dzieje? Musimy pamiętać, że Wielkanoc przypada w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca. U katolików wystarczy, że pełnia wystąpi w piątek lub sobotę, aby w niedzielę móc świętować Zmartwychwstanie Pańskie. Natomiast w Kościołach wschodnich pełnia Księżyca jest utożsamiana z datą męki Chrystusa. Święto Zmartwychwstania może być zatem dopiero trzy dni później. To jednak nie wszystko. W kalendarzu juliańskim, którym posługuje się prawosławna Cerkiew w wyznaczaniu daty Paschy, pierwszy dzień wiosny jest po prostu trzynaście dni później niż w kalendarzu gregoriańskim, na którym bazuje katolicyzm. Musi zostać spełniony jeszcze jeden warunek – Wielkanoc w prawosławiu obchodzona jest zawsze po święcie żydowskiej Paschy.
Biorąc pod uwagę te wszystkie zależności, wszyscy chrześcijanie będą świętowali razem najprędzej w 2025 r. Jak zauważył niedawno abp Hiob z Patriarchatu Konstantynopolskiego, będzie to akurat 1700. rocznica I Soboru Nicejskiego, podczas którego dyskutowano m.in. o dacie Wielkanocy. Dziś data Wielkanocy jest ponownie ważnym problemem, który jednak tym razem zdaje się przyczyniać do ekumenizmu, a nie rozłamu.
Wśród niektórych prawosławnych istnieje przekonanie, że Cud Świętego Ognia, który odbywa się co roku w Wielką Sobotę w Jerozolimie, potwierdza tę właściwą datę. Oczywiście są i tacy, którzy uważają, że nawet gdyby data Wielkanocy uległa zmianie, to Bóg dzięki swojej wszechmocności zapewne się o tym dowie. Biorąc pod uwagę obecne spory wśród różnych prawosławnych autokefalii, chyba jednak łatwiej byłoby zachodnim chrześcijanom „przestawić” się na cieplejsze miesiące…

Nocna procesja w cerkwi pw. św. Mikołaja w Narewce. Po trzykrotnym okrążeniu świątyni przez duchowieństwo i wiernych kapłan uderza trzykrotnie krzyżem w drzwi cerkwi fot. Wojciech Pacewicz/PAP
Czterdzieści dni
W teologii prawosławnej grzech prarodziców naruszył ustalony porządek nie tylko w odniesieniu do człowieka, ale do całej przyrody. Dlatego okres Wielkiego Postu to czas przygotowania całego stworzenia na Paschę. Co roku każda niedziela Wielkiego Postu odpowiada temu samemu wydarzeniu lub postaci, która ma nas do czegoś zainspirować. I tak np. w pierwszą niedzielę przygotowującą czyta się Ewangelię o grzesznym celniku Zacheuszu, który nie bał się wyśmiania przez ludzi i wszedł na sykomorę, by zobaczyć nadchodzącego Chrystusa. Mamy zrobić to samo – porzucić dotychczasowe życie i zaufać Bogu. Kościół modli się, by zamiary te nie były płonne i by wierni mieli siłę wytrwać całe czterdzieści dni na pokucie.
Sam Wielki Post zaczyna się od Niedzieli Przebaczenia Win. Cerkiew przypomina, że nie możemy prosić o wybaczenie Boga i cieszyć się życiem wiecznym, jeśli najpierw sami nie wybaczymy i nam nie zostanie wybaczone to, co uczyniliśmy innemu człowiekowi. Wierni w czasie liturgii, ale również i po niej – podczas rodzinnych spotkań czy nawet w internecie – przepraszają innych za to, co zrobili świadomie i nieświadomie, i zapewniają, że sami również wybaczają doznane krzywdy.
Kolejne niedziele utwierdzają wiernych w przekonaniu, że miłosierdzie Boga jest nieskończone i nigdy nie jest za późno na nawrócenie. Coraz trudniej jest też utrzymać post (przez cały okres nie je się nic odzwierzęcego), człowiek pokutujący staje w coraz większej prawdzie o swojej słabości, a jednocześnie im bliżej dnia Paschy, tym więcej śpiewów czy czytań dających nadzieję.
W końcu rozpoczyna się Wielki Tydzień. By pokazać, jaką wolność i miłość dał nam Bóg, w środę wspomina się dwie postaci – nierządnicę, która namaściła drogim olejkiem nogi Jezusa, bo ujrzała Światłość, i Judasza – jednego z bliskich mu uczniów, który wybrał ciemność.
W Wielki Piątek – a właściwie w Czwartek, bo w prawosławiu dzień rozpoczyna się po zachodzie słońca – czyta się dwanaście Ewangelii opowiadających o męce Pańskiej. Kapłan okadza świątynię, podczas gdy wierni stoją z zapalonymi świecami. Na środek świątyni wynoszony jest krzyż i Ewangelia. Kolejnego dnia (piątek) wierni, którzy mają siłę, zachowują zgodnie z praktyką wczesnego Kościoła absolutny post. Kto nie czuje się na siłach, może jeść chleb z odrobiną wody, herbaty lub soku owocowego, ale dopiero po zachodzie słońca, a przynajmniej po pokłonieniu się Płaszczenicy, czyli całunowi z namalowanym wizerunkiem Jezusa, w czasie nabożeństwa Wieczerni. Po czytaniu Ewangelii o zdjęciu ciała Chrystusa z krzyża i złożeniu do grobu kładzie się ją na specjalnym stole ustawionym na środku świątyni. Śpiewana jest pieśń pogrzebowa, tropariony i kanony. Wierni w tym czasie podchodzą do całunu i oddają pokłon przez ucałowanie go.

Święcenie pokarmów w soborze Przemienienia Pańskiego w Lublinie fot. Wojtek Jargiło/PAP
Jeden dzień
W sobotę do północy cerkiew pozostaje w półmroku. Światła są zgaszone, chór po raz ostatni śpiewa o męce Pańskiej. Wszyscy jednak wiedzą, co wydarzy się za chwilę – kto zapomniał, kupuje woskowe świeczki, niepoświęcone wcześniej koszyczki pośpieszne odkładane są na wcześniej przygotowane stoły. W końcu kapłan przenosi wizerunek Jezusa w grobie na ołtarz (prestoł), na którym pozostanie on przez cały okres wielkanocny. Ma przypominać, że tak jak z grobu narodziło się życie, tak my przez Eucharystię mamy udział w śmierci i zmartwychwstaniu.
Ludzie zaczynają wychodzić z cerkwi. Formuje się pochód – na przodzie ministrant niosący krzyż, potem kolejny z ikoną Zstąpienia do Otchłani, następnie kapłani, potem chór i reszta wiernych. Wszyscy niosą w dłoniach zapalone świeczki i cicho śpiewają: „Zmartwychwstanie Twoje, Chryste, Zbawco, Aniołowie śpiewają na niebiosach. I nas na ziemi uczyń godnymi czystym sercem Ciebie sławić”. Cerkiew okrążana jest trzy razy na wzór kobiet idących do grobu. Radość i prawda Zmartwychwstania ma być głoszona całemu światu, dlatego też dzieje się to na zewnątrz, czasami dosłownie na ulicy. W końcu procesja zatrzymuje się przed zamkniętymi drzwiami cerkwi. Kapłan intonuje radosny śpiew: „Chrystus powstał z martwych, śmiercią podeptał śmierć i będącym w grobach życie dał”, za nim chór i wszyscy wierni powtarzają słowa, które będą powtarzane przez czterdzieści dni okresu wielkanocnego. Trzeba jednak pamiętać, że tylko w nielicznych cerkwiach w Polsce usłyszymy ten śpiew po polsku – nabożeństwa i śpiewy są w języku cerkiewnosłowiańskim. Następnie kapłan uderza krzyżem drzwi, które jak wrota piekieł zostają otwarte. Ze środka wylewa się już światło zapalonych lamp i świec, dzwony biją, głosząc światu radość…
Kanon paschalny wprowadza żywiołowość po dotychczasowych pokutnych tygodniach. Ołtarz, prezbiterium i wierni są kilkakrotnie okadzani, śpiew chóru jest szybki i podniosły, a kapłan raz po raz wychodzi zza ikonostasu i woła: „Christos Woskiesie! Christos Anesti! Chrystus zmartwychwstał!”, na co wierni głośno odpowiadają: „Woistinu woskriesie! Alethòs Anesti! Prawdziwie zmartwychwstał!”. Po jutrzni i godzinach kanonicznych następuje liturgia, podczas której czytany jest fragment z Ewangelii św. Jana (1, 1–17) w różnych językach, na znak głoszenia Dobrej Nowiny na całym świecie.
Po zakończeniu liturgii, poświęceniu pokarmów i złożeniu sobie życzeń wierni wracają nad ranem do domu i siadają do stołu. Nie minęło co prawda 11 godzin (choć wielu na pewno tak to czuje), ale w zależności od parafii powrót trzeba zaplanować między 3 a 4.30 nad ranem. Tradycyjnie do domu zabiera się również zapaloną świecę – w praktyce różnie to bywa: godzinna podróż do domu czy przejazd taksówką mogą zniweczyć ten plan. Radość trwa nie tylko przy stole – przez najbliższy czas prawosławni witają się słowami: „Chrystus zmartwychwstał”, na co odpowiada się: „Prawdziwie zmartwychwstał!”.
Od kilku lat można zauważyć zmianę w liczbie wiernych w polskich parafiach, spowodowaną napływem obcokrajowców. Widać to szczególnie w większych miastach na zachodzie Polski, gdzie dotychczasowa liczebność parafian oscylowała od kilkunastu do kilkuset. W Wielkopolsce, gdzie znajdują się dwie cerkwie (w Poznaniu i Kaliszu), liczba imigrantów z Ukrainy w 2021 r. to już 30 tys.! Nic dziwnego, że w tym roku, mimo pandemii, przed poznańską cerkwią można było zobaczyć kilkaset osób – przede wszystkim z Ukrainy, Białorusi, Gruzji i Mołdawii. Dotychczasowi wierni z Sosnowca, Bydgoszczy czy Łodzi także mieli w tym roku „konkurencję”, co jest wyzwaniem administracyjnym i kulturowym nie tylko dla duchownych w Polsce, ale i dotychczasowych wiernych, którzy z roku na rok stają się mniejszością.
Nie ma się jednak co łudzić, że wszyscy prawosławni (szczególnie z krajów postsowieckich) myślą tylko o swoim duchu, zapominając o potrzebach ciała. Na parafialnych profilach facebookowych królowało niezbyt teologiczne pytanie: „O której święcenie pokarmów?”.
Zawartość samego koszyczka powie nam za to wiele o narodowości właściciela, posiadaniu współmałżonka czy dzieci lub pochodzenia z rodziny mieszanej. U Gruzina znajdziemy butelkę wina i oliwę, Ukraińca – drożdżową paskę, mieszkańca Polski ze wschodu i Rosjanina – serową paschę w kształcie ściętej piramidy, a wśród wiernych z rodzin mieszanych znajdziemy np. baranka z masła. Oczywiście obecnie tradycje mieszają się i ewoluują, tym bardziej jeśli „nowości” są na wyciągnięcie ręki… Wszędzie jednak pojawić się musi jajko – symbol wieczności, życia i końca postu. Tradycyjnie barwi się je na czerwono. Wiąże się to z legendą o św. Marii Magdalenie, która spotkała się z cesarzem Tyberiuszem i opowiedziała mu o zmartwychwstaniu Chrystusa. Cesarz nie uwierzył i zaczął drwić, że ożywienie nieboszczyka jest tak prawdopodobne jak to, że jajko, które kobieta trzyma w ręce, stanie się czerwone. Można się domyślić, jak skończyła się ta historia…
Dzień ósmy
W sztuce pisania ikon istnieją tylko trzy przedstawienia obrazujące to, co dzieje się między śmiercią na krzyżu a niedzielnym porankiem. Są to: „Zstąpienie do Otchłani”, „Niewiasty niosące wonności do Grobu” oraz „Chrystus ukazuje się Marii Magdalenie”. Żadna ikona nie przedstawia samego Zmartwychwstania. Tak samo jak nie wiadomo, w jaki sposób Jezus mógł narodzić się z Dziewicy, tak nie wiadomo, jak wyszedł z grobu. Prawdę tę musimy przyjąć i jej uwierzyć tak jak słowu – niewiasty uwierzyły Aniołom i same pobiegły głosić prawdę o cudzie. Nawet Zmartwychwstanie daje nam wolność wyboru.
Jak podkreśla Cerkiew, już w Wielki Piątek w piekle jest Pascha – Adam ujrzał swojego Pana. W antyfonie paschalnej słyszymy, że Chrystus: „W grobie ciałem, w otchłani duszą jako Bóg, w raju zaś z łotrem, na tronie z Ojcem i Duchem”. Na ikonie depcze rozbite wrota piekieł. Widać zerwane łańcuchy, fragmenty kluczy, kajdan i gwoździ. Po bokach stoją królowie i prorocy. To, co się wydarzyło, przemieniło cały Wszechświat. I co najważniejsze – to spotykanie dwóch Adamów – odnalezienie zagubionego, który teraz już wie, co znaczy „stworzony na obraz i podobieństwo”.