Logo Przewdonik Katolicki

Wina i honor

Małgorzata Bilska
Arcybiskup Canterbury Justin Welby niesie krzyż w trakcie Alei Świadków w kościele St Mary's w Sellindge podczas Wielkiego Tygodnia, 15 kwietnia 2022 r. | fot. Gareth Fuller/PA Images/Getty Images

Ustąpienie ze stanowiska prymasa Canterbury przejdzie do historii nie tylko Kościoła Anglii. Dla całego Kościoła powszechnego powinno stać się zwierciadłem, przed którym kolejni hierarchowie pytają siebie: w którym miejscu jestem?

Arcybiskup Welby złożył rezygnację w związku z raportem, który wykazał tuszowanie nadużyć seksualnych i fizycznych, których sprawcą był John Smyth.

Bezwzględny przestępca
John Smyth był świeckim pracownikiem Kościoła Anglii. Kierował funduszem kościelnym. Był kaznodzieją, należącym do konserwatywnego nurtu, chętnie zapraszanym przez te środowiska. Promował czytanie Pisma Świętego. Organizował wyjazdy wypoczynkowe dla dzieci. Przez kilkadziesiąt lat skrzywdził fizycznie i seksualnie co najmniej 115 chłopców w Wielkiej Brytanii, RPA i Zimbabwe.
Pierwsze sygnały o jego działaniach pojawiały się w przestrzeni kościelnej w latach 80. XX wieku. W 1982 roku powstał nawet tajny raport na jego temat. Obawiano się jednak, że ujawnienie skandalu zaszkodzi wizerunkowi Kościoła i sprawa została zatuszowana. Ani sam Smyth nie poniósł konsekwencji, ani nikt, kto miał później z nim pracować, nie został ostrzeżony przed zagrożeniem. Smyth mógł swobodnie wyjechać i prowadzić swoją działalność w krajach afrykańskich, gdzie krzywdził kolejnych chłopców, aż do swojej śmierci w 2018 roku.
W 2013 roku katedrę prymasa Anglii w Canterbury objął abp Justin Welby. Wtedy też dowiedział się o przeszłości Smytha. Jednocześnie był to czas, kiedy sprawą Smytha, na nieoficjalne zgłoszenia ze strony Kościoła, zainteresowała się policja. Abp Welby uznał, że skoro toczy się świeckie śledztwo, on sam nie musi już podejmować dodatkowych działań. To umożliwiało Smythowi dalsze krzywdzenie dzieci, zwłaszcza że policja również nie odnotowała zarzutów jako przestępstwa.

Arcybiskup Canterbury
Raport na temat całej sprawy przygotowali Keith Makin i Sarah Lawrence, na zlecenie Narodowego Zespołu Ochrony Kościoła. W raporcie zbadano, jakie działania zostały w sprawie podjęte, a jakie podjęte być powinny. Ustalono również, jaka była wiedza hierarchów kościelnych na temat przestępstw popełnianych przez Smytha. Określono również wyraźnie, jak powinny wyglądać ich działania, gdyby podobne sytuacje zdarzyły się w przyszłości. Ważną częścią raportu są również rozmowy z osobami, które zostały skrzywdzone przez Johna Smytha.
Po publikacji raportu w niezwykle trudnej sytuacji znalazł się abp Justin Welby. Prymas był niezwykle szanowaną postacią Kościoła Anglii. Pochodził z nie najlepszej rodziny, w której był poważny problem alkoholowy. Zanim został duchownym, ukończył studia z historii i prawa. W czasie studiów w Cambridge przeżył swoje nawrócenie, kiedy w czasie modlitwy z przyjacielem poczuł „obecność czegoś, czego wcześniej w jego życiu nie było”. Był tym wtedy wręcz zawstydzony, ale zaczął rozmawiać z przyjacielem o Ewangelii i jak sam mówi, „poznał obecność Boga”. Po studiach pracował w przemyśle naftowym. W 1989 roku poczuł powołanie i postanowił zostać księdzem. Początkowo jego podanie zostało odrzucone. Ostatecznie został wyświęcony i posługiwał w środowisku charyzmatycznym, modląc się językami. Kiedy dowiedział się o swojej nominacji na arcybiskupa Canterbury, uznał, że to jest żart i absurd – dopiero od niedawna był biskupem.
Jako arcybiskup przewodniczył uroczystościom odbywającym się na oczach całego świata: ślubowi księcia Harry’ego, pogrzebowi królowej Elżbiety, koronacji króla Karola. On sam uważany był za tego, który reprezentuje nowoczesne, otwarte i ewangeliczne myślenie w nurcie anglikańskim. Za jego kadencji w tymże Kościele wyświęcono pierwszą biskupkę i zaczęto udzielać błogosławieństwa związkom tej samej płci. W jednym z wywiadów mówił, że nie cierpi z powodu księży, którzy odchodzą z Kościoła anglikańskiego do Kościoła katolickiego. Mówił, że najważniejsze, że są nadal wiernymi uczniami Chrystusa.

Winny
To właśnie abp. Welby’ego raport Makina wymienia wprost, jako współwinnego tuszowania zbrodni Smytha. Welby znał go zresztą osobiście, bo w latach 70. był jednym z opiekunów grupy dzieci na organizowanym przez niego obozie.
Po publikacji raportu nie tylko media, ale również członkowie Generalnego Synodu Kościoła Anglii (władzy ustawodawczej, składającej się z trzech izb, wybieranych przez biskupów, pozostałych duchownych i świeckich) wezwali abp. Welby’ego do rezygnacji. Prymas początkowo oświadczył, że nie ma zamiaru rezygnować, jednak po kilku dniach presji ze strony osób skrzywdzonych i duchownych najpierw udał się na spotkanie do króla, a potem ogłosił swoją rezygnację. Mówił przy tym o wzięciu „osobistej i instytucjonalnej odpowiedzialności za długo utrzymywany spisek milczenia wobec haniebnych nadużyć Smytha”. Mówił o głębokim poczuciu wstydu z tego powodu, że przez wiele lat Kościół nie umiał właściwie chronić dzieci. Wreszcie wyraził nadzieję, że jego rezygnacja będzie znakiem, że Kościół Anglii rozumie potrzebę zmian i głęboko angażuje się w tworzenie bezpiecznej wspólnoty.
Oczywiste jest, że rezygnacja prymasa Anglii nie rozwiąże żadnego problemu. Jednak nawet jego przeciwnicy wyrażają się o niej z szacunkiem. Mówią, że to zachowanie honorowe i właściwe. Przy okazji podkreśla się również, że nie wolno traktować abp. Welby’ego jako kozła ofiarnego, którego poświęcenie zapewni bezpieczeństwo innym, popełniającym nadużycia hierarchom.

Zwierciadło
Sprawa dymisji abp. Welby’ego może wydawać nam się daleka, nie dotyczy wszak Kościoła katolickiego. Jest ona jednak zwierciadłem, w którym przeglądać się mogą wszystkie inne wspólnoty chrześcijańskie.
W tym zwierciadle przeglądać się mogą wszyscy hierarchowie. Nie tylko ci, którzy sami tuszują lub tuszowali jakiekolwiek przestępstwa, ale wszyscy, którzy o takim tuszowaniu się dowiadują. Na ile mają odwagę domagać się głośno dymisji? Czy nie stają po stronie kolegów, przekonując, że w zasadzie to nic nie jest pewne, on wcale nie chciał źle, wtedy były takie czasy?
Przed tym zwierciadłem zadawać można pytania o honor i sumienie. Na ile, mając świadomość uchybień – nawet popełnionych nieświadomie, w braku wiedzy – można upierać się, że nic złego się nie stało, że zawinili inni, że takie wtedy były czasy?
Przed tym zwierciadłem pytać można o odpowiedzialność. Na ile jest w stanie przewodzić wspólnocie wiernych człowiek, któremu stawiane są zarzuty? Na czym to przewodzenie polega, jeśli nie cieszy się on minimalnym zaufaniem? Komu w takim razie przewodzi? Czy rzeczywiście jest pasterzem, czy już tylko urzędnikiem, kurczowo trzymającym się swojego stołka? Czy ktoś, kto traci zaufanie we wspólnocie, nie traci jednocześnie moralnego mandatu do sprawowania władzy?
To pytanie również o odpowiedzialność za cały Kościół. Na ile tenże Kościół może być postrzegany przez mój pryzmat? Jaką jestem jego twarzą – ja, biskup, który tuszował przestępstwa? Jaką twarzą Kościoła jestem ja, biskup, który nie miał odwagi upomnieć błądzącego kolegi? Który nie miał odwagi powiedzieć: „Nie tego uczy Ewangelia”?
To pytania, z którymi Kościół w Polsce jeszcze nie ma odwagi się zmierzyć, choć kolejne sytuacje w kolejnych diecezjach pokazują, że na ich stawianie jest już najwyższy czas.

Odpowiedzialność i wstyd
Tym, co przebija z ostatnich wypowiedzi abp. Welby’ego, jest pokora. Choć do swojej dymisji został zmuszony naciskami ze strony współbraci, potrafił uznać swoją słabość i mówić w sposób, w którym nie ma gniewu, jest za to realny żal i wstyd. W swoim oświadczeniu napisał: „Jest dla mnie jasne, że muszę wziąć na siebie osobistą i instytucjonalną odpowiedzialność za długi i traumatyzujący okres między 2013 a 2024 rokiem. (…) Ostatnie dni odnowiły moje długotrwałe i głębokie poczucie wstydu z powodu historycznych zaniedbań w zakresie ochrony Kościoła anglikańskiego. Ustępując, czynię to w smutku, w związku ze wszystkimi ofiarami, które doznały nadużyć”.
Abp Welby zadeklarował również, że niezależnie od rezygnacji nadal będzie chciał spotkać się z ofiarami Johna Smytha.
Zwierciadło jest gotowe. Teraz pozostaje tylko odważnie w nie spojrzeć.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki