Życie mnisze rozpoczęło się na przełomie wieków III i IV w części basenu Morza Śródziemnego leżącej po jego stronie przeciwległej do południowej Galii (czyli obecnej Francji), ale dzięki funkcjonującej jeszcze dość sprawnie infrastrukturze wieści o św. Antonim Wielkim szybko dotarły do Galii. Pośrednikiem stał się św. Atanazy Wielki, a dokładnie napisany przez niego żywot pierwszego abby Egiptu. Czytelnikiem modelowym tego dzieła byli obcokrajowcy, nieznający kontekstu południowo-wschodniej części imperium, i jak widać po efektach, autor świetnie zrealizował swój zamysł. Jego hagiografia nie tylko zapoczątkowała ten właśnie gatunek, ale też stała się jednym z najbardziej poczytnych dzieł tamtego (i nie tylko) okresu.
Nic dziwnego, że często ją kopiowano i szybko trafiła do rąk biskupa Poitiers, św. Hilarego. Ten tak skutecznie się nim zainspirował, że swoją fascynację przekazał młodemu chrześcijaninowi, niedawno ochrzczonemu byłemu żołnierzowi. Tak docieramy do Marcina, wtedy jeszcze z Panonii, czyli terenów dzisiejszych Węgier.
Do tego momentu zapewne już każdy czytający uchwycił pewien powtarzający się tu motyw, mianowicie ten wyrażający się częstym powracaniem skrótu „św.”. Od dawna powtarzam, że świętość jest zaraźliwa i tu mamy jeden z dowodów na prawdziwość tego twierdzenia oraz wskazówkę, jak skutecznie na nią „zapaść” – istotne jest właściwe towarzystwo.
Wiek wielkich
Piszę tutaj o IV wieku, a więc nie tylko stuleciu, kiedy chrześcijaństwo stało się najpierw legalne, a potem oficjalną religią imperium (z krótką przerwą na panowanie Juliana Apostaty), ale też okresem, kiedy żyją tacy ludzie jak: Hieronim ze Strydonu, Jan Kasjan, Ambroży z Mediolanu, Augustyn z Hippony, Hilary z Poitiers – lista jest zdecydowanie dłuższa, a przecież jeszcze byli ci, którzy budowali Kościół i jego teologię we wschodniej części cesarstwa. Ważne miejsce zajmuje na niej także mnich z Ligugé, bo tak nazywała się pierwsza pustelnia Marcina, która szybko przestała być miejscem odludnym, tak wielu chciało, by razem z nim żyć jedynie na chwałę Boga. Nie znamy reguły, którą z pewnością opracowano dla tego miejsca, ale świętość jego przełożonego szybko stała się szeroko znana.
Ówczesna Akwitania to region jeszcze w miarę spokojny – barbarzyńcy atakują zza Renu i od strony Alp, więc to dość odległe tereny. Dlatego w południowej Galii może spokojnie rozwijać się życie duchowe i intelektualne. Kiedy patrzę na to z perspektywy historycznej, widzę działających wtedy świętych jako pszczoły, które skrzętnie gromadziły miód i inne zasoby na czas nadciągającego zniszczenia. Do tego wypracowywały struktury, które umożliwiły przetrwanie nie tylko chrześcijaństwa, ale także sporej części kultury klasycznej. Zresztą chrześcijaństwo nie tylko przetrwało – nastąpiła jego ekspansja i to dzięki temu, że było wyraźnie misyjne. Marcin jest tego dobrym przykładem.
Zdradliwe gęsi
Jego dobroć, szczerość wiary, umartwienia, ale zapewne i zdolności organizacyjne (w końcu to były wojskowy!) stały się na tyle szeroko znane, że kiedy w Tours zmarł biskup, wierni upatrzyli sobie na jego następcę właśnie pustelnika. Nie chciał się zgodzić, więc postanowili go porwać. Są dwie wersje wydarzeń, ale według mnie prawdziwsza jest ta, że usiłował się schować w zagrodzie z gęsiami. Te jednak najwyraźniej uznały żądania porywaczy za słuszne i głośnym gęganiem wydały nieszczęśnika w ich ręce. Nie wiedziały, co robią – liczba tych ptaków, która do dziś położyła głowę, by stać się pieczenią na 11 listopada, z pewnością już z nadwyżką odpłaciła za brak dyskrecji swoich przodkiń. A było trzymać dziób na kłódkę…
Misjonarz
Chrześcijaństwo w ówczesnym zachodnim cesarstwie było w dużej mierze religią elit i miast. Mieszkańcy wsi, z natury bardziej konserwatywni, pozostawali poganami. To właśnie najmocniej dotknęło nowego biskupa, a także ukształtowało jego posługę. Budował kościoły, zakładał nowe parafie, niszczył pogańskie miejsca kultu. Przede wszystkim zaś zamiast zasiadać na katedrze, wyruszył, by ewangelizować wioski. Miał współczujące serce (w końcu najbardziej znany jego gest to oddanie żebrakowi połowy płaszcza), dar czynienia cudów i zaplecze modlitewne w postaci kolejnego założonego przez siebie klasztoru, który też nie mógł narzekać na brak powołań.
Tu zresztą widać kolejną cechę tamtej epoki, żywo zresztą obecną także w Wyznaniach św. Augustyna. Żyjący w niej ludzie szukali radykalizmu, przeczucie nadciągających przemian i przesyt dobrami materialnymi oraz kulturowymi rodziły w nich nie do końca sprecyzowane dążenie do czegoś więcej, czegoś głębiej, czemu całkowicie będą mogli się oddać, a co nie zostawi ich na koniec z poczuciem pustki.
Taki kontekst sprawia, że przestaje dziwić także powstawanie kolejnych herezji i ruchów nimi inspirowanych. W południowej Galii były to silne wpływy arianizmu i z jego przedstawicielami Marcin jako biskup musiał się mierzyć. Przyjął interesującą postawę. Kiedy w Trewirze uczestniczył w sądzie nad grupą heretyków, był tym, który zdecydowany sprzeciw wobec ich nauczania łączył z żarliwą prośbą do władz świeckich, by nie karać ich w żaden okrutny sposób. Czynił to, co warto zaznaczyć, mimo że jeden z arian wcześniej biskupa Tours poważnie znieważył.
Święty zmarł w drodze – w 379 roku udał się do Candes-sur-Loire, by tam pośredniczyć w rozwiązaniu konfliktu wśród kleru. Wiek i przemęczenie sprawiły, że zapadł na ciężką chorobę. Przerażeni jego stanem wierni błagali, by jeszcze nie umierał, bo go potrzebują. Wtedy biskup, chociaż bardzo już cierpiał, odparł: „Wolę odejść do Pana, ale jeśli Jego wolą jest, bym dalej wam służył, będę to czynił”. Olbrzymia wolność, ale i równie wielka miłość do powierzonych mu ludzi.
Misja zza relikwiarza
Sława jego świętości była tak wielka, że na początku jego ciało skradziono. Ostatecznie jednak odnaleziono je i zostało złożone w Tours. Pierwotna drewniana kaplica z czasem została rozbudowana do pięknej gotyckiej katedry. Jednak najważniejsze są nie tyle przemiany architektoniczne tego miejsca, co jego znaczenie na duchowej mapie Europy. Bardzo szybko stało się jednym z czterech (obok Jerozolimy, Rzymu i Santiago de Compostela) głównych miejsc pielgrzymkowych. Tam szukała wewnętrznego umocnienia św. Genowefa z Paryża, tam też nawracali się królowie z rodu Merowingów, tam przybywali przed wyruszeniem w drogę święci misjonarze Europy. Kiedy Galię zalewały barbarzyńskie ludy, takie właśnie sanktuaria odgrywały rolę postawionych wysoko latarń, których światło pozostało punktem odniesienia w chaosie. Nie bez znaczenia były też klasztory założone przez Marcina, które podobnie jak te Benedyktowe, pozostały przestrzeniami rozwoju intelektualnego.
Biografię świętego z Tours znamy dzięki Sulpicjuszowi Sewerowi, który napisał żywot Marcina. Tworząc to dzieło, które zresztą zyskało niesłychaną popularność, inspirował się, jakżeby inaczej, dziełem św. Atanazego o św. Antonim. Kolejne pokolenia hagiografów zaś sięgały po wzorce do tak stworzonego żywotu akwitańskiego biskupa. Najwyraźniej nawet po śmierci dba on o przekazywanie dobrych wzorców.