Niebo albo piekło, dwa ostateczne stany, o których mówi Pismo Święte i nauczanie Kościoła. Oprócz tych dwóch wiecznych stanów po śmierci, istnieje również stan przejściowy, nazywany czyśćcem. Nauka o nim została sformułowana przez Kościół przede wszystkim na Soborze Florenckim oraz Soborze Trydenckim.
Konieczność oczyszczenia
W przeciwieństwie do objawień prywatnych, które bardzo często, aż nadto realistycznie malują nam czyśćcową rzeczywistość, Katechizm Kościoła katolickiego jest bardzo oszczędny w przedstawianiu nam tej pośmiertnej rzeczywistości. Mówi jedynie o konieczności oczyszczenia, aby „uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba” (KKK 1030). W naszym klasycznym i powszechnym rzymskokatolickim rozumieniu czyściec to uwalnianie się po śmierci od wszystkich konsekwencji i następstw grzechów, które częściej są rozumiane i przeżywane jako przekroczenie normy moralnej. Zgrzeszyłem, przekroczyłem prawo moralne, wobec tego czeka mnie kara i resocjalizacja. Jak nie tutaj na ziemi, to właśnie tam w czyśćcowych mękach po śmierci. Więzienie, kara, pokuta, spłata – nie są niczym przyjemnym w samym przeżywaniu tej rzeczywistości, jak również w odgórnym naszym nastawieniu. Nawet jeśli ma to czemuś lub komuś służyć, to przede wszystkim porządkowi społecznemu i zadośćuczynieniu cnocie sprawiedliwości. Wobec tego stan czyśćca może generować w nas podskórny lęk. Do tego jeszcze dodajmy plastyczne wizje cierpień czyśćcowych i oto stan, który de facto jest już rzeczywistością zbawionych, przyprawia nas o lęk i drżenie. Uważam, że taka wizja czyśćca jest ściśle związana z naszym postrzeganiem grzechu. Kościół rzymskokatolicki uformował się w świecie kultury prawniczej i w niej zaczął się na różnorakie sposoby wyrażać. Ma to oczywiście swoje dobre strony, jednak patrzenie jedynie przez pryzmat prawniczy spłyca wiele rzeczywistości.
I właśnie w taki sposób zaczęliśmy postrzegać grzech – jako przekroczenie normy prawnej. Nie jest to oczywiście błędne ujęcie, jednak nie jest to również ani całe, ani dominujące ujęcie.
Sprawiedliwy sędzia czy Boski lekarz?
Spróbujmy więc przyjrzeć się jednej z żywych i obecnych koncepcji przeżywania grzechu, którą spotkamy w Kościele prawosławnym, ale również we wschodnich Kościołach katolickich, i z niej namalujmy obraz czyśćcowej konieczności dla osiągnięcia pełni radości. Teolodzy prawosławni postrzegają grzech jako chorobę, która toczy ludzką egzystencję. Nazywają go również wielką raną czy duchową śmiercią, która powoduje utratę Bożego podobieństwa.
W związku z takim postrzeganiem grzechu również sakrament pokuty i pojednania nie jest postrzegany jedynie jako trybunał sądowniczy, lecz przede wszystkim jako lecznica dusz. W sakramencie tym spotykamy nie tyle miłosiernego i sprawiedliwego sędziego, ile boskiego lekarza, dobrego Samarytanina, który z troską opatruje nasze rany i leczy choroby.
Nie chodzi więc tylko o samo rozgrzeszenie, wyrok ułaskawiający, ale o uleczenie głębokich ran oraz uzdrowienie z choroby. Otwartym pozostaje pytanie, w którym momencie utraciliśmy ten leczniczy horyzont sakramentu spowiedzi, który bądź co bądź również przez Katechizm Kościoła katolickiego (nr 1421) zaliczany jest do sakramentów uzdrowienia. To, że w życiu Kościoła wizja grzechu jako choroby jest nieobecna, nie oznacza, że teologicznie jest to nieprawidłowe.
Z doświadczenia wiemy, czym jest choroba w naszym życiu. Wiemy również, że choroba chorobie nierówna. Z przeziębienia wyjdziemy po kilku dniach, infekcje i grypy męczą nas znacznie dłużej. Są również choroby przewlekłe, które domagają się długotrwałej terapii, oraz nagłe wypadki, po których bez cierpliwej rekonwalescencji się nie obejdzie. Dotykają nas również takie schorzenia, w których leczenie jest konieczne do tego, aby w ogóle żyć. I tak samo może być z grzechami. Niektóre dopadają nas na chwilę. Z innymi zmagamy się znacznie dłużej. Jedne są niczym sezonowe przeziębienie, a inne są nagłym wypadkiem, po którym przychodzi nam przez długi okres dochodzić do siebie. Zapewne nosimy w pamięci również takie grzechy, które przeminęły bezpowrotnie jak dziecięca ospa, ale również mogą nam się przytrafić takie grzechy, z którymi walczymy przez całe życie, a sakramenty są tą rzeczywistością, która utrzymuje nas przy życiu.
Pomimo że Kościół prawosławny nie przyjmuje nauczania o czyśćcu, to jednak będzie całkowicie uprawnionym użycie alegorii choroby na katolickim gruncie mówienia o rzeczywistości czyśćcowej. Jeśli nie bolesna i sprawiedliwa kara, która ma nas oczyścić z grzechowych skutków, to co? Rehabilitacja?!
Czyściec jak OIOM
Wyobraź sobie, że po trudach i zmaganiach tego życia trafiasz do miejsca, które w twoim świecie jest znane jako oddział intensywnej opieki medycznej. Dostrzegasz wokół siebie całą specjalistyczną aparaturę. Czujesz potworny ból, a środki przeciwbólowe nie pomagają. Ręce masz usztywnione w gipsie, nogi również. Jesteś bezradny i bezbronny. Również niewiele widzisz, obraz bowiem posiadasz zamazany, a do uszu docierają przytłumione dźwięki. Wokół ciebie krząta się personel medyczny. Otrzymujesz kolejne kroplówki oraz doświadczasz specjalistycznych zabiegów. Pomimo bólu spowodowanego obrażeniami czujesz się jednak bezpiecznie. Jesteś również otoczony bardzo dobrą opieką i równie dobrze traktowany. Po jakimś czasie w pełni odzyskujesz słuch oraz wzrok. Przychodzą wówczas do ciebie lekarz wraz z pielęgniarką. Dowiadujesz się, że trzeba było połamać ci wszystkie kończyny, aby na nowo je poskładać. Lekarz bardzo delikatnie zwraca uwagę, że chyba nie korzystałeś z nich we właściwy sposób. Pielęgniarka z czułą estymą dopowiada, że rehabilitacja będzie długa i bolesna, ponieważ będziesz musiał na nowo nauczyć się korzystać z kończyn we właściwy sobie sposób. Otrzymujesz jednak od lekarza zapewnienie, że wszyscy w zespole są tu po to, aby ci pomóc, i mają nadzieję, że wkrótce będziesz mógł wyjść ze szpitala, ciesząc się swobodą i wolnością. Rehabilitacja postępuje, a ty z dnia na dzień coraz bardziej odzyskujesz swobodę i wolność.
Oczywiście, mam świadomość, że jest to jedynie poetycki obraz. Jeśli jednak spojrzymy na grzech jak na chorobę, która niszczyła nasze doczesne życie, to czy nie możemy również spojrzeć na rzeczywistość czyśćca jak na oddział intensywnej terapii, na którym dochodzimy do zdrowia po zmaganiach życia? Skoro Kościół jest szpitalem polowym – jak mówi papież Franciszek – to czy czyściec nie może być szpitalem klinicznym?
Doskonale wiemy, że choroba i zdrowienie do najprzyjemniejszych nie należą. Jest to nieraz bolesny i wymagający proces. Czy jednak go z nadzieją i ochotą nie podejmujemy, aby dojść do celu, jakim jest cieszenie się pełnią zdrowia? Czyściec nie jest miejscem, które Bóg stworzył po to, by dusze doznawały tam udręk przed wejściem do wiecznego szczęścia. W Piśmie Świętym nie ma mowy o takim miejscu, bo ono nie istnieje. W Katechizmie znajdujemy jedynie ogólne pouczenie, że „Tradycja Kościoła, opierając się na niektórych tekstach Pisma Świętego, mówi o ogniu oczyszczającym” (KKK 1031). Ogień, który oczyszcza, tak jak paląca chemioterapia oczyszcza człowieka z nowotworowych komórek. Ogień, który ostatecznie jest lekarstwem i terapią, która uzdrawia i leczy, uzdatniając człowieka do życia w pełni wolności i miłości, do którego jest przeznaczony.
Modlitwa za dusze czyśćcowe
Na koniec kwestia naszej ziemskiej pomocy kierowanej wobec dusz czyśćcowych, do której Kościół nas zachęca. Udzielać możemy im pomocy przez modlitwę, posty, dobre czyny, a przede wszystkim przez sprawowanie Najświętszej Ofiary i przystępowanie do Komunii św. (Por. KKK 1032). Jaki to ma sens? Taki sam jak nasze odwiedziny bliskich w szpitalu podczas ich ciężkich chorób. Nasza obecność przynosi im ulgę i wspomaga leczenie. Wiara w obcowanie świętych dopuszcza nas do uczestnictwa w tym leczniczym procesie dokonującym się w czyśćcu, który niewątpliwie jest stanem ludzi świętych, czyli po prostu zbawionych. Być może jeszcze pokiereszowanych przez życie, ale w pełni przeznaczonych do uczty niebiańskiej z Boskim Lekarzem.