Wiadomość o tym, że abbé Pierre, słynny w świecie opiekun ubogich, dopuszczał się molestowania seksualnego swoich współpracowniczek, zszokowała wiele osób. Zapewne nie tylko tych, którzy znali tę emblematyczną postać francuskiego Kościoła. Ale wstrząsające jest to, że o. Piotr to kolejny już znany lider katolicki, który dopuścił się takich czynów. Lista się wydłuża: ostatnio potwierdzono prawdziwość oskarżeń wobec o. Pierre-Marie Delfieux, założyciela Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich. A wcześniej byli przecież o. Marie-Dominique Philippe, założyciel Wspólnoty św. Jana, czy Jean Vanier, współtwórca Arki.
To, że wykorzystywania seksualnego dopuszczają się liderzy różnych katolickich wspólnot (najczęściej są to duchowni) jest naprawdę trudne do pojęcia. Można je jednak racjonalnie wyjaśnić. Zacznijmy od tego, że w powyższych przypadkach nie chodzi o pedofilię: ofiarami molestowania były (z małymi wyjątkami) dorosłe już kobiety. Chodzi więc o symptom „bezbronnych dorosłych”, które to zjawisko jest rozpoznawane i definiowane coraz lepiej, także w Polsce. Owa bezbronność jednak nie musi wynikać z niedoboru – intelektualnego, psychicznego czy fizycznego. Jak zaznacza o. Tomasz Franc OP w arcyważnej książce Bezbronni dorośli w Kościele (rozmówczynią dominikanina jest Magdalena Dobrzyniak), to definicja niewystarczająca. „Bezbronność bierze się z czyjejś władzy i z zależności, która w Kościele, na poziomie duchowym, zawsze jest relacją nierównorzędną” – wyjaśnia zakonnik.
Niestety, ten problem dopiero zaczyna być rozpoznawany i uświadamiany, także w Polsce. Niestety, bo gdyby nie to, być może przynajmniej część kobiet nie wpadłaby w sidła byłego już dominikanina Pawła M., który realizując swoje seksualne zamiary, poddawał kobiety przemocy psychicznej i fizycznej. O sprawie było głośno kilka lat temu, ale jest ona wciąż aktualna, bo zapewne i dziś nie brakuje osobników, którzy sprzeniewierzając się duszpasterskiemu powołaniu, w perfidny sposób wykorzystują pozycję duchowego autorytetu i osoby szczególnego zaufania.
Zastanawiając się nad puchnącą listą katolickich liderów uwikłanych w wykorzystywanie seksualne kobiet, pomyślałem też o synodzie i dokumencie roboczym przygotowanym na październikowe spotkanie w Rzymie, wieńczące to wydarzenie. W tekście powraca się do kwestii kobiet w Kościele oraz konieczności dokonania przemiany mentalnej – z „nawróceniem na wizję relacyjności, współzależności i wzajemności między kobietami i mężczyznami, którzy są siostrami i braćmi w Chrystusie, w perspektywie wspólnej misji”. Otóż, wydaje mi się, że gdyby kobiety miały owo poczucie wzajemności, a więc dobrze rozumianego partnerstwa i równości, czułyby się w Kościele pewniej, bardziej podmiotowo i co za tym idzie, trudniej byłoby je wykorzystywać – także seksualnie. Być może nie mam tu racji, ale intuicja podpowiada mi, że coś (a nawet więcej) jest na rzeczy. Ktoś tę podmiotowość kobietom odebrał lub też mocno ją nadwyrężył. Czy synod to odmieni? A jeśli nie synod, to kto lub co?