Sceny jak z gangsterskiego filmu. Podejrzany wychodzi z aresztu dzięki kruczkom prawnym, zasłaniając się wątpliwym immunitetem. Na stróży prawa spada lawina krytyki, publiczność jest rozczarowana. To nie jest koniec filmu. „Prokuratura dobrze wykonała swoją robotę, gromadząc rzetelne dowody. A więc: co się odwlecze, to nie uciecze” – tak Donald Tusk skomentował porażkę prokuratury z zamykaniem do aresztu posła Suwerennej Polski Marcina Romanowskiego.
Wcześniej premier Tusk wiele razy wskazywał na platformie X (dawniej Twitter) konkretnie zadania prokuratury i konkretne osoby, które powinny być przesłuchane, zamknięte czy postawione przed sądem. Zarazem cały czas słyszymy, że zmiany w wymiarze sprawiedliwości polegają na jego „odpolitycznieniu”. Nie będę twierdził, że obecny rząd jest pierwszym, który próbuje ręcznie sterować śledztwami. Ale żaden wcześniejszy nie przyznawał się do tego tak otwarcie.
Co nie przeszkadzało nowemu szefowi Prokuratury Krajowej Dariuszowi Kornelukowi zapewniać dziennikarzy po tej porażce, że żaden polityk nie stoi za jakimkolwiek śledztwem prowadzonym przez jego podwładnych. Skądinąd jako mocodawca prokuratorów występuje także Roman Giertych, poseł KO. Kiedy Romanowskiego wypuszczono, żalił się, że idzie na marne jego wielogodzinna praca z prokuratorami. Prawda. Giertych występuje jako adwokat Tomasza Mraza, ma więc coś wspólnego ze śledztwem w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. To zeznania Mraza pozwoliły rozpętać aferę. Nie sądzę jednak, aby rolą adwokata była „wielogodzinna praca z prokuratorami”.
Dodajmy, że sam Giertych jest podejrzanym w innym śledztwie prowadzonym przez lubelską prokuraturę. To znaczy jest potencjalnym podejrzanym, bo od miesięcy nie reaguje na wezwania i w tejże prokuraturze się nie stawia. Tymczasem chór polityków KO kibicujących kolejnym aresztowaniom ludzi kojarzonych z PiS powtarza jak mantrę, że wszyscy są równi wobec prawa.
To smutny obraz, co nie przeszkadza mu być równocześnie obrazem humorystycznym. Giertych najpierw ogłaszał na platformie X, że Romanowskiego nie chroni żaden immunitet. Potem, kiedy sąd polityka prawicy zwolnił, uznając, że jest on jednak chroniony członkostwem w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, poseł i mecenas w jednej osobie gwałtownie zmienił zdanie. Oskarżył prokuratorów o karygodne brakoróbstwo. Potem zmienił zdanie raz jeszcze. Uznał za „Gazetą Wyborczą”, że ktoś wprowadził przewodniczącego Zgromadzenia w błąd, więc prokuratorzy są niewinni. Tak w Polsce wygląda zabawa w sprawiedliwość.
Częścią tej „zabawy” jest również to, co wygadują ludzie obozu rządzącego o samym immunitecie. Dla Tuska jest on „wątpliwy”. Prokurator Korneluk przekonywał, że zna się lepiej na zakresie tego immunitetu niż kierownictwo Zgromadzenia. Blogerka Kataryna porównała całe to prześwietne grono do gangu Olsena. O tym, czy immunitet obowiązuje, czy nie, miały decydować dwie prawne ekspertyzy. Za każdą resort sprawiedliwości zapłacił po 5 tysięcy złotych.
Brzmi to zabawnie, a jednak nie jest mi do śmiechu. Kataryna zauważyła, że teraz operatywnemu adwokatowi Romanowskiego Bartoszowi Lewandowskiego wystarczy przekopiować wpisy polityków orzekających w necie o słuszności tego śledztwa. Będzie to dowód, że cała sprawa jest przez nich skręcona. Pierwszy będzie twitt premiera Tuska. A żeby całkiem przestać się śmiać, przypomnę, że posła uratował immunitet. Za to ksiądz Michał Olszewski i dwie urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości siedzą od miesięcy i nie widać końca ich męki. Przez sieci politycznego do bólu wymiaru sprawiedliwości najtrudniej się przebić zwykłym ludziom.