Logo Przewdonik Katolicki

Docenić „niewiele”

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska

Zbierzcie pozostałe ułomki - J 6, 1–15

To Jezus jako pierwszy zauważył i nazwał problem: ludzie są głodni, trzeba ich nakarmić. Pytając Filipa, gdzie kupić chleb, wiedział doskonale, że uczniowie nie mają tylu pieniędzy, by zaspokoić głód tysięcy podążających za nimi słuchaczy. Wystawił go na próbę, ale to nie znaczy, że sobie z niego kpił. Przeciwnie. Jezus chciał, by Jego uczniowie zastanowili się nad swoimi zasobami, uświadomili sobie, ile posiadają i co mogą z tym zrobić. Chciał, by pomyśleli o tym, jak wielkie są potrzeby, i zaczęli szukać sposobów na to, jak im zaradzić. Po co? Nikt z nich nie był przecież cudotwórcą, żaden nie miał też tylu bogactw, by kupić pożywienie dla tak wielkich tłumów. Uczniowie w gruncie rzeczy byli po ludzku bezradni wobec problemu, który przed nimi stanął. Przejęli się nim, bo czuli odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo ludzi, którzy szli za Jezusem. Dwieście denarów, pięć jęczmiennych chlebków i dwie ryby nie mogły zaspokoić potrzeb zgromadzonego tłumu.
Nie jest rzeczą łatwą ujawniać własne braki i wynikającą z nich bezradność. Ludzie wolą pokazywać swoją niezależność, przebojowość, wytrwałe dążenie do sukcesu. Taka postawa wkrada się niestety także w nasze życie duchowe i wspólnotowe. Jak trudno nam otwarcie powiedzieć: niewiele mam, nie potrafię temu zaradzić, nie jestem wystarczająco kompetentny, mądry, silny, by rozwiązać problemy, wskazać drogę, wyjść z kryzysu czy duchowej zapaści.
Są dwie pokusy, które rodzą się w takiej sytuacji. Pierwsza to poddanie się rezygnacji. Nie mamy chleba? Trudno, niech głodują! Borykamy się z problemami? Trudno, widać takie czasy nastały dla Kościoła, może więc lepiej odejść, zdystansować się, zrezygnować z prób zaradzenia kryzysom, które potęgują duchowy głód ludzi i skazują ich na cierpienie. Łatwo wtedy usprawiedliwić własną inercję. „A co ja mam zrobić? Nie mam wpływu na to, co się dzieje!” – mówi wielu dystansujących się, wytykających zło, pogubionych i sfrustrowanych. Zatrzymali się oni na etapie dostrzegania braków i swojej bezsilności. Sparaliżowała ich niemoc. Nie są w stanie podjąć żadnych działań.
Druga pokusa to nieracjonalna wiara we własne możliwości i zasoby. Wprawdzie dostrzegamy podstawowy brak, wyliczamy, że mamy zbyt mało, by nakarmić tłumy, ale próbujemy na własną rękę i starymi sposobami szukać rozwiązań problemu, co prowadzi tylko do jego spotęgowania. Można to nazwać zuchwałością lub pychą. Zawsze jest to jednak przede wszystkim działanie szkodliwe i niebezpieczne, które jeszcze bardziej pogrąża w kryzysie, zamiast z niego wydobywać.
Co na to wszystko Jezus? Odmawia dziękczynienie i rozdaje chleb potrzebującym. Pan uczy nas, że nikt z nas nie ma wystarczająco wiele, by zaradzić wszystkim biedom, ale warto docenić to „niewiele”, wziąć swoje braki i oddać w Jego ręce. Warto być wdzięcznym za nawet najmniejsze dobro, jakim dysponujemy, i z zaufaniem zanieść je Jezusowi, bo On będzie wiedział, co z tym maleńkim dobrem zrobić, jak je pomnożyć, jak sprawić, by zadziałało. Czasem wszystkim, co mamy, jest zaufanie do Niego. Jeśli zaprosimy Jezusa i dopuścimy Go do tego, co w nas jest brakiem, poczuciem bezsiły, pustką i rozczarowaniem, On sobie z tym poradzi.
Jezus uczy nas jeszcze jednego. Gdy mówi „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło”, wykazuje troskę o nawet najmniejsze okruchy dobra, często przez nas lekceważone i niedoceniane. Okazuje się, że nasza zwykła bezinteresowność, dobroć serca, skromne gesty serdeczności, choć spektakularnie nie zmieniają świata, mają sens. Zebrane razem są tym „niewiele”, które stanowi wielki potencjał dobra.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki