Jedzenie tak bardzo zaprzątało ich myśli, że niektórzy nawet w króciutkich liścikach do rodziców pisali o potrawach. Także po uratowaniu prosili o zwykłe dania, takie, jakie jedli w domu. Głodny człowiek niechętnie skupia myśli na czym innym niż pożywienie.
Jezus nie lekceważy ludzkich potrzeb, tych oczywistych. Wie, że człowiek musi jeść, aby normalnie funkcjonować. Widząc rzesze wokół, czuje się odpowiedzialny za ich los, także w wymiarze doczesnym.
Czy Jezus chciał, aby uczniowie w miarę swoich możliwości pomogli Mu rozwiązać problem wyżywienia tysięcy słuchaczy? Tak zdaje się sugerować w pytaniu, które skierował do Filipa. Niewykluczone przecież, że apostołowie już się kiedyś zajmowali aprowizacją tłumów.
Jednak nie o to chodziło. Wśród zgromadzonych był chłopiec gotów oddać całe swoje zapasy na potrzeby innych. Nie wiadomo, kim był, ale można powiedzieć, że to dzięki jego hojności doszło do cudu. Jezus sprawił, że kilka chlebów, które ofiarował, przezwyciężając egoizm, zaspokoiło głód tysięcy ludzi.
Chrześcijanie nie mają wątpliwości, że znak nakarmienia wielkich tłumów kilkoma chlebami to zapowiedź Eucharystii. Jej się nie da kupić. Jest darem. Jezus ofiaruje samego siebie, pozwala na nieustanny cud rozmnożenia Jego Ciała i rozdzielania Go między wszystkich, którzy przychodzą słuchać słowa Bożego. „To nie pokarm eucharystyczny przemienia się w nas, ale my w sposób tajemniczy jesteśmy w niego przemienieni” – napisał papież Benedykt XVI. To też rozmnożenie.