Logo Przewdonik Katolicki

Nowy rozdział w relacjach Kościoła i państwa

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Władza złożona w większości z ludzi, którzy do Kościoła mają stosunek co najmniej dystansu, to szczególny prezent na Boże Narodzenie dla polskich katolików

Strony Koalicji potwierdzają, że niezbędny jest rozdział Kościoła od Państwa, oparty na zasadach wzajemnej niezależności oraz bezstronności państwa w sprawach przekonań religijnych i światopoglądowych”. To punkt w umowie koalicyjnej partii popierających rząd Donalda Tuska.
Nie ma tu wielu zapisów, jakimi sypały partie antypisowskiej opozycji. Od likwidacji Funduszu Kościelnego po restrykcje, jakim miałaby być poddana szkolna katecheza. A zarazem chodziło o użycie słowa „rozdział”, użytego notabene w konstytucji PRL. Ono ma podkreślać, że co najmniej przez ostatnie osiem lat było z tym źle. Choć na inaugurację nowego parlamentu dostojników kościelnych jednak zaproszono. Ostatni raz?
Jak opisuje wzajemne relacje obecna konstytucja? Napisana zresztą pod przemożnym wpływem SLD. „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Stosunki między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego”.
Podział więc był, ale przyjazny. A teraz? Wiceministrem kultury zostaje posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus. Przed trzema laty wtargnęła do kościoła w Toruniu podczas Mszy wykrzykiwać proaborcyjne hasła i machać transparentem. Była sądzona z tego samego paragrafu, z jakiego chce się stawiać przed sądem posła Konfederacji Grzegorza Brauna: „zakłócania praktyk religijnych”. Ale ją uwolniono. Braun ma być karany, słusznie, ale ona doczekała się nagrody.
W centrum zainteresowania nowej władzy znalazła się szkolna katecheza. Mówi się o usuwaniu ocen ze świadectw, o możliwości jej nauczania tylko na pierwszej i ostatniej lekcji. Czy to drugie rozwiązanie byłoby przejawem bezstronności państwa? To ewidentna zachęta dla młodych ludzi, aby przychodzili później albo wychodzili wcześniej. Prawda, że trafia ona w kryzys lekcji religii w szkołach, w sporej części samorzutny. Ale przypomnę, że podobne regulacje wprowadzały władze nazistowskich Niemiec i PRL, do usunięcia katechezy ze szkół w roku 1962. Nie porównuję tamtej władzy i obecnej. Ale nie był to wyraz sympatii do religii, to oczywiste.
Powraca zresztą coraz natrętniej postulat Lewicy: odesłania katechetów na powrót do salek w parafiach. Czasem pojawiają się jako uzasadnienie dla niego opinie, że przecież lekcja religii między matematyką i geografią pozbawia ją sacrum. W teorii to temat do ciekawej dyskusji. Może w roku 1991 warto się było z wprowadzaniem szkolnej katechezy wstrzymać. Niemniej przez lata, kiedy katecheza w szkole nie budziła większych oporów, Kościół wybierał skuteczność ponad subtelne rozterki. Frekwencja na tych lekcjach była większa niż w PRL-u.
Dziś, w dobie erozji zainteresowania tymi lekcjami, żądanie, aby ci, co się ich trzymają, szukali dodatkowej drogi do parafii, na pewno nie służy ułatwianiu życia katolikom. Przedstawianie tego jako aktu życzliwości wobec Kościoła to absurd. Skądinąd często padają zresztą uzasadnienia mniej życzliwe w tonie. Religia staje się dla części elit jakimś zabobonem, wstrętną naroślą, której trzeba się pozbyć z życia społecznego.
Władza złożona w większości z ludzi, którzy do Kościoła mają stosunek co najmniej dystansu, to szczególny prezent na Boże Narodzenie dla polskich katolików. Ale też ciekawe wyzwanie. Nie udawajmy tylko, w imię świętego spokoju, że tak nie jest.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki