W sposób oczywisty projekt odwołuje się do 25. artykułu konstytucji, który definiuje relacje państwa do Kościołów i związków wyznaniowych. Mowa jest w nim o pięciu naczelnych zasadach, które mają te relacje kształtować. Są one tak sformułowane, aby można było powiedzieć o istniejącym w Polsce rozdziale państwa i Kościoła, ale przy zachowaniu przyjaznej między nimi relacji. Takie rozstrzygnięcie uznano za stosowne po upadku w Polsce komunizmu i było ono rzeczywiście osiągnięciem dla obu stron bardzo korzystnym. Stąd bardzo precyzyjne i głęboko przemyślane sformułowania, które w zamierzeniu ich twórców zrywały z ideologicznymi uprzedzeniami władzy komunistycznej wobec środowisk religijnych. W sposób oczywisty zasady te stały się też wyrazem troski o dobro wspólne, które w tak ukształtowanym kulturowo i religijnie kraju jak nasz wymaga niekonfliktowego współdziałania państwa i Kościoła.
Ścisły rozdział
Obowiązujące dzisiaj prawo mówi więc o równouprawnieniu, bezstronności, autonomii, niezależności i współdziałaniu tych instytucji. I wydawało się, że to prawne ustawienie tworzy sytuację wręcz idealną. Szczególnie w kontekście innych państw europejskich, w których wzajemna zależność państwa i Kościoła jest albo idąca za daleko, jak to ma miejsce na przykład w Danii, gdzie Kościół jest narodowy, albo zbyt rozdzielająca, jak to ma miejsce na przykład w laickiej Francji. Niejako ustawienie środkowe, które proponuje Polska, gwarantuje relacje przyjazne, bez niebezpiecznej zażyłości. Zdaniem twórców Inicjatywy sformułowania te nie gwarantują jednak świeckości państwa. Za konieczne uznali więc „dopisanie” dwóch kolejnych: „państwo świeckie” oraz „ścisły rozdział”, co jest de facto żądaniem, aby w Polsce dokonał się głębszy niż dotychczas rozdział Kościoła i państwa. Efektem nowych zapisów ma być na początek realizacja trzech postulatów.
Religia w szkole
Pierwszy dotyczy zaprzestania finansowania lekcji religii ze środków publicznych. Głosy polemiczne wobec projektu powołują się na skojarzenia z czasów PRL-u. Bo właśnie wtedy religia była stopniowo usuwana z polskich szkół, a w 1961 r. dokonano tego w sposób definitywny. Sytuacja została naprawiona dopiero po upadku komunizmu. Dzisiaj gwarantem obecności religii w szkole jest ustawa o systemie oświaty, która jest zgodna z zapisami konstytucji, jak i konkordat. Pytanie o obecność religii w szkole jest stawiane również w kontekście wzrastającej liczby uczniów, którzy z niej rezygnują. Choć dane na ten temat nie są spójne. Jedna z informacji donosi, że w latach 2014–2015 87 proc. rodziców zapisało swoje dzieci na lekcje religii w szkołach. Jej dopełnieniem jest jednak dokument Rady Społecznej przy Biskupie Płockim, z którego wyłania się malejąca liczba uczniów uczestniczących w katechezie szkolnej: spadek z 89 proc. w 2013 do 75 proc. w 2016. W samej tylko Łodzi w ciągu trzech lat (2015–2018) z lekcji religii zrezygnowało blisko 26 tys. uczniów. Nie sposób nie zauważyć również wyników sondażu opublikowanego przez „Rzeczpospolitą” (12 stycznia 2019). Na pytanie: „Czy lekcje religii finansować z budżetu państwa?” ponad połowa (56 proc.) udzieliła negatywnej odpowiedzi, 28 proc. deklarowało chęć przeznaczenia na ten cel środków publicznych, zaś pozostałe 16 proc. nie zajęło jednoznacznego stanowiska. W dyskusji z Inicjatywą nie da się zaprzeczyć tym faktom. Wielu uczniów błąka się po korytarzach, gdy inni są na lekcjach religii. Bywają szkoły, w których uczniowie niechodzący na religię nie mieszczą się w świetlicy. Tutaj nie możemy się obrażać, że ktoś taki problem zauważył, ale szukać praktycznych rozwiązań, które pozwolą uniknąć podobnych sytuacji. Po stronie zwolenników Inicjatywy podnoszone są również głosy, że proponowane przez nią zmiany mają wzmocnić światopoglądową neutralność w szkole. Odpowiadając na ten ostatni zarzut, należy więc nie tylko odwoływać się do prawnie zagwarantowanej obecności religii w szkole, ale także, a może przede wszystkim, wykazać jej realną wychowawczą wartość. Trzeba też umieć pokazać, że religia w szkole nie narusza bezstronności światopoglądowej w oświacie. Bo postulat neutralności w praktyce wcale nie musi oznaczać zachowania konstytucyjnej bezstronności, ale być sposobem propagowania w szkole jednego obowiązującego światopoglądu, jakim będzie ateizm. A to już nie będzie ani bezstronność, ani zamierzona neutralność.
Fundusz kościelny
Drugi postulat chce likwidacji Funduszu Kościelnego. Chciałbym więc przypomnieć kilka faktów. Obecnie Fundusz działa nie tylko na rzecz Kościoła rzymskokatolickiego, ale także dla innych 165 Kościołów i związków wyznaniowych, a więc tych wszystkich, które posiadają uregulowany status prawny w Polsce. Racją, dla której powstał Fundusz, była rekompensata za straty poniesione z powodu przejęcia przez państwo w 1950 r. dóbr kościelnych, nazywanych tradycyjnie dobrami martwej ręki. Ponieważ ta kradzież nie została nigdy zinwentaryzowana, nie sposób jest oszacować uzyskanych stąd dochodów państwa. Fundusz utrzymywany jest z więc z budżetu państwa i finansuje, w części lub w całości, składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne duchownych, działalność charytatywną, edukacyjną i wychowawczą Kościoła oraz renowację zabytków. Trzeci postulat chce powołania jednej wspólnej komisji zrzeszającej przedstawicieli rządu, Kościołów i związków wyznaniowych. Nowością jest również włączenie w jej skład przedstawicieli organizacji ateistycznych i agnostycznych. Obecnie istnieją dwa zespoły i cztery komisje rządowo-kościelne.
Postscriptum
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż przedstawiony projekt ustawy, opracowany w środowisku opozycji pozaparlamentarnej, skończy swój żywot w przestrzeni medialnej. Arytmetyka parlamentarna mówi tu za siebie. Ponadto tegoroczny kalendarz wyborczy wydaje się naturalnym uzasadnieniem dla podobnych politycznych inicjatyw. Czy chodzi zatem o stworzenie koniecznego ideowego wyróżnika na mapie partyjnych formacji, a przy tym wciągnięcie do bieżącego sporu także relacji Kościół–państwo? Wielce prawdopodobne. Chciałbym jednak do tego dopisać także postscriptum, a dotyczy ono Kościoła już nie w roli indagowanego przez „innych” polemisty, ale świadomej swoich celów wspólnoty wierzących. Może na kanwie formułowanych „podejrzeń” warto skorzystać z okazji celem podjęcia głębszej debaty. Głębszej, bo motywowanej troską o ewangeliczną wiarygodność Kościoła.
Sprawą tyleż drażliwą, a przy tym też domagającą się rychłego rozwiązania pozostaje węzeł finansowy i rosnące oczekiwania co do transparentności Kościoła w tej dziedzinie. Czy likwidacja Funduszu Kościelnego go rozwiąże? Trudno o jednoznacznie pozytywną odpowiedź. Jedno zaś wydaje się poza dyskusją: konieczne jest zwiększenie jawności wydatków, nie tylko z poziomu publikowanych z mocy prawa rozliczeń stowarzyszeń czy fundacji, ale też lokalnych grup czy wspólnot. I wreszcie zamiana wielu komisji na jedną z udziałem nowych jej członków, agnostyków i ateistów. Zostawiając innym dyskusję nad zasadnością podobnych rozwiązań, choćby pod kątem efektywności prac, zwraca uwagę stale rosnąca liczba osób deklarujących własną niewiarę bądź ku niewierze zmierzających. Czy można nie dostrzegać zarówno zjawiska, jak i osób coraz częściej odcinających korzenie od własnej tradycji religijnej?
Między prawem a literą
To tylko niektóre z wyzwań „podarowanych” Kościołowi w Polsce przy okazji uściślania rozdziału między nim a państwem. I za odpowiedź nie wystarczy już tylko cytowanie art. 25 konstytucji. W ogłoszonej jako dokument programowy encyklice Redemptor hominis Jan Paweł II, w toku rozważań nad prawami człowieka, wskazał na dramatyczny rozdźwięk pomiędzy uznaniem dla «litery» prawa, przy jednoczesnym deprecjonowaniu jego «ducha». Przychodzi na myśl to rozróżnienie w kontekście dyskusji na temat wspomnianego rozdziału Kościoła i państwa. Czy akceptacja «litery» konstytucyjnych przepisów oznacza zarazem realizację ich «ducha»? Czy absolutnie bezpodstawne są obawy „stojących na zewnątrz” i zarzucających «tym z Kościoła», że oddalają się od tej realizacji? Na ile obowiązującym kanonem w ocenie zjawisk społeczno-politycznych jest wśród katolików ponadpartyjna bezstronność? Jak dalece można przesuwać granicę różnicującą politykę–troskę o dobro wspólne a zaangażowanie polityczne niektórych duchownych udzielających wsparcia konkretnym formacjom partyjnym?
Kościół ewangelicznie wiarygodny
Właściwy charakter realizowanego w praktyce postulatu rozdziału Kościoła od państwa jest jedną z form odpowiedzi na pytanie o tożsamość Kościoła w świecie, jego misję i stosowane do jej realizacji środki. Jednym z nich jest demokratyczne państwo prawa, gdzie zasada przywoływanego rozdziału stanowi konstrukcyjny filar. W ten sposób Rzeczpospolita Polska przedstawia się swoim obywatelom w art. 2 konstytucji. Tym, co niewątpliwie służy rozwojowi tej koncepcji, jest poszanowanie zasad demokracji, do przestrzegania których wezwani są wszyscy. Czy ostatnie lata nie dostarczyły jednak zbyt wielu argumentów sugerujących «literalny» tylko rozdział Kościoła i państwa? Czy «duch» tego rozdziału wciąż wieje „kędy chce”, czy raczej z pominięciem tych zakamarków, gdzie do głosu dochodzą doraźne interesy różnej maści parweniuszy?