Czy może istnieć szkoła aksjologicznie sterylna? Przedstawiciele ugrupowań, które najprawdopodobniej obejmą rządy w Polsce, zdają się uważać, że tak. Ziszczenia się zapowiedzi o świeckiej szkole i wyprowadzeniu religii ze szkół boję się bardziej aniżeli innych wypowiadanych z rewolucyjnym zapałem deklaracji o zliberalizowaniu przepisów aborcyjnych. Owszem, trudno zapomnieć o niechlubnych słowach Donalda Tuska, że nie wpuści na listy wyborcze Koalicji Obywatelskiej nikogo, kto nie jest zwolennikiem przerywania ciąży do 12. tygodnia, ale prawne usankcjonowanie takiego zapisu długo jeszcze nie będzie w Polsce możliwe (ale być może jestem naiwny).
Przedstawiciele nowej parlamentarnej większości przekonują, że niezbędnym warunkiem budowy nowego, wspaniałego świata, musi być eliminacja religii ze szkół. Zastanawiam się, jak heroldzi nowego porządku wyobrażają sobie proces edukacji, który de facto amputuje cały obszar ludzkiego życia, jakim jest sprawa indywidualnej odpowiedzialności za swoje czyny i związanego z tym fundamentalnego pytania o dobro i zło? Przecież edukacja, zgodnie ze swoją definicją, obejmuje zarówno kształcenie, jak i wychowanie oraz wpływa – a przynajmniej powinna – na postawy, decyzje, wybory człowieka na przestrzeni całego życia. A jednak, w imię zemsty na PiS i „zbratanym” z nim Kościołem, z lamusa strupieszałej ideologii wydobyto hasła o szkole bez religii.
Żeby było jasne: nie uważam, by w kwestii obecności Kościoła instytucjonalnego w przestrzeni publicznej nie popełnił on w minionych ośmiu latach błędów czy zaniechań. Nie uważam też, by obecność religii w szkole można było ocenić w sposób jednoznacznie pozytywny, dlatego potrzebujemy głębokiej debaty na ten temat. Jednocześnie uważam, że hasła zapowiadające wyprowadzenie religii ze szkół to bezrozumny i szkodliwy społecznie przejaw ideologicznego zaślepienia. Szkodliwy nie dla instytucji Kościoła, lecz przede wszystkim dla młodego człowieka. Entuzjaści świeckiej szkoły nie wiedzą (lub tylko udają), że religia w szkole jest europejskim standardem finansowanym ze środków publicznych.
Mam nadzieję, że religia w szkołach pozostanie oraz że wszędzie, gdzie będzie taka potrzeba, zostaną zorganizowane lekcje etyki. A także, że obecność na jednym z tych przedmiotów będzie obowiązkowa. Szkoła bez wartości to szkoła bez sensu. Wbrew mniemaniu prezydenta Warszawy, że młody człowiek nie potrzebuje dziś podpowiedzi, jak ma żyć, uważam, że potrzebuje i to bardzo. Młodzi ludzie wszystkich generacji poszukiwali i będą oczekiwać swojego nauczyciela i mistrza. Potrzebuje ich także obecne młode pokolenie, nawet jeśli tego nie artykułuje, zaś w miarę postępowania degrengolady rodzin to pragnienie będzie tym bardziej palące. I to jest prawdziwe wyzwanie dla dojrzałego społeczeństwa, zwłaszcza tych, którzy z racji swojego powołania – rodzicielskiego, politycznego, pedagogicznego czy duszpasterskiego – są do podjęcia tego wyzwania szczególnie zobowiązani. Ale czy dojdzie do ich poważnej rozmowy?