W połowie listopada członkowie niemieckiego episkopatu udali się do Rzymu z wizytą ad limina. Do „progów świętego Piotra” przybyli członkowie episkopatu, który wraz z wiernym tego lokalnego Kościoła, przed kilkoma laty wszedł na drogę synodalną i kroczy nią nadal, mimo zastrzeżeń coraz głośniej wyrażanych przez watykańską centralę. Niemieccy biskupi, wspólnie z organizacją tamtejszych świeckich, podnoszą konieczność wprowadzenia daleko idących zmian dotyczących pozycji kobiet, etyki seksualnej, władzy duchownych oraz przyszłości celibatu. Nie może więc dziwić, że niektórzy obserwatorzy już przed rozpoczęciem obrad w Watykanie dawali wyraz głębokiemu przekonaniu, że 18 listopada 2022 r. przejdzie do historii Kościoła. W tym bowiem dniu doszło do pierwszego spotkania niemieckich hierarchów z czołowymi przedstawicielami Kurii Rzymskiej.
Stanowisko Watykanu w kwestii drogi synodalnej przedstawione zostało przez dwóch kardynałów: szefa Dykasterii Nauki Wiary, hiszpańskiego jezuitę Luisa Ladarię, oraz Kanadyjczyka Marca Ouelleta, kierującego Dykasterią ds. Biskupów. Wbrew dość powszechnym obawom obydwa wystąpienia nie sprowadzały się jedynie do ostrego napominania gości z Niemiec.
Pochwały i krytyka
Obydwaj kardynałowie prześcigali się w pochwałach odnośnie do działań, jakie cały Kościół w Niemczech podjął w celu wyjaśnienia przypadków pedofilii. – To wy, jako następcy apostołów w Niemczech, potraktowaliście poważnie tragedię spowodowaną nadużyciami seksualnymi osób duchownych i w typowo niemiecki sposób, posiłkując się metodami naukowymi, wiarą oraz synodalnymi konsultacjami, zainicjowaliście badania, które zaowocowały zupełnie nowym postrzeganiem tego problemu – mówił kard. Ouellet. Wyraził też przekonanie, że postulaty formułowane przez uczestników niemieckiej drogi synodalnej zasługują na uwagę, tym bardziej że przy ich przygotowaniu niemałą rolę odegrali świeccy. Na tym jednak pochwały się skończyły.
Kard. Ouellet nie omieszkał zauważyć, że według opinii wielu wybitnych krytyków aktualnego kierunku niemieckiej drogi synodalnej, można już mówić o ukrytej schizmie. Wyraził także zdziwienie, że postulaty zgłaszane kilkadziesiąt lat temu przez niewielką grupę teologów – a dotyczące zniesienia celibatu, dopuszczenia kobiet do funkcji kapłańskich, nowego podejścia do seksualności czy ograniczenia hierarchiczności w Kościele – jako swoje traktuje dziś zdecydowana większość niemieckich katolików. Takie podejście może, zdaniem hierarchy, prowadzić do podziałów nie tylko w Kościele lokalnym. Zwątpienie i spowodowany tym zamęt wśród katolików zagraża, jak uważa, całej wspólnocie Kościoła.
W tym samym kierunku podążał kard. Ladaria, kiedy cytował fragment listu, jaki swego czasu do Kościoła w Niemczech skierował papież Franciszek. – Kościół powszechny potrzebuje Kościoła w Niemczech, tak samo jak ten potrzebuje Kościoła powszechnego – mówił kard. Ladaria. Odwołując się z kolei do Franciszkowej adhortacji Evangelii gaudium, szef Dykasterii Nauki Wiary posunął się krok dalej. Lepiej, uważa, odłożyć pilne sprawy, aby towarzyszyć i spojrzeć w oczy tym, którzy pozostali na skraju drogi. – Może to przypominać ojca marnotrawnego syna, który pozostawia drzwi otwarte, aby mógł on wejść bez trudności, kiedy powróci – mówił.
Kościół niemiecki, Kościół wybitnych teologów, synem marnotrawnym? Pierwsze reakcje niemieckich biskupów zdają się wskazywać, że to porównanie nie bardzo im się spodobało. Ale kard. Ouellet na tym nie poprzestał. Jego zdaniem, mając na uwadze wiele artykułowanych wątpliwości, jakie budzą niemieckie propozycje z jednej strony i trwający w Kościele powszechnym synod z drugiej, celowe byłoby wprowadzenie moratorium dla niemieckiej drogi synodalnej. Dałoby to szanse na jej udoskonalenie oraz lepsze wsłuchanie się zarówno w głos papieża, jak i światowego synodu biskupów.
Wracają z ulgą
Propozycja ta nie spotkała się z pozytywnym przyjęciem zdecydowanej większości niemieckich biskupów. Przewodniczący episkopatu bp Georg Bätzing wyraził przypuszczenie, że u podstaw tej sugestii leżała chęć opanowania swego rodzaju pożaru, który zapoczątkowany wychodzącymi z Niemiec żądaniami zmian, mógłby objąć wiele innych Kościołów lokalnych.
Na kończącej spotkanie konferencji prasowej stwierdził, że była to wizyta pełna wyzwań, w czasie której – tak w czasie rozmów zarówno z papieżem, jak i z przedstawicielami Kurii Rzymskiej – podjęto wszystkie tematy. – Nurtował nas przede wszystkim problem ewangelizacji w dzisiejszym zsekularyzowanym świecie. Przedmiotem rozmów były także zastrzeżenia kierowane wobec niemieckiej drogi synodalnej. Jednocześnie jednak druga strona wysłuchała opinii i trosk artykułowanych przez biskupów niemieckich – mówił bp Bätzing. Rozmowy prowadzone w różnych dykasteriach ujawniły, zdaniem bp. Bätzinga, że mimo sprzecznych opinii Kościół dalej kroczyć będzie tą samą drogą. Co więcej, niemiecki hierarcha po raz kolejny powtórzył opinię, którą przy różnych okazjach w ostatnich miesiącach wielokroć powtarzał. – Kościół w Niemczech nie podąża specjalną drogą, nie podejmie też jakichkolwiek decyzji, które byłyby możliwe jedynie w kontekście Kościoła powszechnego. Kościół w Niemczech chce i musi odpowiadać na pytania stawiane przez wiernych – powiedział. – Wracam do kraju z pewną ulgą, gdyż problemy nazwaliśmy po imieniu i nikt nie może powiedzieć, że o nich nie słyszał lub też że nie miał możliwości przedstawienia swojego stanowiska – podsumował. Jednocześnie jednak nie ukrywał swych obaw. – Nie mogę przewidzieć, jaką dynamikę przyjmą procesy synodalne – zakończył bp Bätzing.
W podobnym tonie wypowiedział się także jego poprzednik, kard. Reinhard Marx z Monachium. Z właściwą sobie swadą stwierdził, że rozmowy z kardynałami nie przebiegały w sposób, który uzasadniałby opinię: „Dostaliśmy w twarz, kończymy, pakujemy walizki, droga synodalna dobiegła końca”.
Czekając na luty
O tym, że watykańskie rozmowy obserwowane były z uwagą przez niemałą część niemieckich katolików, świadczą listy, jakie docierały do redakcji tamtejszych gazet. I tak jeden z czytelników tygodnika „Christ in der Gegenwart” wyraża przekonanie, że droga synodalna dobiegła definitywnie swego kresu. „Większość uczestników drogi synodalnej zignorowała list skierowany do niemieckich katolików przez papieża w 2019 r., co tym samym uznać należy za afront. Dano im to teraz w Rzymie w jasny sposób do zrozumienia”. W zupełnie odmienny sposób sytuację postrzega inny czytelnik tego tygodnika. „Niemieccy biskupi pełni dobrej woli udali się do Rzymu przede wszystkim po to, aby opowiedzieć papieżowi o synodalnej drodze. Jakież musiało być ich rozczarowanie, kiedy na pożegnanie ze strony Watykanu otrzymali jedynie zasadnicze zastrzeżenia. Jestem przekonany, że większość niemieckich katolików wstrząsa na to jedynie głową, niedowierzając sobie, że w obecnym dramatycznym położeniu naszego Kościoła tego typu reakcja była w ogóle możliwa. Jakże daleko oddalił się Kościół od znaków naszego czasu” – napisał.
Można przypuszczać, że ten czytelnik z ulgą przyjął do wiadomości wspólną
decyzję episkopatu i Związku Niemieckich Katolików o kontynuowaniu marszu na niemieckiej drodze synodalnej. Biskup Trewiru Stephan Ackermann, wyrażając zadowolenie po rzymskich obradach, stwierdził, że dokumenty przyjęte dotąd na synodalnej drodze przez niemieckich katolików przynoszą już pierwsze owoce. – Stąd już w lutym zakończymy nasze prace, a ich wyniki przekażemy do Rzymu – zadeklarował.
Dotychczasowe doświadczenia drogi synodalnej pokazują, jak ważną rolę odgrywają tu katolicy świeccy i jak bardzo tym żyją. Z dużym zainteresowaniem śledzili oni wyniki prowadzonych rozmów ad limina. Po ich zakończeniu Irme Stetter-Karp, przewodnicząca Zarządu Głównego Związku Niemieckich Katolików, raz jeszcze potwierdziła zasadność niemieckiej inicjatywy. – Nie ma rozwiązania, za które odpowiedzialność ponosił jedynie Rzym – powiedziała.
Na koniec warto przywołać jeszcze jeden kadr z wizyty ad limina niemieckich biskupów. Ukazuje on Franciszka wraz z gośćmi znad Renu, a także kobietę. Jest nią dr Beate Gilles, sekretarz generalna Konferencji Episkopatu Niemiec. Czyżby to był znak czasu?