Logo Przewdonik Katolicki

Znak Ulmów

Anna Druś
Rodzina Ulmów. Markowa i jej mieszkańcy | fot. Flickr/Episkopat News

Skoro właśnie teraz przeżywamy beatyfikację zwykłej rodziny podejmującej heroiczną decyzję, to patrząc przez pryzmat wiary, oznacza, że Pan Bóg chce dać światu, rodzinom, ludziom przez tę ich historię jakiś konkretny znak. Rozmowa z s. Marią Elżbietą Szulikowską o rodzinie Ulmów z Markowej

Dlaczego Siostra zainteresowała się Wiktorią Ulmą?
– Zanim zainteresowałam się nią jako bohaterką książki, wcześniej – na specjalną prośbę abp. Adama Szala – zainteresowałam się samą rodziną Ulmów. Tak powstała książka Markowskie bociany… Zaczęłam poznawać ich krewnych, źródła, opracowania i różne dotyczące ich materiały. Zajmując się historią sług Bożych od prawie siedmiu lat, mocno wniknęłam w jej sedno. Chodziłam ścieżkami w Markowej, byłam w miejscu męczeństwa – to było wstrząsające i wzruszające przeżycie, widziałam zasadzoną przez Józefa ostatnią gruszę i morwę. Byłam też w rodzinnych domach Józefa i Wiktorii. Skoro właśnie teraz, w obecnym czasie, przeżywamy beatyfikację RODZINY – to patrząc na wydarzenie poprzez pryzmat wiary, oznacza, że Pan Bóg chce dać światu, rodzinom, ludziom przez tę ich historię jakiś konkretny znak. Oto zwyczajna prosta rodzina ze wsi, pełna różnorakich pasji i uzdolnień potrafiła tak przejść przez życie, że dojrzeli do nieba i ponieśli męczeńską śmierć.

Czym Wiktoria wyróżniała się na tle kobiet tamtego czasu i tamtych okolic?
– To, co mnie zdumiało, to wielodzietna rodzina! Na podstawie drzewa genealogicznego zobaczyłam, że ona była trzynastym dzieckiem swoich rodziców. Siódmym, które przeżyło, więc była w domu najmłodszym – beniaminkiem. Gdy miała sześć lat, zmarła jej mama, wychowywał ją zatem ojciec i starsze rodzeństwo. Z pewnością jako dziecko najmłodsze była pieszczona, hołubiona, chociaż dało się zauważyć, że po śmierci mamy ta wcześniej żywiołowa dziewczynka spoważniała. Dzięki wsparciu sióstr i braci, którzy wcześniej przejęli obowiązki w domu i gospodarstwie, Wiktoria miała więcej możliwości na edukację w 6-letniej szkole powszechnej i działania społeczne.

Co wiemy o jej dorastaniu?
– Markowa – całkiem spora, bo licząca ponad 4 tys. mieszkańców wieś – była miejscem przebogatym w różne możliwości dla aktywności dzieci i młodzieży. Życie koncentrowało się przy parafii, gminie i powstałym w niedalekiej Gaci Uniwersytecie Ludowym. W parafii pw. Świętej Doroty działały różne bractwa. Było Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, kółka różańcowe, Związek Mszalny Diecezji Przemyskiej, Bractwo Najświętszego Sakramentu. Młodzi zatem nie spotykali się w parafii tylko przy okazji nabożeństw, ale też dla różnych innych aktywności. W tę działalność zaangażowali się młoda Wiktoria i młody Józef Ulma. Oboje udzielali się też w markowskim teatrze amatorskim – o czym świadczą zachowane zdjęcia z tamtego czasu. Józef służył w wojsku, a później uczył się w Państwowej Szkole Rolniczej w Pilznie koło Tarnowa, poznając tajniki nowoczesnego gospodarowania. Dzięki temu młodzi ludzie mieli już szersze horyzonty postrzegania i myślenia. Dlatego też Józef stał się propagatorem gospodarskich innowacji, takich jak uprawa warzyw na szeroką skalę, zakładanie sadów, miał też swoją pasiekę i hodował jedwabniki. Do dziś starsi mieszkańcy Markowej wspominają, że u Józefa Ulmy były najlepsze czereśnie w okolicy. Sam też złożył aparat fotograficzny i radioodbiornik! W miejscu gdzie stał ich dom i które było świadkiem ich kaźni, jeszcze do 2020 r. rosła zasadzona przez niego grusza. Józef sam zbudował wiatrak i prądnicę, dzięki tej instalacji elektrycznej mógł oświetlać dom, korzystając z własnej energii elektrycznej.

Musiało to być szokujące dla wielu.
– Zachowało się wiele świadectw ówczesnych mieszkańców Markowej mówiących o tym, czego ich nauczył Józef Ulma. A to komuś pokazał, jak szczepić drzewka, a to jak założyć ogródek warzywny albo pasiekę. Prowadził własną szkółkę drzewek owocowych, a przy szkole drugą, gdzie uczył dzieci tajników sadownictwa. Można powiedzieć, że Ulmowie byli w tym wszystkim pionierami.

Z pewnością taki innowator jak Józef był rozpoznawalny we wsi. Jak poznali się z Wiktorią?
– Markowa jako typowa polska wieś miała to do siebie, że mieszkańcy od urodzenia się znali. Domy stały blisko siebie, po jednej lub drugiej stronie ulicy. Ludzie wiedzieli, gdzie kto mieszka. Domy Józefa i Wiktorii znajdowały się blisko siebie, po tej samej stronie drogi. Franciszek, jej brat, przyjaźnił się z Józefem, który był od Wiktorii starszy o 12 lat. Dlatego można powiedzieć, że praktycznie Józef znał ją od urodzenia. Zachowało się takie wspomnienie bratanka Wiktorii, że to Franciszek powiedział Józefowi: „ożeń się z moją siostrą”. Czy widział, że ona „ma się” ku niemu, czy też wiedział, że bez takiej podpowiedzi zapracowany Józef nie pomyśli o żeniaczce – nie wiemy. Nie wiemy, ile czasu spotykali się wcześniej ani ile trwało narzeczeństwo. Możliwe, że ślub opóźniła śmierć ojca Wiktorii, który zmarł w grudniu 1934 r., dlatego młodzi zawarli sakrament małżeństwa dopiero 7 lipca 1935 r. Tego też dnia – 7 lipca – będziemy obchodzić ich liturgiczne wspomnienie po beatyfikacji.

Co Siostrę zaskoczyło, gdy zgłębiała życie Wiktorii Ulmy? Wyróżniała się czymś jako matka w tamtych czasach?
– Na pewno zaskoczyło mnie, że Wiktoria, mając w swoim domu tylko jedną izbę – która pełniła funkcje: sypialni dla 8-osobowej rodziny, kuchni, atelier fotograficznego Józefa, pokoju nauki dla dzieci – dawała radę o wszystko znakomicie się troszczyć, stąd wniosek, że była to kobieta dobrze zorganizowana. Józef musiał ją w tym wszystkim bacznie obserwować, bo na zdjęciach uwiecznił tę różnoraką pracę swojej żony. Widzimy ją zmywającą naczynia, rozwieszającą pranie w otoczeniu dzieci, zagniatającą ciasto, pielącą pomidory w ogródku. Na zdjęciach widać też, jak odrabia lekcje z najstarszą córką albo jak przyjmuje gości, mimo swoich licznych zajęć. Do tego dochodzi troska mamy o duchowy rozwój dzieci: Wiktoria dużo im czytała, korzystając z biblioteki domowej i prenumerowanych katolickich periodyków. Była to więc kobieta mądra, dzielna, pracowita, cicha, pokorna, bardzo ciepła i życzliwa dla ludzi. Gdy spytałam jej bratanka, skąd Ulmowie mieli pieniądze na zakup ziemi w Wojsławicach, gdzie mieli zamiar się przeprowadzić, Stanisław Niemczak odparł zdumiony: „Jak to skąd?! Przecież byli bardzo pracowitymi ludźmi i oboje ciężko pracowali!”.

Byli też ludźmi pobożnymi.
– Oboje pochodzili z tradycyjnie katolickich rodzin wiejskich, gdzie zgodnie z tradycją cały rok wzbogacano różnymi świętami, zwyczajami. Wiemy, że w ich domu była modlitwa rodzinna, ale była też lektura Pisma Świętego. Po śmierci Ulmów został odnaleziony ich rodzinny egzemplarz Nowego Testamentu, mocno sfatygowany, z podkreślonymi różnymi kolorami fragmentami. Na czerwono zaznaczono fragment przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Obok podkreślenia ktoś dopisał ołówkiem słowo „TAK”. Gdy to zobaczyłam, od razu pomyślałam, że owo „tak” było jakby pieczęcią, jakąś decyzją i zgodą na przyjęcie Żydów. Jeżeli Ulmowie czytali często Pismo Święte; jeżeli potrafili podkreślić perykopę dającą im argument, by mogli otworzyć drzwi potrzebującym Żydom; jeżeli inny podkreślony fragment to słowa „Jeżeli miłujecie tylko tych którzy was miłują…” – to oznacza, że z Ewangelii wysupłali ważkie wskazania, które pozwalały im zachować się w odpowiedni sposób, realizując Ewangelię w życiu. Wspominano zresztą potem, że gdy już po przyjęciu tych żydowskich sąsiadów na przechowanie namawiano Józefa Ulmę, by ich wyrzucił i ochronił swoją rodzinę przed niebezpieczeństwem, on odmawiał słowami Biblii, mówiąc: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni! Gdzie oni mają pójść? Przecież to też są ludzie”.

Ulmowie znali ludzi, których przyjęli pod swój dach?
– Tak. Saula Goldmana i jego czterech synów znali przelotnie, ponieważ byli oni handlarzami bydła i często przebywali na markowskiej ziemi. Natomiast Gouda i Lea były sąsiadkami Józefa, które mieszkały w domu naprzeciwko. Prawdopodobnie najpierw kobiety schowały się u sołtysa, ale z obawy odkrycia, gdy jego dom będzie przeszukiwany, przeniosły się z Saulem na strych domu Ulmów.

Może nas dziś nurtować to napięcie moralne, jakie z pewnością Wiktoria i Józef wtedy przeżyli: czy chronić swoje dzieci przed ryzykiem śmierci i odmówić schronienia tym ukrywającym się Żydom, czy też – idąc za poleceniem Ewangelii – udzielić im schronienia i narazić siebie i dzieci na śmierć.
– Gdy moja siostra poznała historię Ulmów z Markowskich bocianów, mojej pierwszej książki, powiedziała: „Nie wiem, czy byłabym zdolna poświęcić swoją rodzinę dla ukrywających się obcych ludzi. Chyba nie…”. Rzeczywiście wiele osób myśli w ten sposób. To była i jest na pewno bardzo trudna decyzja. Ale właśnie na tym polega heroiczność i tej decyzji, i postawy Józefa i Wiktorii Ulmów. Wiedząc, że za przechowywanie Żydów grozi kara śmierci i decydując się na to, musieli kierować się dwiema rzeczami. Najpierw miłością do człowieka i chęcią ratowania go w tej rozpaczliwej sytuacji. Po drugie zaś nadzieją i wiarą; nadzieją, że nie przyjdzie to najgorsze i wiarą, że Pan Bóg się tym zajmie tak jak trzeba. A mieli podstawy do takiej nadziei – to była wiosna 1944 roku i od wschodu już szła Armia Czerwona, wypędzając z tych terenów Niemców, i Józef o tym wiedział. Oni na pewno nie chcieli umierać ani narażać życia swoich dzieci – planowali przecież przeprowadzkę i budowę nowego domu. Decyzję motywowali wiarą i nadzieją. I mieli przekonanie, że są takie wartości, dla których warto zaryzykować życie. Ulmowie ofiarą życia pokazali największą miłość! Bo – jak powiedział Jezus – nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.

---

MARIA ELŻBIETA SZULIKOWSKA
ze Zgromadzenia Sług Jezusa

Absolwentka KUL-u, emerytowana katechetka od lat współpracująca z katolickimi mediami: Radio Podlasie, Radio VIA, a ostatnio Radio FARA. Autorka bajek dla dzieci, tomików wierszy – w tym dwóch poświęconych Ulmom – oraz książek: Markowskie bociany. Opowieść o bohaterskiej Rodzinie Wiktorii i Józefa Ulmów i Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości. Jest też autorką wielu felietonów radiowych w ramach cyklu Spotkania z Rodziną Ulmów


 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki