Logo Przewdonik Katolicki

Orientuj się

Szymon Bojdo
Jerzy Nowosielski, Pochwała Bogurodzicy, 1977, cerkiew prawosławna pw. Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie | fot. Marian Curzydło

Wschodnia sztuka ikony uwalnia od zachodniego przymusu rozpracowywania każdego aspektu życia rozumem.

W poznańskim Muzeum Archidiecezjalnym ikony pojawiają się na dwóch czasowych wystawach: na tej z twórczością Nowosielskiego zestawiają je z abstrakcją, na tej z twórczością artystów z Lwowa – z wojenną rzeczywistością.

Od narodzin po śmierć
Popularna definicja ikony odnosi nas do kościołów wschodnich, głównie prawosławnego i greckokatolickiego. Można by powiedzieć, że po prostu kojarzy nam się ona z wizerunkami Chrystusa, Matki Bożej, świętych, scen biblijnych, w charakterystycznej, natychmiast rozpoznawalnej stylistyce. Mają one bogatą historię, często owianą tajemnicą, mają wyraźne teologiczne znaczenie oraz są u swego zarania przeznaczone do użytku sakralnego. Nawet jeśli ikona pojawiła się w prywatnym domu, to przez długi czas nie jako dzieło sztuki, ale przedmiot, który sakralizował miejsce, w którym się pojawiał. Na pewno kojarzymy przyozdabianie ich charakterystycznymi ręcznikami obrzędowymi, bogato haftowanymi. Przedstawiają życie człowieka, jeden koniec to narodziny, drugi – śmierć. I tak towarzyszą człowiekowi od chwili narodzin (przystrajano nim dziecko do chrztu) aż do śmierci (trumny dzieci niesiono na ręcznikach, starszym wkłada się je do trumny). W międzyczasie towarzyszył wszystkim uroczystym chwilom życia: obdarowywano nim tych, których chciano uhonorować, panna młoda tkała go na swoje wesele i obdarowywała narzeczonego i drużbów, którzy zakładali je przez ramię. Tak ozdobiona ikona tworzyła w domu „święty kącik” czy też – jak nazywano go w niektórych regionach – „piękny kącik”.

Obraz
Niezmiernie ciekawa jest ta bliskość świętości i piękna – zresztą brutalnie próbowano rozdzielić ją w czasach ikonoklazmu od VIII aż po XVII wiek, mylnie odczytując kult ikon jako oddawanie czci przedmiotom, a nie tym, które one przedstawiają. Jak w tym kontekście ciekawie wyewoluowało słowo „ikona”, mówi definicja przytoczona przez Narodowe Centrum Kultury: „Najnowszy «Słownik języka polskiego PWN» notuje już – jako drugie – znaczenie rzeczownika IKONA ‘rzecz lub osoba będąca symbolem czegoś’. IKONA w tym znaczeniu to neosemantyzm, powstały pod wpływem języka angielskiego. O ile jednak można uznać za poprawne (choć może nieco manieryczne) posługiwanie się rzecz. IKONA w tym znaczeniu, o tyle trudno uznać za właściwe rozszerzanie nowego znaczenia również na przymiotnik. Innymi słowy: możemy powiedzieć o aktorze, że jest ikoną czegoś, np. ikoną popkultury, ale nie możemy powiedzieć o nim, że jest „ikoniczny”. (Z odwrotną sytuacją spotykamy się w przypadku pary kult – kultowy: powiemy np. że to kultowy film, ale nie powiemy, że to film otoczony kultem; nowe znaczenie ma tylko przymiotnik, nie przeszło ono na rzeczownik)”. Młodzież skojarzy ikonę jako prosty znak graficzny prowadzący nas do aplikacji, programu (np. na ekranie smartfona). Mówi się też, że ikonę się pisze, bo jest ona zapisem teologii, za pomocą kolorów, symboli i kompozycji całego obrazu. Jest to w jakimś sensie kwintesencja obrazu, bo wszak jego nazwa pochodzi od greckiego eikōn, oznaczającego właśnie obraz.

Oderwanie
Abstrakcja w sztuce wydawałaby się czymś zupełnie przeciwnym. Wywodząca swoją nazwę od łacińskiego abstractio, co oznacza oderwanie, rzeczywiście odżegnuje się ona od wszelkiej ilustracyjności i od przedstawiania wizerunków „z natury”. Tak jak ikona związana jest przez długi czas w historii sztuki z anonimowością, bo nie znamy nazwy konkretnych ikonografów, a jedynie szkoły czy miejsca, w których tworzyli, tak malarz abstrakcyjny ma imię i nazwisko, swoją historię, filozofię i styl, często powiązany tylko z tym jednym twórcą. Mamy jednak intuicję, że przedstawienia malarzy zajmujących się abstrakcją mają jakiś konkretny sens. Albo inaczej – często sensem malarstwa abstrakcyjnego jest odejście od sensów, w znaczeniu fabularyzowania, nazywania i nadawania znaczeń jego poszczególnych elementów. Niektórzy chcieliby w związku z tym postawić malarstwo abstrakcyjne w jednym rzędzie ze sztuką użytkową czy wręcz dekoracyjną. Byłoby to jednak chybione. Pod warstwami kolorów, w swoistym układzie kształtu, a często także poprzez nadanie dziełu odpowiedniej faktury, kryje się cała paleta emocji, napięć i znaczeń, które abstrakcja może wyrażać. Jak pisał prof. Michał Haake, cytując Kandinsky’ego: „właśnie element abstrakcyjny stanowi największą wartość sztuki, bo dzięki niemu malarstwo nie przemija z czasem, pozostaje aktualne dla każdego widza. Rosjanin przypisywał sztuce abstrakcyjnej wielką rolę. Wierzył, że może ona uzdrowić duszę współczesnego człowieka, która jest «pełna zwątpienia, niewiary, dezorientacji oraz poczucia zagubienia sensu», «przygnieciona ku ziemi przez materialistyczny pogląd na świat»”.

Na równych prawach
Czy zatem i ikona, i abstrakcja pełnią podobne funkcje? Czy to może zbyt ryzykowna teza? Mają na pewno wiele cech wspólnych. I dla ikony, i dla abstrakcji bardzo ważna jest kompozycja – żaden z elementów tych obrazów nie pojawia się tam przypadkowo i nieprzypadkowo wchodzi też w relacje z innymi elementami obrazu. W obu przypadkach elementem transcendencji, wychodzącym poza granice ludzkiego poznania, jest barwa, otwierająca nie tylko znaczenia teologiczne, ale też pozwalająca patrzącemu doświadczyć stanu na pograniczu mistyki. Wreszcie mamy bardzo stypizowane figury ikon sakralnych, po geście, ubiorze, pozie można rozpoznać, kogo ona przedstawia lub do czego odnosi. Podobnie w abstrakcji pojawiająca się figura przenieść nas może do innej rzeczywistości znaczeniowej.
„Ikona przesycona jest duchem sztuki abstrakcyjnej – pisał Jerzy Nowosielski. – Te dwa światy, pierwszy – pewnej determinacji właściwej malarstwu realistycznemu, odtwarzającemu, i drugi – świat wolnej kreacji abstrakcyjnej, istnieją w naszej ikonie (…) w stopniu największego napięcia i niejako na równych prawach”. Wychowany na styku dwóch kultur, łączył tradycje Wschodu i Zachodu, sacrum i profanum, figurację i abstrakcję, kreując własny, niepowtarzalny, fascynujący świat. Jego malarstwo jest syntezą dwóch rozmaitych tradycji: szeroko pojętej awangardy i tradycji wschodniochrześcijańskiej, bizantyńsko-ruskiej, tradycji ikony. Przechadzając się wśród kilkunastu dzieł na przemian będących ikonami i abstrakcjami Nowosielskiego, możemy dostrzec, jak bardzo te doświadczenia się przeplatają. Nie tylko dlatego, że sam autor zajmował się awangardą, awangardowe jest również pisanie przez niego ikon i same te ikony wydają się awangardowe. Pozbawione tradycyjnego przepychu, pozostawiające wiele przestrzeni i światła, intrygujące barwą, przemawiające nawet formatem (od potężnego ikonostasu z ikoną Pochwała Matki Bożej po maleńką ikonę Podwyższenie Krzyża Świętego). A obok widzimy równie intrygujące dzieło, wręcz momentami odnosząc wrażenie, jakby obraz abstrakcyjny był początkiem pisania ikony, jakimś studium do niej, lub odwrotnie – to obraz abstrakcyjny jest jakimś ogołoconym, uproszczonym kontinuum ikony. Uderzające jest, jak bardzo praktyczne są to w gruncie rzeczy obrazy – wypełniając przestrzeń sakralną, służą do modlitwy, pomagają w złapaniu kontaktu ze światem duchowym. Z kolei odrywająca abstrakcja pozwala odbiec myślami od oczywistości, spróbować wyćwiczyć nasz rozum w pojmowaniu wymykającym się tradycyjnym definicjom.
Na ostatnim piętrze Muzeum Archidiecezjalnego w Poznaniu prezentuje swoje prace Szkoła Ikonopisania „Radruż” przy Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie, która jest ekumenicznym środowiskiem akademickim podobnie myślących profesjonalistów, którzy studiują, nauczają i popularyzują wschodniochrześcijańskie malarstwo. 75 ikon napisanych przez 30 ikonografów zaskakuje żywym przekazem, odważną kolorystyką, oryginalnym podejściem do kształtu (jak choćby w promującej wystawę ikonie Narodziny Chrystusa, wpisanej w idealny okrąg). Jak mówią sami twórcy – chodzi o żywą kontynuację tradycji. Jeśli ma być żywa – musi odnosić się też do współczesnego życia: takie ikony jak Kołysanka dla Jezusa czy też Ikona uzdrawiających łez Maryi dotykają problemów jak najbardziej konkretnych i nieabstrakcyjnych – macierzyństwa, wojny, pokoju, wybaczenia czy uzdrowienia. Zakładam, że muzealna placówka z Ostrowa Tumskiego nie zestawiła tych dwóch czasowych wystaw przypadkowo, bo wręcz idealnie uzupełniają się one nawzajem w refleksji na temat teologicznego istnienia obrazu.

W głąb istnienia
Zarówno ikona, jak i sztuka abstrakcyjna sprawiają, że w swojej refleksji możemy wznieść się na inny poziom. Mimo że uporczywie to, co nazwane jest tajemnicą, chcemy jako ludzie Zachodu rozwiązać, nazwać, uporządkować, zilustrować, to  kontakt z sakralną sztuką Wschodu, jak i malarstwem abstrakcyjnym umożliwia nam doświadczenie, przeżycie i wniknięcie w głąb istnienia. Paradoksalnie może to nam bardziej pomóc w orientowaniu się w rzeczywistości niż bezduszny dyktat rozumu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki