Mimo że byłem w Jerozolimie, zdziwiła mnie ostatnio pewna informacja – droga od pretorium na Golgotę miała zaledwie około 600 metrów. Jak wiemy, dziś jest ona bardzo dobrze oznaczona, po odnalezieniu Krzyża przez św. Helenę wśród wąskich uliczek świętego miasta wyznaczono trasę, którą przeszedł Jezus do miejsca swojej śmierci. Miasto oczywiście przez wieki się zmieniało, ale od 1880 r. na stałe w każdy piątek ojcowie franciszkanie przeprowadzali tam oficjalne nabożeństwa drogi krzyżowej. Może przez to, jak wiele na tej drodze się działo, w mojej świadomości pozostała ona jako dużo dłuższa, wręcz ciągnąca się kilometrami. Może cierpienie, wielkie cierpienie, którego doświadczał Jezus, a któremu przyglądamy się, choćby duchowo, jak obserwatorzy, też sprawia, że dystans ten wydaje się większy.
Ewangelia i tradycja
Nabożeństwo to swoją popularność zyskało w średniowieczu, kiedy to chrześcijanie zaczęli lepiej poznawać Jerozolimę, ale też dlatego, że rzecz jasna większość wiernych nie mogła w tym mieście się pojawić. Jak wyjaśnia ks. prof. Dominik Ostrowski, w XIII w. można było odprawić nabożeństwo męki Chrystusa na tzw. drogach jerozolimskich. Później owe „drogi” przybrały różne formy, czasami bardzo rozbudowane, a przykładem tego są choćby Kalwaria Zebrzydowska, Kalwaria Pacławska czy Wambierzyce. W Górze Kalwarii w województwie mazowieckim przeniesienie to było tak dosłowne, że ulice wysypano przywiezioną z Jerozolimy ziemią. Droga męki Jezusa stała się więc w ten sposób kulturowym zjawiskiem, nie tylko nabożeństwem religijnym, ale również inspiracją dla urbanistów, architektów, artystów. W formie, jaką znamy – czternastu stacji – ukształtowała się do XVII w. Jako pierwszy
14 stacji wprowadził w 1741 r. św. Leonard z Porto Maurizio, który też za zgodą papieża Benedykta XIV założył drogę krzyżową w rzymskim Koloseum. Spośród
czternastu znanych stacji tylko dziewięć (I, II, V, VIII, X–XIV) ma potwierdzenie w ewangelicznych relacjach. Pozostałe (III, IV, VI, VII, IX) przekazała tradycja Kościoła. W katolickich świątyniach ściany ozdobione są krzyżami z numerami poszczególnych stacji lub obrazami, płaskorzeźbami bądź rzeźbami, które przedstawiają kolejne etapy drogi krzyżowej. Papież Leon XIII w celu propagowania nabożeństwa zatwierdził w roku 1879 Stowarzyszenie Ustawicznej Drogi Krzyżowej, a w 1901 r. erygował Stowarzyszenie Żywej Drogi Krzyżowej. Pius XI udzielił w 1931 r. pozwolenia chorym i więźniom na odprawienie nabożeństwa przed krzyżykiem. Od czasów papieża Pawła VI za pobożne odprawienie drogi krzyżowej można uzyskać odpust zupełny. Warto o tym przypominać, bo może się wydawać, że nabożeństwo to nam już nieco spowszedniało, stało się oczywistym elementem naszej duchowości i kultury. Gdy jednak postaramy się spojrzeć na nie świeżym okiem, dostrzeżemy jak bardzo uniwersalne i aktualne niesie ona przesłanie.
Warszawska via dolorosa
Może trudno w to uwierzyć, ale warszawska archikatedra św. Jana Chrzciciela przez wiele lat nie miała swoich stacji drogi krzyżowej. Licząca około 700 lat świątynia nie miała żadnej dokumentacji zdjęciowej sprzed wojny, która potwierdzałaby obecność takiej instalacji w świątyni. Dotychczas specjalnie dla niej opracowane nabożeństwo pasyjne odprawiane było przy kaplicy Baryczków, z cudownym krucyfiksem Chrystusa. Cztery lata temu kard. Kazimierz Nycz polecił zaprojektowanie stacji i wykonanie ich młodemu rzeźbiarzowi, wówczas 29-letniemu Łukaszowi Krupskiemu, autorowi m.in. popiersia bł. Stefana Wyszyńskiego przed Domem Arcybiskupów Warszawskich oraz „pustej Piety”, czyli pomnika Matki w parku Powstańców Warszawy. To jeden z ciekawszych artystów, który w swojej sztuce odnosi się do różnych form doświadczenia religijnego. Co warte podkreślenia, nie tylko zaprojektował on, ale także wykonał poszczególne stacje. Są one dosyć monumentalne, bo każda ma metr wysokości, wykonane są z kamienia i zawieszone na kolumnach warszawskiej archikatedry. Znajdują się po dwóch bokach każdej kolumny, tylko przy wejściowych kolumnach są trzy stacje, dzięki czemu droga jakby sama prowadzi do skrętu w drugą nawę. Prostota – to pierwsze, co przychodzi na myśl, gdy spojrzy się na przedstawienia poszczególnych stacji. Jeśli jednak się im przyjrzeć, to zaskakują głębią wyrazu. Nowatorskim zabiegiem jest to, że katedra, w której droga krzyżowa się znajduje, staje się bohaterką tych obrazów. Jak mówił autor w wywiadzie dla KAI: „Przecież ta świątynia została zrujnowana, można by powiedzieć: zostało zniszczone serce Warszawy, ale została odbudowana i to też jest znak zmartwychwstania. Dlatego historia katedry wywarła bardzo silny wpływ na moją pracę i koncepcję artystyczną. Oczywiście Chrystus stanowi tutaj dominantę, jest najważniejszym bohaterem, ale miasto, wraz ze swoją katedrą, też jest bohaterem w takim sensie, że idzie razem z Chrystusem drogą krzyżową i wraz z Nim ponosi ofiarę. Czyli ta ofiara jest wpisana w tę największą ofiarę Chrystusa”. Charakterystyczna bryła archikatedry warszawskiej pojawia się już od pierwszej stacji, w kolejnej ukazuje się ponad miastem, które Chrystus jakby unosi, biorąc ze sobą w drogę. Zobaczymy ją jeszcze w stacji VII, gdy Jezus upada po raz drugi pod krzyżem na tle zarysu miasta. W stacjach XII i XIII katedra ta jest już zrujnowana, a w XIV (złożenie do grobu) – jakby powoli odbudowywana. Nieoczywiste są przedstawienia innych stacji: Maryja staje z Jezusem wprost przed nami (zazwyczaj widzimy ich w objęciu), zamiast Weroniki zobaczymy tylko jej chustę z odbitym wizerunkiem Jezusa; w VIII stacji, gdy Jezus pociesza płaczące kobiety, postać jednej z nich leży na ziemi zwinięta w kłębek, w stacji IX, która przedstawia trzeci upadek pod krzyżem, dokładnie w takiej samej pozycji ułożył się Chrystus. Złożenie do grobu wyrażone jest z kolei jakby ułożeniem hostii w tabernakulum. Dla sztuki sakralnej to ważne i cenne dzieło, bo odchodzi ono od dosłowności i próby ilustracyjnego oddania biblijnej rzeczywistości w kierunku symbolicznego i głębokiego odczytania tego nabożeństwa w naszej rzeczywistości. Nie jest jednak zagadką, która nie byłaby możliwa do odczytania przez niewykształconego w zakresie teologii czy historii sztuki człowieka.
Nowe odczytanie
Praca Łukasza Krupskiego prowadzi mnie do ogólnej refleksji na temat tego, jak próbujemy współcześnie odczytać różne formy dawnych religijnych tradycji. Do nowych form odprawiania drogi krzyżowej zaliczyć można również Muzyczną Drogę Krzyżową na chór mieszany i orkiestrę, z muzyką Michała Biechowskiego i słowami Doroty Barwińskiej, pod kierownictwem dyrygenta Mateusza Lewandowskiego, wykonywaną cyklicznie w świątyniach województwa kujawsko-pomorskiego. Ogromną popularnością cieszą się wciąż Ekstremalne Drogi Krzyżowe, które łączą duchowe rozważania z wyzwaniem wielokilometrowego marszu. Pochodzenie drogi krzyżowej z miasta, jej rozgrywanie się w zgiełku tłocznej Jerozolimy, pewien społeczny i duchowy wydźwięk sprawia, że jest ona zrozumiała i poruszająca dla mieszkańców współczesnych miast. Pytanie tylko, czy uda się nam dostrzec w codziennym zabieganiu przebiegającą tuż obok nas drogę cierpiącego Chrystusa?