Logo Przewdonik Katolicki

Szczecińska tragedia

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Nawet tragedia największa, kiedy polityczka traci dziecko, nie nauczy nas niczego

U nikałem tego tematu. Wyroku na pedofila, który będąc ważnym działaczem Platformy Obywatelskiej ze Szczecina, skrzywdził dzieci swojej partyjnej koleżanki. I samobójstwa syna owej koleżanki, posłanki PO. A na koniec tematu odpowiedzialności za to samobójstwo, co stało się przedmiotem wojny na słowa o niespotykanej temperaturze. Piszę „niespotykanej”, choć przecież dziesiątki razy ogłaszałem, że oto przekroczono kolejne granice.
Nie pisałem o tej smoliście czarnej historii z dwóch powodów. Po pierwsze, nie miałem poczucia, że wiem wystarczająco dużo. Pęd do komentowania bez kompletu danych to jedna z chorób dzisiejszych mediów: tych tradycyjnych i tak zwanych społecznościowych. Ten pęd jest plagą nawet wtedy, gdy podglebia nie stanowią podziały partyjne i polityczne. Zabito w Zamościu na ulicy szesnastolatka. Komentatorzy są pod parą już w kilka godzin później.
Ogłaszają werdykty, zgodne z ich wizją świata, ale czy zgodne z materialną prawdą? Patrzę na profesora, który w telewizji Polsat wyrokuje, że winna była szkoła. Choć wszystko zdarzyło się poza nią, choć główny oprawca i ofiara chodzili do szkół różnych (która jest więc winna?). Przecież takimi słowami łatwo krzywdzić.
Drugi powód mojego milczenia to poczucie, że akurat w szczecińskiej historii każdy komentarz generuje emocje. Nawet taki, który powstanie w imię ich studzenia. W którym będzie mowa o tym, że nie warto, nie powinno się przesądzać. Dowolny tekst będzie czytany jako wybielanie jednych albo oskarżanie innych.
Przerywam teraz milczenie tylko dlatego, że jestem przekonany o dojrzałości czytelników „Przewodnika Katolickiego”. O tym, że to pismo ma wbudowane w swoją tożsamość, można by rzec, systemową ostrożność, stawanie ponad różnymi podziałami. Ale nawet w takich okolicznościach ograniczę się do kilku pytań. Do przypomnienia, jak wątłe są podstawy jakiejkolwiek diagnozy co do tak zwanej winy.
Spór toczy się nawet na poziomie ustalenia, kto pierwszy tak naprawdę ujawnił tożsamość Mikołaja. Załóżmy jednak, że zrobiło to publiczne Radio Szczecin i publiczna TVP Info. Czy dałoby się opisać tę historię z jej kontekstem politycznym w tle bez wskazania, kim była matka ofiary, posłanka PO? Jeśli ktoś sądzi, że wzajemne powiązania, towarzyskie i polityczne zależności, sprawcy i skrzywdzonej rodziny miały wpływ na wydarzenia, właściwie musiało się to skończyć identyfikacją.
Zarazem, czy powinno się stawiać tezę o politycznym kontekście? Bez znajomości osobistych, także rodzinnych relacji? Materiały sympatyzujących z prawicą mediów publicznych pełne były tez najgrubszych. Oto złapaliśmy za rękę środowisko Platformy, możemy jej przypisać krycie demoralizacji. Choć przecież krycia w tym przypadku zdaje się nie było. Był tylko ciąg tragicznych pomyłek. Było zawiedzione zaufanie. Czy ostatecznie anonimowość ofiary nie była tu wartością nadrzędną?
Z „trzeciej strony”, nie ma dowodów na to, że Mikołaj się zabił, bo został zidentyfikowany. Donald Tusk ogłosił to w dzień pogrzebu, ale na jakiej podstawie? Słychać, że chłopiec miał już za sobą wcześniej próby samobójcze. Może więc decydujące było samo nieporadzenie sobie z krzywdą, a nie medialny szum, choćby najbardziej wątpliwy moralnie. Może...
Za każde z tych pytań jedna ze stron jest gotowa mieszać z błotem tego, kto je wypowiada. I za każdym razem będzie to inna strona. Padają najgrubsze opisy, według Tuska rządzą Polską „łajdacy”. To oczywiście klimat sprzyjający kolejnym krzywdom, kolejnym fałszywym oskarżeniom. Kto to zatrzyma? Odpowiadam od razu – nikt. Nawet tragedia największa, kiedy polityczka traci dziecko, nie nauczy nas niczego.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki